26.02.2025

[KP] Harlow Clarke


harlow clarke
17/05/1991, MARIESVILLE — WETERYNARZ W MARIESVILLE VETERINARY CLINIC — MAJĄC DWADZIEŚCIA PIĘĆ LAT WYJECHAŁA Z MARIESVILLE TYLKO PO TO, BY WRÓCIĆ PO DZIEWIĘCIU LATACH I SPRÓBOWAĆ ZACZĄĆ OD NOWA — DOM W RIVERSIDE HOLLOW, KTÓRY DZIELI Z PRZEUROCZYMI WSPÓŁLOKATORKAMI: IVY I PAM — KOCHA ZWIERZĘTA, NIEDAWNO WKRĘCIŁA SIĘ W WSPINACZKĘ I CHCIAŁABY NAUCZYĆ SIĘ JEŹDZIĆ NA ROLKACH

Jest jedynaczką — wyczekanym, wychuchanym, ukochanym dzieckiem, oczkiem w głowie nadopiekuńczych rodziców, którzy chcieli dla niej jak najlepiej, tylko nie bardzo liczyli się z jej zdaniem. Irytowała ich swoją niespożytą energią, tym, że zamiast siedzieć w swoim pokoju z nosem w książkach, biegała po podwórku, zdzierała kolana i przyprowadzała inne dzieci do domu, częstując ich cukierkami i ciasteczkami, których matka z reguły nie pozwalała jej jeść, a na których kupno zazwyczaj namawiała ojca. Jak wszystkich brała go na swój uroczy uśmiech i wielkie oczy, które działały tak długo, dopóki nie zrobiła się zbyt uparta. Zbyt asertywna. Zbyt pewna siebie. 
W przeciwieństwie do rodziców nie wiedziała, kim chce lub powinna zostać, dlatego uporczywie powtarzali, groźnie grzmiąc nad jej głową, że jeśli tak dalej pójdzie, to zmarnuje sobie życie. Nie słuchała ich, woląc popełniać własne błędy, nawet te, które smakowały ich chorą satysfakcją i dumnym: a nie mówiliśmy?
A mówili wiele; miała nie takiego chłopaka, nie takich znajomych, nie takie oceny w szkole, nie taką pracę i zmarnowany potencjał. Na studia zdecydowała się zbyt późno, a do tego wybrała beznadziejny kierunek, ale przynajmniej wyjazd z Mariesville uznali za najlepszą decyzję, jaką mogła podjąć i niedługo po niej zrobili to samo. 
Do tej pory nie rozumieją, po co jej dwa koty i dlaczego postanowiła wrócić, co złego jest w gorących, słonecznych plażach Kalifornii, a co wartego uwagi w mieście, które pachnie jabłkami, ale nie próbuje im tego wyjaśniać.
Lubi jabłka i znudziły się jej plaże. Lubi ulice, na których rozbijała kolana, swój pokój w domu, który od prawie dziesięciu lat stoi żałośnie pusty zupełnie tak, jakby wszyscy o nim zapomnieli, lubi mieć wszędzie blisko, lubi widzieć znajome twarze i pielęgnować wspomnienia; lubi Mariesville, nawet jeśli przez ostatni czas oszukiwała się, że jest inaczej, wraz z rodzicami wmawiając sobie, że jej miejsce jest w wielkim świecie. 
Miała nie wracać, bo wszędzie miało być prościej i lepiej, ale nie było, więc wolną posadę w klinice weterynaryjnej zinterpretowała jako znak, którego potrzebowała, by wreszcie spakować walizkę. 
Bo w znaki też lubi wierzyć. 
                                                                        ________________
Cześć, Harly jest do tańca i do różańca. Szukamy wszystkiego. 
elnattchio@gmail.com
Poniżej mogą znaleźć się treści przeznaczone dla dorosłych.

84 komentarze:

  1. [Przychodze jako pierwsza (chyba) powitać nową postać w naszym gronie, a zarazem wspaniałą panią weterynarz, która już skradła moje serducho! Wydaje mi się, że Harly wraz z Olivią są bardzo podobne, więc co ty na to, żeby je tak dobrze ze sobą zakolegować? Mogą rozmawiać o trudnych przypadkach i ulubionych pacjentach przy lampce wina!]
    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wiedziałam, że będzie doskonała, ale nie sądziłam, że będzie tak piekielnie doskonała! 🔥 Dzielna dziewczyna o złotym sercu, która wcale nie zmarnowała swojego potencjału, a co najwyżej tylko potencjalne plany rodziców, phi!. Harlow może być z siebie naprawdę dumna, bo jest wyjątkowa, a Ty możesz być dumna z pięknej karty, o. Ja za to wagonik do kolejki w rollercoasterze uważam za zamknięty i oficjalnie gotowy do startu. Bawcie się dobrze, tylko nie krzyczcie zbyt głośno, chyba, że – no cóż – z przyjemności 🤫😈]

    yours Tanner Gentry

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Cóż za promyczek słońca! Philip z roboczych zaprasza na wspólną wspinaczkę, będzie asekurował ją aby nic się złego nie stało. Kotki z drzewa też ściągnie, jeżeli zajdzie taka potrzeba xD ]

    Noah Wells i Phil Davis

    OdpowiedzUsuń
  4. Widok światła rozpalonego w pomieszczeniach sąsiedniego domu, zwabił go wczoraj do okna, jak jakąś zagubioną, zdezorientowaną ćmę, która nagle straciła łączność z nawigującym ją w naturze niebem i wpadła w pułapkę sztucznej iluminacji. Nie wiedział, jak długo stał i obserwował cienie tańczące na ścianach tamtejszych wnętrz, trzymając w dłoni szklankę i mocząc usta w mocnym burbonie, ale kiedy ją zobaczył, kiedy znalazła się w centralnej części okna, jej spojrzenie wylądowało na nim, a ich oczy spotkały się nagle w tym samym punkcie, świat najpierw zatrzymał się w miejscu, a później cofnął się o dekadę i bezlitośnie wepchnął w wir wspomnień. Miał nie robić sobie tego już nigdy więcej – miał tam nie wracać, ale gdy dom, który przez tyle lat stał pusty i pokój, w którym od dawna nikt nie zmieniał firan i nie zapalał światła, nagle stał się żywy, wspomnienia same przeciągnęły go na swoją stronę. Nie miał przy sobie papieru i flamastra, żeby napisać jej na pierwszej kartce, jak bardzo się stęsknił, a na drugiej dopisać, że za jej chrapaniem, które jest tak głośne, że słyszy je przez dwie ściany i przestrzeń, dzielącą ich podwórka, ani starej procy, żeby strzelić do jej pokoju kilkoma cukierkami i w ten sposób obejść zakaz, narzucony przez jej rodziców. Nie miał też pod ręką gitary, żeby usiąść na parapecie i wybrzdąkać jej jakąś śmieszną improwizację o tym, jakie to życie jest głupie, a starszy upierdliwi, i poprawić nastrój po kolejnej sprzeczce o jej przyszłość. Nie miał przy sobie nic, oprócz zasłon, które wczoraj w pewnym momencie zaciągnął, tym jednym gestem odcinając się od domu po drugiej stronie i wspomnień z nim związanych. To było do przewidzenia, że kiedyś w końcu go sprzedadzą, albo komuś wynajmą, bo dlaczego miałby stać i gnić, ale dla pewności sprawdził jeszcze, czy alkohol przypadkiem nie wywietrzał z butelki burbona i nie płatał mu figli, bo doświadczył przed chwilą czegoś, co śmiało mógłby podciągnąć pod halucynacje, albo urojenia. Bywa z nim źle, zdarza się, ale do cholery nie aż tak. Następnego dnia, gdy szedł do warsztatu, który znajduje się kawałek za ich domem, i zobaczył na tarasie u Clarke puste kartony, utwierdził się w przekonaniu, że ktoś się tutaj wprowadził, i że to na pewno nikt z okolicy, bo nikt, kto zna Gentrych, nie zamieszkałby obok nich z własnej nieprzymuszonej woli, a gdy wyjeżdżał do Camden parę godzin później, pudeł już tam nie było. To raczej nietutejsi, ale byłoby cudownie, gdyby darowali sobie te sztuczne, sąsiedzkie powitania, chociaż, znając Grace, ona ugości ich bez zastanowienia, i już nie ważne, że Tanner co rusz jej powtarza, żeby pod jego nieobecność nie wpuszczała nikogo do środka. Ale po śmierci Jacka odżyła, jakby ktoś zdjął kulę z jej nogi i pozbawił ciężaru, który pozbawiał ją tchu, co było o tyle zaskakujące, że właśnie wtedy zwaliły im się na głowę największe problemy. Grace po prostu wierzyła, że Tanner ze wszystkim sobie poradzi, w przeciwieństwie do ojca, który w karty potrafił przegrać nie tylko ziemię, bo nawet własne buty, i niczego nigdy nie odzyskać. Nosiła się na czarno, bo tego wymagała wszelka żałobna moralność, ale w duchu zrobiła się kolorowa, choć prawda jest taka, że dla swojego dobra nie wiedziała o wszystkim – ba, nie wiedziała nawet o połowie spraw, z którymi stary Gentry zostawił ich na tym ziemskim łez padole.
    Kiedy wysiadał z auta pod domem, dzień ustępował już miejsca wieczorowi, a na błękitne niebo powoli zaczynała opadać gwiaździsta kurtyna. Gdy dostrzegł rozpalone światła w salonie, zmarszczył brwi i idąc, automatycznie zaczął się zastanawiać, dlaczego matka nie szykowała się jeszcze do snu, skoro to była jej pora, a jutro z samego rana miał ją zawieść do Camden do siostry. Odzyskały kontakt po śmierci Jacka do takiego stopnia, że Grace zaczęła jeździć do niej co weekend, a w grę wchodziła nawet szansa, że zamieszkają razem, by nadrobić stracone lata, o ile matka pozwoli sobie wreszcie zostawić to miejsce w tyle. To byłaby najrozsądniejsza opcja i Tanner miał nadzieję, że w najbliższym czasie wcielą ten pomysł w życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedł po schodach ciężkimi buciorami, wymacał klucz w kieszeni kurtki i otworzył drzwi, pocieszając się tym, ze matka przynajmniej zamykała je na wszystkie spusty. Ze skromnego salonu, połączonego z kuchennym aneksem i jadalnią, natychmiast doszły go dźwięki rozmów i to nie byle jakich, bo wesołych i przedziwnie pozytywnych, jak na standardy ich codzienności. Grace śmiała się teraz, wspominając coś o szkolnym balu, zupełnie tak, jakby miał on miejsce wczoraj, a nie dwadzieścia lat temu. A niby kiedy ona zdążyła odnowić kontakt z jakimiś przyjaciółkami plotkarami i przekonać je do odwiedzin, skoro ich mieścina dopiero co zaczęła się przyzwyczajać do wiecznej nieobecności naczelnego dziada? Zadziwiające.
      Wszedł głębiej, swoim wtargnięciem z marszu przerywając trwającą w salonie sielankę.
      — Co tu się... — urwał, zatrzymawszy się na środku, kiedy jego wzrok spoczął na niej. Aż poczuł ten specyficzny dreszcz przebiegający po plecach i krew odpływającą z twarzy. Teraz nie miał już wątpliwości, że alkohol nie był wcale trefny, szkoda tylko, że wylał go do zlewu. Mimowolnie rozchylił usta i uniósł brwi, wyłapując spojrzeniem rozgrzebane albumy, z których zdjęcia spoczywały porozkładane na stoliczku w małym nieładzie, a zaraz obok stały sobie filiżanki z parującą wciąż herbatą i słodkie ciasteczka z lokalnej cukierni.
      — Tanner? — Grace podniosła się z kanapy, dzieląc się z nim swoim rozpromienionym uśmiechem. — Zobacz, kto nas odwiedził. Nasza Harlow. Właśnie wspominamy stare czasy.
      Podniósł wzrok z powrotem na nią, nawet nie zauważając chwili, w której jego oddechy stały się głębsze, a klatka piersiowa zaczęła falować ciężej. Nie licząc pogrzebu, gdzie widzieli się tylko przelotnie, minęło naprawdę szmat czasu od ich ostatniego kontaktu, ale rozpoznałby ją nawet po kilkudziesięciu latach, bo pewne aspekty się w niej nie zmieniały. Jej wielkie, ciemne oczy zawsze błyszczą tym samym dziewczęcym światłem. Była piękna, niesamowicie, ale to też się nie zmieniło, bo jej uroda zawsze go urzekała.
      — Nasza? — Odchrząknął, spoglądając na matkę i krótko drapiąc po głowie, bo chyba trochę się z tym stwierdzeniem zagalopowała. Trochę, kurwa, bardzo. — Okay, nie przerywajcie sobie, ja i tak wychodzę — oznajmił. — Mam robotę w garażu — wyjaśnił wymijająco i obrócił się na pięcie, ruszając w stronę, z której przyszedł. W jakiej beznadziejnej sytuacji się znaleźli, to tylko im mogło się przytrafić.
      — Zaczekaj, Tanner, obiecałeś przymierzyć koszulę. Wiesz, że jutro nie będę miała już czasu na poprawki, a ty pewnie znów wrócisz późno — Upomniała go lekko Grace i spojrzała na Harlow z uśmiechem. — Zaraz do tego wrócimy, dobrze? — zaznaczyła, nie chcąc, aby Harlow poczuła się zobowiązana do wyjścia. Tak bardzo podobało jej się to wspominanie, że nie chciała się już żegnać. — Akurat herbata zdąży nam trochę przestygnąć — dodała pogodnie i przeszła do pomieszczenia obok łazienki, w którym stała maszyna do szycia oraz różne przybory. Była świetną krawcową, ale pracowała w domu z oczywistego powodu, jakim był jej nieżyjący już mąż, który pozbawił ją dosłownie wszystkiego. Tanner ściągnął z siebie kurtkę w międzyczasie i porzucił ją chwilowo na wolnym fotelu, wcale się nie odzywając i nie komentując tej chorej sytuacji, a kiedy Grace wróciła z jasnym materiałem w dłoniach, złączył usta w wąską linię i złapał za kraniec swojego T-shirtu. Ściągnął go przez głowę jednym ruchem, pozostając w spranych dżinsach, ulokowanych nisko na biodrach, i porzucił bezwiednie tam, gdzie kurtkę. Nie zmienił się jakoś szalenie bardzo przez te lata. Nabrał nieco większej masy mięśniowej, ale przede wszystkim to nazbierał tatuaże i blizny, których nie było jeszcze dziesięć lat temu. Jego skóra nosiła ślady trudów, z jakimi mierzył się w biegu życia, ale część z nich była Harlow znana. I nadal ciało miał ciepłe, choć sam był zimnolubny.

      Usuń
    2. — Och, coś tu jest jeszcze nie tak, jak powinno być — Grace nachyliła się do koszuli, gdy Tanner założył ją na ramiona. Wsunęła na nos okulary i popatrzyła na szwy po bokach, a potem stanęła przed nim, złapała materiał nad biodrami po jego prawej i lewej stronie, i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu szpilek. Jak zawsze miała je tam, gdzie stoi maszyna. — Są gdzieś w schowku — stwierdziła sama do siebie, zastanawiając się, czy puścić to, co tak ładnie przed chwilą chwyciła. — Harlow, kochanie, czy mogłabyś tutaj potrzymać? — Zwróciła się do niej uprzejmie. — Muszę znaleźć szpilki, a tak ładnie to teraz złapałam — wyjaśniła tak lekko, jakby w ogóle nie raziło jej to, że w tym miejscu spotkali się właśnie dwaj byli przyjaciele, byli kochankowie, byli partnerzy i byli-wszystko co tylko można jeszcze wymyślić. Byli jednością, ale się rozpadli i to z hukiem, który odbił się echem w całej tej przeklętej wsi. Niech ktoś go zatem uszczypnie, bo aż nie chce mu się wierzyć, że to wszystko nie tylko jakimś popieprzonym snem.

      Tanner Gentry

      Usuń
  5. Rzucił matce jednoznaczne spojrzenie, próbując zrozumieć, co jest z nią, do diaska, nie tak? Przecież sam mógł złapać materiał koszuli, i to bez trudu czy wykręcania sobie rąk, więc żadne dodatkowe dłonie nie były im potrzebne, a tym bardziej te dłonie, które powinny trzymać się od niego z daleka, i od których on sam powinien trzymać się jeszcze dalej. Nie podejrzewał jej o intencjonalne zagrywki, bo nigdy nie bawiła się w organizowanie takich podchodów, ale to było naprawdę dziwne, że najpierw zastał je razem, takie roześmiane i zadowolone, a teraz matka wciągnęła Harlow w krawieckie robótki, jakby to było zajebiście naturalne, że całą trójką szyją sobie ciuszki, a w międzyczasie przeglądają stare zdjęcia, w których wcale nie brakuje ostatnich dziesięciu lat życia. Czy ktoś mógł wyjaśnić, co się tutaj odwala? Mówiąc szczerze, był święcie przekonany, że Harlow gładko się wywinie, czule pożegna i opuści dom, do którego kiedyś mogła wchodzić bez pukania, tymczasem ona zapewniła, że poczeka, a za chwilę zgodziła się jeszcze wziąć udział w tym małym cyrku. Rozkosznie. Chwilowo podniósł oczy do sufitu i zacisnął szczękę, zaraz wracając uwagą do Grace, która z pogodnym uśmiechem przekazywała Harlow zadanie, zapewniając, że złapała materiał doskonale, a potem odprowadził ją wzrokiem z marsową miną, aż zniknęła za ścianą wąskiego korytarza, zostawiając ich samych w jednym pomieszczeniu, zdecydowanie za małym na dwie tak zranione dusze. Nie mierziło go to, że Harlow siedziała tu w gościach i czuła się tak swobodnie, bo nie żywił do niej urazy za wydarzenia sprzed lat, nawet jeśli rozstali się wtedy jak jakieś dwa beznadziejne przypadki, gdy obrzucili się najgorszymi emocjami, na które było ich stać, a po tym wszystkim nie zamienili słowa nigdy więcej i nieodwracalnie wykreślili siebie z życia, którego wcześniej bez siebie sobie nie wyobrażali. Nie chodziło więc o jakiś jego żal, bo w większości go przerobił, a o to, że nie był na to gotowy. Pod żadnym pozorem nie myślał, że kiedykolwiek dojdzie między nimi do takiej nieplanowanej konfrontacji, a nadzieje z tym związane pogrzebał już dawno, wraz z pierwszym i ostatnim listem, który do niej wysłał i który co prawda otarł się o tą przeklętą Kalifornię, ale nigdy nie trafił na ręce adresatki. A teraz nie dość, że zobaczył ją nagle we własnym salonie, co spowodowało szok, bo prędzej spodziewałby się zobaczyć tu ducha, niż ją, to na dodatek bez przygotowania mieli wejść właśnie w bezpośredni kontakt. Wszystko byłoby dobrze, a nawet cudownie, gdyby nie fakt, że jego obecna wersja jest gorsza, niż ta, którą był w dniu, w którym Harlow ostatni raz spojrzała mu w oczy, i że przez te wszystkie lata zdołał już przyjąć jej nieistnienie za normę swojej codzienności. Nauczył się z tym żyć, tak jak i z całym wachlarzem innych ran, z którymi przyszło mu się mierzyć. Nie wymazał jej z pamięci, bo wcale nie chciał, chociaż niezależnie od jego chcenia to i tak nie byłoby nigdy możliwe, bo łączy ich zbyt wiele wyjątkowych chwil, ale tamte lata dawno zamknął już w przeszłości, starając się nie wracać do nich częściej, niż potrzebował, a zdarzało mu się to w chwilach zwątpienia, kiedy to jedna decyzja miała zaważyć na całym jego losie, a on wahał się z jej podjęciem. Gdyby żył stratą, całkiem prawdopodobne, że to nie stary Gentry byłby pierwszym, który zawinął się do piachu, tylko młody, bo nie trzymałoby go tutaj wtedy zupełnie nic, a przy takim ciężarze rozstania prędzej sam wsadziłby sobie kulkę, niż dał odstrzelić się komuś na eksporcie. Nie czekał na nią, przynajmniej tak na pierwszy rzut oka, bo to, co poruszyło się na dnie jego serca, gdy ją zobaczył, smakowało tęsknotą, której istnienie skutecznie wypierał. Aż do teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniwie przesunął spojrzeniem po twarzy Harlow, próbując na nowo oswoić się z barwą jej głosu, który zawsze wydawał mu się jasny i miękki, ale teraz również głęboki, jakby z wiekiem ubrał się w ciepłe, osobliwe tony, dodając jej kobiecego szyku. Nie słyszał jej przez niespełna dziesięć lat. Miał szansę na pogrzebie ojca, ale nie przyjmowali z matką kondolencji, więc nie zamienił tam z Harlow nawet jednego słowa, a żadna inna okazja się nie pojawiła, bo możliwości stworzenia takowej nie istniały nawet w jego najskrytszych snach.
      Zajrzał jej w oczy, gdy te spotkały się na krótko w momencie, w którym dmuchała na kosmyk włosów, a potem zsunął wzrok na jej usta. Chciał wyłapać szczegóły, które na przestrzeni lat zmieniły się na jej muśniętej kalifornijskim słońcem twarzy i porównać do stanu, który zapisał się w jego pamięci z ich ostatniego dnia. Skoro znaleźli się w takim położeniu, że mógł sobie na nią legalnie popatrzeć z bliska, to jasne, że skorzysta. Może wreszcie uwierzy, że to dzieje się naprawdę.
      — Masz tak zimne dłonie, że to wystarczy — odparł, czując przez cienki materiał koszuli ich chłód, i znów skrzyżował z nią spojrzenie. W zderzeniu z ciepłem jego ciała, jej własne było jak kostka lodu położona na rozgrzanej blasze. Pewnie zapytałby ją w końcu o powrót na stare śmieci, czy to tylko chwilowe czy nie, bo był ciekawy, ale sama o tym napomknęła, a mimo że brał taką opcję pod uwagę, to na stałe zabrzmiało w jej ustach dziwnie. Jakby chciała go uprzedzić, że będzie zmuszony widywać się z nią z przypadków, które mogą trafiać się zbyt często, skoro ich domy dzieli zaledwie płot i kawał jakiegoś zielonego krzaka. Czy jego życie po raz kolejny ma przewrócić się do góry nogami? Oby nie, bo w końcu się porzyga, jak tak dalej pójdzie.
      — Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, bo nie jest tu tak samo, jak kiedyś. Jest gorzej — oznajmił, ale cholera wie, czy mówił o całej wsi, czy raczej tylko o sobie. Prędzej to drugie. Ale jeżeli Harlow znów miała mieszkać obok, to powinna wiedzieć, że tak – jest o stokroć gorzej i będzie tak długo, dopóki on nie pozałatwia pewnych spraw, co nie jest z kolei łatwe, gdy w grę wchodzą interesy, w których pieniądz jest ważniejszy niż ludzkie życie. Ale wprowadzając się tutaj, na pewno dobrze wiedziała, że znów bierze chatę w pakiecie z beznadziejnym jestestwem sąsiadów, ich problemami i garażowym jazgotem do późnego wieczora.
      — W każdym razie, witaj w domu — powiedział, przywołując na usta nieznaczny uśmiech. — Harrie — dodał, kładąc nacisk na to zdrobnienie nie z przypadku. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i uciekł spojrzeniem w bok, słysząc Grace, która wołała zza ściany, że znalazła już szpilki i zaraz do nich wraca, tylko pochowa jeszcze przybory.

      Maybe. Let's ride this roller coaster and find out 🤨🔥
      Tanner Gentry

      Usuń
  6. Prawda jest taka, że trzy czwarte świata było przeciwko nim, włącznie z najbliższymi, którzy nie posiadaliby się z radości, gdyby skończyli ze sobą raz na zawsze i wykorzenili z pamięci każde łączące ich wspomnienie, aż do dnia, w którym dotarli do tej samej piaskownicy. Wszyscy na to liczyli: ich rodziny, walczące ze sobą od najdawniejszych lat, ich sąsiedzi, którzy za nic w świecie nie potrafili zrozumieć, co ta dziewczyna widziała wtedy tym lokalnym łobuzie, a w końcu nawet los, który nie był dla nich łaskawy, zsyłając im na głowy coraz to gorsze przypadki. Trzymali się siebie nawet w najbardziej porywistym huraganie, ale przyszedł w końcu moment, w którym zabrakło im sił i puścili swoje dłonie, pozwalając burzy skutecznie ich rozdzielić i zgubić do siebie drogę. Bez względu na to, czy z góry byli skazani na porażkę, czy nie – w końcu rzeczywiście przegrali. Najlepsze jest w tym wszystkim jednak to, że ich rozstanie niczego nie zmieniło, sąsiedzi wcale nie posikali się z satysfakcji, bo znaleźli sobie inne problemy, których tak samo chętnie się uczepili, ich rodziny dalej żarły się bez opamiętania, a los wciąż gładko sobie z nich kpił. Nie chodziło jednak wyłącznie o samo otoczenie, chociaż ono było głównym prowodyrem kłótni, która przechyliła szalę, bo gdyby nie to, że urodzili się właśnie tutaj, może byliby dziś szczęśliwym małżeństwem z gromadką dzieci, psem i drzewem posadzonym w ogrodzie – chodziło też o ich własne oczekiwania, które w pewnym momencie mocno się rozjechały. Harlow pragnęła dla nich normalnego życia z dala od problemów, co wydawało się oczywiste, bo kto nie chciałby czegoś takiego, ale dla Tannera to wcale nie było takie proste. Ona mogła wyjechać i zostawić za sobą wszystko, bo miała perspektywy i rodziców, którzy daliby się pochlastać, byleby poszła na studia i ułożyła sobie życie w godnym miejscu, ale on... On był tylko nędznym facetem z małej wioski, który nie dość, że nie miał wsparcia, to jeszcze nie był nawet w stanie uciułać forsy na lotniczy bilet, a co dopiero na życie w miejscu, które wymagałoby od niego stałych, comiesięcznych przychodów. To się nie mogło udać z wielu powodów i dlatego się nie udało. Jego miejsce było tutaj – przy garażu pełnym długów, w domu, w którym nagle trzeba było dzielić budżet na dodatkowe dzieciaki i szukać oszczędności nawet w jedzeniu. Akurat ojca mógł zostawić bez mrugnięcia okiem, bo on sam nawarzył im tego piwa, więc niech się w nim utopi, ale gdyby zostawił tutaj matkę i pozwolił ojcu przelewać na nią wszystkie swoje złości, to prawdopodobnie nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. Nie byłby w stanie żyć spokojnie na drugim końcu kraju, wiedząc, że w tych czterech ścianach dochodzi do jakichś dantejskich scen. Że matka przyjmuje na siebie gniew ojca, szemrane typy rozkradają ich majątek, a windykatorzy pozbawiają ostatnich oszczędności. Został, bo uznał, że to rozsądniejsze. Nie zatrzymywał Harlow, bo wiedział, że dla niej wyjazd jest szansą, której żadne z nich nie mogło wtedy zmarnować. Jedyny błąd, jaki wtedy popełnił, i czego naprawdę żałował, to że pozwolił emocjom przejąć kontrolę, bo mogli się porozumieć, rozdzielić na jakiś czas i nie grzebać tej relacji, ale tak to już jest – człowiek mądry po szkodzie, a mleko już się rozlało. Zabili tę miłość, a marne próby wskrzeszenia jej spełzły na niczym.
    Gdyby nic się między nimi nie zmieniło, powiedziałby, że wcale nie musi szukać zmarszczek na jej twarzy, za to specjalnie zacząłby je wyliczać i wytykać palcem, wyolbrzymiając jak wielkie są, nawet jeśli żadna nie istniała, z czego śmialiby się oboje, ale w ich obecnej sytuacji nawet nie próbował. Skinął tylko twierdząco głową, gdy wspomniała o przejęciu warsztatu, bo to była prawda, chociaż średnio pozytywna w obliczu całego spadku, który musiał na siebie wziąć, i który nie oszczędzał mu trosk. Spłacenie długów to jedno, ale odcięcie się od ludzi, z którymi łączą cię lewe interesy – to drugie, znacznie trudniejsze, niż wyłożenie na stół ciężko zarobionych kilkunastu tysięcy baksów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starał się nie być dla Harlow dupkiem, bo nie zasługiwała na to, już niezależnie jak potoczyły się ich sprawy dekadę temu, ale ciężko jest nie być sobą. Pilnował się, a równocześnie wiedział, że ich pierwsze spotkanie powinno wyglądać zgoła inaczej, że powinien przywitać się jak normalny człowiek, usiąść, pogadać, napić się herbaty. Zapytać, jak tam życie, co ciekawego porabiała przez te wszystkie lata, czy spodobała jej się Kalifornia, i czy przede wszystkim była tam szczęśliwa. Powinien wziąć przykład z matki, która na pewno zadała Harlow wszystkie te pytania, ale był bardziej podobny do ojca, a on, gdyby żył, pewnie nawet nie zapytałby, co u niej; po prostu poszedłby do kuchni, otworzył piwo i wyciągnął nogi na leżance. Tanner nie zawsze był kopią Jacka – to zmieniło się z czasem, gdy coraz częściej zmuszony był pozostać chujem, niż człowiekiem, bo środowisko, w którym brodził, wcale nie obchodziło się z nim lekko, a on nigdy nie słynął z dobrowolnego nadstawiania policzka. Jeśli wchodzisz między wrony musisz krakać jak one, a on nie miał wyjścia, bo do tego gniazda wron ktoś go zwyczajnie wepchnął.
      Wiedział, że trochę przesadził z używaniem tego zdrobnienia, i że ono mogło poruszyć jakąś strunę, której poruszać nie powinien już nigdy więcej, ale skoro tęskniła, to przecież to drobnienie również było częścią tego miejsca. Chyba, że miała na myśli coś innego, bo nie sprecyzowała, za czym konkretnie tęskniła, ale z początku wykluczył z tej możliwości siebie. Dlaczego miałaby tęsknić za kimś, kto kazał jej odejść w chwili, w której najbardziej liczyła na to, że jej nie pozwoli?
      Ale dla niego nie było łatwe teraz nawet to, że Harlow wypowiadała jego imię. Te sześć literek brzmiało na jej języku tak wyjątkowo, tak dobrze i zadowalająco, że musiał upomnieć się w myślach i wziąć głębszy wdech, by dotrwać do końca tego przedstawienia zainicjowanego przez matkę. To, że znaleźli się nagle w tym miejscu, że czuł jej dłonie przez materiał koszuli, a na dodatek stała tak blisko, że wystarczyło się pochylić, by zderzyć ich czołami, to nie ułatwiało niczego. Ani trochę.
      — Następnym razem, gdy zobaczę cię w oknie, odmacham — zapewnił, nawiązując do jej wcześniejszych słów, bo to, że wczoraj tego nie zrobił, było wynikiem jego dziwnego rozkojarzenia. Po prostu nie był pewien, kto realnie stał tam po drugiej stronie, a potem doszedł do pochopnych wniosków i zaciągnął zasłonę, bo zaprzyjaźniać się z nową sąsiadką, która niefortunnie znalazła się na miejscu jedynej właściwiej, już tutaj nieistniejącej, nawet nie zamierzał. A wyszło na to, że tą sąsiadką okazała się ta nieistniejąca, we własnej osobie.
      Grace weszła zaraz do salonu ze szkatułką z krawieckimi przyborami. Otworzyła ją w dłoniach, wygrzebała dwie odpowiednie szpilki i zostawiła drewniane pudełeczko na stoliku, a potem stanęła obok Harlow.
      — Bardzo ci dziękuję — zwróciła się do niej z serdecznym uśmiechem. — Przejmę najpierw jedną stronę, złapię materiał, a potem drugą i dam ci już spokój — wyjaśniła żartobliwie i przechwyciła materiał z prawej strony, po czym nachyliła się bardziej i zaczęła majstrować przy nim ze szpilką. Przez przypadek dziabnęła nią skórę Tannera, na co ten odsunął się gwałtownie, wpadając ciałem na to drobniejsze, należące do Harlow.

      Usuń
    2. — Cholera jasna! — rzucił, automatycznie obejmując Harly w talii, bo przecież mogła stracić przez to zderzenie równowagę, a potem posłał matce karcące spojrzenie. — Ostrożniej, nie jestem z kamienia — przypomniał matce, zdając sobie sprawę, że brzmiało to dziwnie. Jego serce akurat przypominało głaz. — Daj spokój z tym wcięciem, to wcale nie musi być koszula w wersji slim. Znowu ubzdurałaś sobie jakiś modny fason, jakbym nosił się w tym na co dzień. — Pokręcił głową, zabrawszy rękę z talii nieswojej Harrie.
      — Och, przepraszam, Tanner. Stój spokojnie, to nie będziesz obrywał — Grace nie wydawała się wcale urażona tym, że dziabnęła syna kawałkiem ostrej stali. Przeniosła się na lewą stronę, dziękując Harlow za wsparcie, zahaczyła materiał i kazała zdjąć Tannerowi koszulę, gotowa zabrać ja zaraz do dalszych przeróbek. Ten ściągnął materiał z ramion i podniósł rękę, żeby spojrzeć na ślad, który zostawił mu nad biodrem ostry kraniec igły. Kropelka krwi lśniła na skórze – takie maleństwo, a bolało chyba bardziej, niż butelka rozbita na plecach jakiś czas temu.

      the route will be twisty, but I'll take care that nothing happens to you 😏🤗
      Tanner Gentry

      Usuń
  7. [Robimy to, wino będzie się lać strumieniami! Wpadnę z jakimś zaczęciem jak tylko znajdę wolną chwilę. Powiedz tylko, wolisz żeby spotkały się u którejś w mieszkaniu, jakiś plener czy wykorzystają stół zabiegowy w klinice? 😂]
    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  8. On też nie wypełnił swojej pustki po niej, bo nie dość, że wyrwa była wielka i głęboka, gdzieś na trzy czwarte jego serca, to nie istniało nic, co mogłoby zastąpić ten brakujący, unikatowy element, który przez te wszystkie lata tworzył z nim spójną całość. Załatał ją bardzo prowizorycznie wyjazdami na misje, które uśmierzały ten rodzaj bólu, bo zmuszały do skupiania się na nieco innym, nieustannie towarzyszącym walce o przetrwanie, która na eksporcie stawała się priorytetem na równi z wykonywaniem rozkazów. Później próbował wcisnąć w tę układankę element totalnie do niej niepasujący, licząc na to, że z czasem się ułoży, że ślub zmieni coś więcej niż tylko jego ubezpieczenie, ale im dłużej pozostawał wciśnięty tak na siłę, tym bardziej się uszkadzał, niszcząc przy okazji układankę. Na dłuższa metę to i tak nie miało prawa się udać, dlatego rozstał się z niepasującym elementem, a potem doszedł do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie nauczyć się żyć z tą załataną prowizorycznie wyrwą. I właśnie do tego przez te wszystkie lata dążył – przeżyć, żyć i nie myśleć o tym, że gdzieś na drugim końcu kraju znajduje się kobieta, która bezpowrotnie zabrała ze sobą większą część jego serca. Nie dociekać co u niej, nie pytać, czy ten facet, z którym zaczęła się spotykać na pewno ją szanuje, nawet jeśli resztka wspólnych znajomych, która w teorii jeszcze ich łączyła, potrafiła rozmawiać o tym przez pół wieczora przy piwie w lokalnym barze. Powtarzali, że jest szczęśliwa, a wyjazd był najlepszym, co mogła dla siebie zrobić i to mu wystarczyło – świadomość, że Harlow ułożyła sobie życie, napawała go odrobiną spokoju. Nie chciał dla niej niczego więcej oprócz szczęśliwego życia, poza tym, gdy każdy wokół pochwalał to, że zostawiła Mariesville za sobą, łatwiej było pogodzić się z myślą, że dobrze zrobił, że jej wtedy nie zatrzymał. To najlepsze, co mógł dla niej zrobić. Każdy dobrze przecież wiedział, że nie mógł zapewnić jej niczego więcej, poza wiecznymi problemami, skoro składa się tylko z nich, a Harly zasługiwała na dobre życie. Wyjazd był dla niej szansą i chociaż on przeżył tę rozłąkę dość mocno, to gdzieś w głębi duszy był z Harrie naprawdę dumny. Zawsze był dumny z tego, jak dzielna potrafiła być, gdy zmuszały ją warunki, i całkiem możliwe, że tego ostatniego dnia, gdy wszystko runęło, była nawet bardziej dzielna, niż on.
    Nigdy nie tworzył w swojej głowie niepotrzebnych scenariuszy, nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy spotkają się ponownie, bo odkąd cała jej rodzina wyjechała z Mariesville, ich spotkanie wydawało mu się już niemożliwe. Nie wyczekiwał cudu – pogodził się ze świadomością, że ich koniec był definitywny, a idealną wisienką na torcie tego końca byłaby już tylko sprzedaż ich domu, do której zakładał, że prędzej czy później wreszcie dojdzie. Dopiero pogrzeb ojca dał mu do zrozumienia, że to nie jest tak do końca niemożliwe, bo jeżeli kiedykolwiek będzie mógł ją jeszcze zobaczyć, to właśnie na takich uroczystościach – na ostatnich pożegnaniach, jakby to tylko one były im już pisane. Aż przyszedł ten wieczór i nagle wszystkie dotychczasowe założenia zostały obalone, bo to, że Harlow kiedykolwiek zdecyduje się tutaj wrócić, nie przeszło mu nawet przez myśl. Tego wariantu nie rozważał nawet w snach, dlatego nie był na niego przygotowany choćby w ułamku procenta. Nie spodziewał się, że pojawi się przed nim tak znienacka, że jej obecność stanie się namacalna, i że w pewnym momencie będzie dzielić ich tylko kilkanaście centymetrów przestrzeni, więc nie był na to przygotowany, ale już na tym etapie wiedział, jak ciężko jest mieć ją w swoim towarzystwie na tle tak wyjątkowych wspomnień w sytuacji, w której nie należy mu się jej nawet garstka. Czuł ten ciężar całym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknota i żałość prześcigały się na przemian, a wszystkiemu przygrywało przekonanie, że niewskazane jest tutaj czucie czegokolwiek. Może i rozeszli się niespełna dekadę temu, ale prawda jest taka, że nie zamknęli za sobą żadnego z rozdziałów, które wspólnie przez te wszystkie lata pisali. Po prostu w pewnym momencie przestali je tylko pisać.
      Chwilowo złączył usta w wąską linię, gdy odpłaciła się pięknym za nadobne i też zdrobniła jego imię w ten swój własny, unikatowy sposób, ale z rzeczy, które faktycznie się nie zmieniły, to właśnie odwetowa strona osobowości Harlow. A tego, że jest w jednym kawałku wolał nie komentować, bo dziś faktycznie jest w jedynym, ale jutro? Kto wie, jutro może być już w kilkunastu, w dodatku rozrzucony po różnych hrabstwach tego stanu. Najlepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca, szczególnie, gdy ma się na plecach ludzi, którzy najchętniej działają dopiero po zmroku.
      Rzucił jej krótkie, mało przychylne spojrzenie, gdy uznała koszulę za twarzową, a potem zsunął wzrok na plaster i przejął w dłoń. Obrócił go w palcach, przypominając sobie czasy, w których Harlow zawsze dbała o to, by mieć pod ręką kawałek plasterka, bo nie było przecież dnia, żeby on nie sprezentował sobie jakiejś rany, czy to samoistnie, czy z czyjąś pomocą. To też się nie zmieniło – Halry wciąż nosiła przy sobie plastry, a on wciąż nie potrafił przeżyć dnia bez jakiegoś zadrapania, nawet jeśli sam nie był ich sobie winien.
      Wsunął plaster w tylną kieszeń swych dżinsów i sięgnął po szary T-shirt, przewracając go zaraz na prawą stronę.
      — Co jeszcze nigdy się nie zmienia? — Pociągnął, zakładając na siebie koszulkę. W międzyczasie zerknął na Grace, która zabrała koszulę i zniknęła za ścianą, a potem zamknęła za sobą drzwi pomieszczenia, w którym trzymała maszynę do szycia, celowo dając im przestrzeń i szansę na jakąś rozmowę. Może przeczuwała, że taka możliwość nie powtórzy się zbyt prędko. — Tęsknota? — zasugerował, dobrze wiedząc, że akurat tęsknota to cholernie upierdliwe uczucie, które ciąży i napiera zawsze tak samo. — Pustka? — Spojrzał na Harlow, mając bardzo podobną opinię, co do pustki, tyle że tu dochodzą jeszcze próby wypełnienia jej, które bolą tak samo, gdy okazują się idiotycznym pomysłem. — Wspomnienia — zaznaczył zaraz. — Tak, wspomnienia nigdy się nie zmieniają. I dobrze, bo często trzymają nas przy zdrowych zmysłach — powiedział, sięgając po kurtkę, którą porzucił wcześniej na fotelu razem z koszulką. Powinien ją założyć i wyjść. Myślał jednak, żeby ją odwiesić i nie wychodzić. Wiecznie na rozdrożu, niemal przez całe życie, czy to się kiedyś skończy? Czy życie może wieść w ogóle prostą drogą?

      I know, but do you think it's good? Should we think like that? Are we allowed? 😏❓
      Tanner Gentry

      Usuń
  9. Na pewno w jakiejś części oboje byli skrzywdzeni, bo tego ostatniego dnia wcale nie oszczędzili swoich serc, skazując je na bezwzględne cierpienie, ale nie czuli tej krzywdy tak bardzo, może dlatego, że uczucie, którym darzyli się wzajemnie, było znacznie większe i silniejsze, niż nienawiść, która nie miała po prostu mocy, żeby ich sobą przepełnić. I całkiem możliwe, że to uczucie wcale w nich nie wygasło, skoro po tych wszystkich latach, za którymi ciągnie się cień rozczarowania, potrafili przebywać w tej samej przestrzeni i nie obrzucać się pretensjami, pełnymi duszonego w sobie żalu i gniewu. Potrafili rozmawiać, o ile ich wymianę zdań da się określić rozmową, i patrzeć sobie w oczy bez względu na to, jak zakończyła się ich znajomość niespełna dekadę temu. W normalnym przypadku powinni być na siebie obrażeni i źli, skoro on nie próbował jej wtedy zatrzymywać, a ona rzeczywiście zwinęła manatki i wyjechała, ale w normalnym przypadku to nienawiść grałaby pierwsze skrzypce, natomiast w ich przypadku istotniejsze jest to, że żadne z nich nie chciało nigdy źle dla tego drugiego. Owszem, pożarli się te dziewięć lat temu i porzucili w emocjach, których nie zdołali wtedy ujarzmić, ale prawda jest taka, że kiedy napięcie opadło, a oni zdali sobie sprawę, jak zmieniła się ich rzeczywistość, oboje byli w stanie popatrzeć na tę sytuację z boku i zobaczyć, co wielkiego stracili tylko dlatego, że byli uparci jak dwa osły. Wtedy było już, co prawda, za późno, żeby cokolwiek odwrócić, bo znaleźli się na dwóch przeciwległych krańcach kraju, a wszelkie próby nawiązania kontaktu, które spełzły na niczym, były jak ostatni gwóźdź do ich trumny, ale Tanner doskonale wiedział, jakie błędy popełnił tamtego dnia. Wiedział, że powinien był ją zatrzymać, choćby w połowie drogi do miasta, i nie pozwolić wyjechać poza granice Georgii. Nie myśleć o tym, jak samolubnym byłoby zmuszenie Harrie do zostania w ich małym, jabłkowym końcu świata, bo przecież nie musiała wcale wyjeżdżać do Kalifornii, żeby zostać weterynarzem. Nie zastanawiać się, jak pogodzić ich dwie, różne rzeczywistości i wiecznie walczące rodziny, czy w jaki sposób zmienić postrzeganie sąsiadów, żeby patrzyli na nich przychylniej, bo żadna z tych rzeczy nie miała tak naprawdę znaczenia. Otoczenie przecież wcale się nie zmieniło, bez względu na to, czy istnieli jako dwoje miłujących się ludzi, czy jako dwie odrębne jednostki, które pogrzebały swoją relację srogą kłótnią, do której co niektórzy bili brawo. Błędem było oglądanie się na innych w sytuacji, w której należało skupić się wyłącznie na sobie, ale tak to już jest, że robimy złe rzeczy kierowani dobrymi pobudkami i dobre rzeczy ze złych pobudek.
    Po tylu latach nie oczekiwał od Harlow niczego, w zasadzie to nawet ciężko było mu pomyśleć, na jakim poziomie powinna utrzymać się teraz ich znajomość – koleżeńskim, czysto sąsiedzkim, czy jednak lepiej, żeby dla własnego dobra omijali się szerokim łukiem i nie doprowadzali do podobnych spotkań. Każde z nich miało swoje życie, mniej lub bardziej poukładane, a to, co było w przeszłości, już na zawsze mogło w niej pozostać, a czy powinno? Możliwe, że tamte wydarzenia już zawsze będą kłaść się cieniem na tej znajomości, że supełek na zerwanej nici już zawsze będzie im wadzić przy tkaniu wspólnej ścieżki. Mogą borykać się z żalem i z trudem odbudowywać zniszczone zaufanie na gruzowisku, albo spróbować wsłuchać się w głos pokiereszowanych serc i wierzyć, że ten nie wyprowadzi ich na manowce. Najlepiej byłoby jednak niczego nie obiecywać i nie dawać złudnych nadziei, bo jego życie nie zmieniło się jakoś bardzo od tego, które wiódł przed dekadą – teraz miał po prostu więcej problemów na głowie i sprawy, które musiał doprowadzić do końca, a w które wolał Harlow nigdy nie wprowadzać, dla jej własnego dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezpieczniej dla niej byłoby, gdyby trzymała się na dystans, chociaż to mało wykonalne, skoro wrócili do układu, w którym dzieli ich płot, ale miał nadzieję, że jego problemy nie odbiją się na niej już nigdy więcej. Nie wybaczyłby sobie, gdyby z jego powodu cierpiała po raz kolejny. Nie myślał w ten sposób o nikim więcej, ale Harrie była jedyną osobą, która w niego wierzyła.
      Nie wiedział, co działo się teraz w jej sercu, choć to, że tęskniła, dało się wyczytać z jej spojrzenia, które znał, bo ono wcale się nie zmieniło. Pamiętał dni, gdy wracał z eksportu po kilku tygodniach nieobecności, a Harlow czekała na niego z tym stęsknionym wzrokiem, w którym skakały wyraźne ogniki wkurwienia, bo nie dawał znaku życia od kilku długich dni, a ona się martwiła i razem z Grace odchodziły od zmysłów. Miała prawo być na niego wściekła i pozwalał jej wtedy, żeby wyrzucała z siebie złość, bo doskonale wiedział, że kiedy zastuka nocą w jej okno, to ona pozwoli mu zrobić wszystko, co najlepsze, żeby zapracował na jej wybaczenie. W tej chwili nie odważyłby na takie zagranie, mimo że brawurowe posunięcia to jego codzienność.
      Wsunął kurtkę na ramiona i odetchnął głębiej, walcząc z myślami, czy powinien tu stać i kontynuować, czy lepiej byłoby jednak wyjść i dać temu wszystkiemu spokój. Jeśli rozdrapią stare rany, nie doprowadzi to ich do niczego dobrego, a nie chciał być sprawcą jej złego samopoczucia zaledwie dwa dni po tym jak się wprowadziła.
      — Wiem — potwierdził, bo wiedział to przecież doskonale. — Nie byłem w stanie zmieścić swojej tęsknoty na kartce papieru, więc wydarłem wszystkie pozostałe kartki z zeszytu. A potem nakleiłem każdą możliwą naklejkę pocztową, żeby się upewnić, że ta tęsknota do ciebie dotrze i wiesz co? — Popatrzył na Harlow, kręcąc nieznacznie głową. — Ten pierdolony los znowu sobie ze mnie zakpił — powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. Nie było w jego głosie pretensji – stwierdził gorzki fakt, który w tamtym czasie utwierdził go w przekonaniu, że powinni o sobie zapomnieć, bo to było im najwidoczniej pisane. — I chciałbym móc powiedzieć tobie to samo, Harly, ale wiem, że będą dni, w których nie będziesz mogła na mnie liczyć — odpowiedział. — W każdym razie, jeżeli tylko będę mógł, a ty będziesz tego potrzebowała, będę dla ciebie.
      Akurat co do tego byli zgodni, bo jeżeli Harlow zadzwoniłaby do niego w środku nocy, on też wyrwałby się z łóżka i okazał jej wsparcie. To się nie zmieni. Jej dobro jest ponad wszystkim.

      if we try, we will either love or hate each other, so... let's take a chance 🤭
      Tanny

      Usuń
  10. Gdyby tylko wiedział, czego w tej chwili chce, to w mgnieniu oka wszystko stałoby się prostsze, ale był tak bardzo oszołomiony tą sytuacją i spotkaniem, które kiedyś mieściło się wyłącznie w strefie jego marzeń, że w ogóle nie był w stanie szczerze się nad tym zastanowić. Nie potrafił pomyśleć trzeźwo, bo chciał tak naprawdę miliona sprzecznych rzeczy, tocząc wewnętrzną batalię między tym, co czuje, czego się obawia, co powinni, a czego nie powinni już nigdy więcej. Chciał wszystkiego, a równocześnie niczego. Był rozdarty w stu procentach, bo nauczył się żyć z pustką niemającą dna, która wciągała go czasami jak czarna dziura; przyzwyczaił się do życia bez niej, chociaż wydawało mu się, że nigdy nie będzie w stanie tego osiągnąć, ale z biegiem czasu przekonał się, że tu po prostu nie ma innego wyjścia, jak dostroić się do nowej sytuacji. Musiał nauczyć się funkcjonować z poczuciem straty i zrobił to, bo dobrze wiedział, że przy braku nadziei na naprawienie czegokolwiek, jedyne co mu pozostało, to dźwignięcie ciężkiego bagażu straty i ruszenie dalej bez względu na wszystko. Pogodził się z wieloma sprawami, wypracował nowy rytm i jakoś szedł przez to życie, raz z lepszym skutkiem, raz z gorszym lub z marnym, ale miał tą swoją niepoprawną stabilność, w której się odnalazł, i w której nie było już miejsca na nadzieję i czcze marzenia. Tymczasem wystarczyło jedno spotkanie, jedna jedyna interakcja, żeby wszystko to, co pozostawało uśpione na dnie jego duszy, uchyliło oko i niekontrolowanie się rozbudziło. Może powinien był się cieszyć, że znowu dostali taką szansę, że po tylu latach mogli spotkać się w tym salonie i porozmawiać. Może powinien był to docenić, dziękując fortunie, że się zlitowała i wykorzystać to, że jakimś cudem modły trafiły do niej po latach, a ona z opóźnionym zapłonem przekuła je w rzeczywistość, ale... nie potrafił. Nie potrafił uznać wartości tej chwili, bo po tylu latach wszystko było już zgoła inne. Oni byli inni. Ukształtowani różnymi doświadczeniami, połatani ze wzlotów i upadków, z chwil szczęścia i nocy pełnych żalu. Ze strachu, ryzyka i pustki, która nigdy przecież nie zniknęła. Żadne z nich nie zastanawiałoby się kiedyś nad tym, jak się zachowają, gdy znów się zobaczą – po prostu rzuciliby się sobie w objęcia, wyściskali i dali tęsknocie upust, a w tej chwili z trudem zachowywali swobodę i wymieniali się zdaniami, utrzymując między sobą wyraźny dystans. Zmieniło się tak wiele, że nie mógł już pozwolić sobie na to, co chciał, poza tym, teraz miał jej chyba jeszcze mniej do zaoferowania, niż przed dekadą. Kiedyś miał w sobie przynajmniej tą buńczuczną beztroskę, szaleństwo i ogromne uczucie, którym obdarzał Harrie w całości, a teraz pozostała mu po tym już tylko dziura, która obrosła kurzem, z kolei w życiu nawarstwiło się dodatkowych, problematycznych spraw, o których pół roku temu jeszcze sam nie miał pojęcia. Jest gorzej, i wcale nie przeliczył się z tym stwierdzeniem. Dąży oczywiście do tego, żeby było lepiej, ale w życiu nic nie jest proste, a zwłaszcza w życiu Gentrych, którzy są chyba po prostu trudni genetycznie.
    — Nie dostałaś go, bo do mnie wrócił — oznajmił spokojnie. — Okazało się, że ktoś przekazał mi twój adres z błędem, ale wcale nie byłem zdziwiony. Lista osób, na których mogłem polegać, mocno się wtedy skurczyła, a nikomu, oprócz mnie, nie zależało na tym, żebyś otrzymała ten list. Było w nim wszystko to, co powinienem zrobić, gdy wyjeżdżałaś, a czego nie zrobiłem — wyjaśnił i wzruszył nieznacznie ramionami, przyglądając się Harlow uważnie. Sam był zaskoczony, że mówił o tym tak spokojnie, biorąc pod uwagę swoją rekcję w dniu, w którym dostał zwrot, ale prawda jest taka, że przerobił tę złość lata świetlne temu, a przelanie tęsknoty na papier trochę mu wtedy pomogło. Beznadzieja tej sytuacji była już gdzieś za nim, aczkolwiek świadomość wkurwiała nadal, bo wszystko mogło potoczyć się wtedy zupełnie inaczej, gdyby ona otrzymała list, a on telefon. Kto wie, jak wtedy wyglądałoby ich dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedział jednak, czy teraz warto było wracać co tego, co miało miejsce prawie tak dawno temu, jak ich rozstanie, bo nie cofną czasu i niczego w tej historii nie zmienią. Spierdolili, taki był fakt, a teraz mogli zadbać już tylko o to, by teraźniejszość przebiegała im gładko, żeby ich znajomość nie ewoluowała do czegoś toksycznego, choć wątpliwe, że którekolwiek z nich na to pozwoli. Ale byłoby im na pewno lżej, gdyby rozwiali wszystkie wątpliwości i niedomówienia, a potem dali sobie możliwie jak najbardziej czystą kartkę, bo nie zaznają spokoju, dopóki nie wyjaśnią spraw, które uwierają ich jak kamień w bucie.
      — Dowiedziałem się, że dzwoniłaś dopiero kilka miesięcy później — odpowiedział. — Oddzwoniłbym, ale mój telefon został wysadzony w Burkina Faso, a wraz z nim wszystkie kontakty — powiedział, biorąc nieco głębszy wdech. Chyba nie musiał już dodawać, że były tam też te jedyne kontakty, które mogły jeszcze w jakikolwiek sposób połączyć go z Harlow. Nie miał kontaktu do nikogo, w dodatku sam musiał zmieć numer, więc do niego też kontaktu nie miał nikt. Jedyne, co posiadał, to zły kalifornijski adres, choć całkiem możliwe, że gdy listonosz próbował trafić z jego listem do odpowiedniej skrzynki, nie jeden raz minął tą należącą do Harlow. Całkiem możliwe, że błędne były w nim jedynie cyfry. Wrzucił list do pudełka i nigdy się tego nie dowiedział. A później, gdy ich wspólni znajomi pojawiali się w Mariesville i słyszał z ich opowieści, jak wygląda życie Harrie, nawet nie myślał, żeby cokolwiek w nim sobą zaburzać. Rozdzielili się, więc ich życie wiodło już zupełnie innymi drogami.
      — Ja zawsze jakoś się trzymam, Harly — odpowiedział, unosząc lekko kącik ust. Akurat to się nie zmieniło, a ona dobrze wiedziała, że cokolwiek się nie działo, zawsze wychodził z tego obronną ręką, tyle tylko, że czasami trochę pokiereszowany. — A ty? — odbił piłeczkę z nadzieją, że usłyszy pozytywną odpowiedź. Przecież nie chciał dla niej niczego innego, poza tym, żeby wszystko było u niej w jak najlepszym porządku. Podejrzewał, że to nie tylko tęsknota przyciągnęła ją tutaj z powrotem, ale nawet jeśli był ciekawy, nie mógł zapytać. Jej życie prywatne chyba nie powinno go interesować, czyż nie?

      I don't want to hate you too. I couldn't. I never could 😌💛
      Tanner Gentry

      Usuń
  11. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby złapali wtedy kontakt i ta świadomość bolała, nawet cholernie, bo dobrze wiedzieli, że prawdopodobnie przez to stracili ostatnią szansę, żeby do siebie dotrzeć. Chcieli tego, z dużym prawdopodobieństwem tak samo bardzo, ale otoczenie skutecznie pozbawiło ich tej możliwości. I ciężko powiedzieć, czy to głupie zrządzenie losu, czy jednak wciąż ich wina, że nie próbowali pomimo wszystko, skoro tak bardzo im na sobie zależało. A może była to próba, którą zwyczajnie oblali, skreślając się po pierwszym nieudanym razie, bo przecież to całkiem możliwe, że stracili dziewięć przeklętych lat tylko dlatego, że odpuścili w niewłaściwym momencie i dali się pochłonąć wewnętrznym obawom oraz przemyśleniom, które ostatecznie wpuściły ich w maliny. Cierpieli w swoich nowych światach, równocześnie pragnąc powrócić do starego, wspólnego, który tak wiele dla nich znaczył, ale poddali się tylko dlatego, że za pierwszym razem nie udało im się złapać. Czy to nie absurdalne zjawisko? Z jednej strony tak, biorąc pod uwagę ich niewiarygodnie zażyłą relację, trwającą dosłownie od pieluch, która przez cały ten czas migała się wszelkim przeciwnościom, ale z drugiej strony, oboje byli wtedy roztrzaskani w drobny mak, winili samych siebie i siebie nawzajem, i nie myśleli doszukiwać się w niczym logiki. Złamane serce bolało. Bolała też nieudana próba złapania kontaktu, która była jak dodatkowy kopniak od losu, utwierdzający w przekonaniu, że tak musiało się stać, że przyszłość nie była im pisana. Teraz mogli sobie jedynie gdybać, ile było w tym winy losu, a ile ich własnej, ale jeżeli chcieli znów cokolwiek zacząć, to rzeczywiście musieli zrobić to od nowa, ale nie mogli budować nowego na starym cierpieniu. Trzeba sprzątnąć gruz i pobudować fasadę od nowa, tym razem silniejszą o wszystkie te doświadczenia i bolączki, przez które przeszli, żeby znów spotkać się ponownie w miejscu, w którym wszystko się zaczęło i zakończyło.
    Jakoś tak mimowolnie wyciągnął dłonie z kieszeni i dał w stronę Harlow półtora korku, zatrzymując się nagle, gdy dotarły do niego dwie rzeczy: że nie powinien tego robić, i że smutek w jej oczach wciąż działa na niego tak, jak dawniej – zmusza go do reakcji, która na razie znajduje się w niedostępnym dla niego katalogu. Podrapał się lekko po głowie, nie wiedząc już, co zrobić z tymi rękami, aż opuścił je swobodnie wzdłuż ciała.
    — Podobno lepiej późno, niż wcale — stwierdził, przypominając sobie o tym powiedzeniu, które pasowało do wielu sytuacji, tylko chyba akurat nie do tej. — Ale nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, żeby taki list dotarł do ciebie po tylu latach — sprostował, nie ukrywając swoich wątpliwości. I nie chodziło o to, że w teraźniejszości nie zgadzał się z tym, co pisał przed laty, tylko o to, że list mógł otworzyć stare rany dość mocno. A Harlow przyjechała tu chyba po nowy początek i byłoby lepiej, gdyby nie mierzyła się na wstępie z tym, co on czuł, gdy zdał sobie sprawę z nieodwracalnej głupoty, jaką wtedy odstawili, tym bardziej, jeśli nie była z tym pogodzona. Uderzy to w nią bardziej, niż mogła się spodziewać.
    — Zawsze możesz poprosić mnie o numer. Albo Grace — zauważył. — Ale znajdziesz go też na tablicy przy bramie do warsztatu — zasugerował dodatkowo, lekko kiwając kciukiem za siebie, w bliżej nieznanym nikomu kierunku. Tablica była nowa, bo wcześniej znajdował się tam numer jego ojca, ale ten zniknął z tego świata razem z ojcem, więc należało ją wymienić, nawet jeśli bez niej i tak było w warsztacie mnóstwo pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatecznie Harlow mogła do niej podejść i spisać numer, chociaż szanse na to, że on odbierze za pierwszym razem są marne. Przecież on też nie ma jej numeru, a takich nieznajomych wydzwaniają do niego dziesiątki i nie wszystkie są kulturalne, bo co niektóre domagają się spłaty pewnych należności.
      — Czyli znów postawiłaś na swoim: zero zaskoczenia — podsumował, uśmiechając się wyraźniej. Miał tu oczywiście na myśli zwierzaki, które sobie przygarnęła, bo co do tego ich rodziny były akurat zgodne: zero zwierzaków. Tyle tylko, że jego rodziców nie było stać na taki dodatkowy obowiązek, natomiast rodzice Harlow mieli zgoła inne powody na zakazanie zwierząt w domu. — Gratuluję. Zaczynasz w tutejszej lecznicy? — upewnił się, bo równie dobrze mogła dojeżdżać do Camden, a jemu nie obiło się o uszy, że zatrudniono kogoś nowego w miejscowej lecznicy, ale to tez nic dziwnego, skoro nie łazi nigdzie na ploty, a jeśli już wpadnie przypadkiem w ich epicentrum, w większości ich nie rejestruje. Co innego, gdyby padło w nich imię Harlow, bo to pewnie z automatu ściągnęłoby jego uwagę, ale najwidoczniej nie padło, skoro aż do teraz nie wiedział, że wprowadza się na stare śmieci do domu obok. Poza tym, to chyba oczywiste, że nie chciał, by wychodziła. Inaczej nie ciągnąłby tej rozmowy i nie próbowałby jej podtrzymywać tylko po to, żeby móc nacieszyć się nią dłużej minutę czy dwie. I nie miałby w sobie tego dziwnego wrażenia, że kiedy Harlow stąd wyjdzie, on straci ją po raz kolejny.

      yes, let's do it again – much better but just as true 🌤️🤗
      Tanner Gentry

      Usuń
  12. [Cześć! Harlow jest ciekawie przedstawiona w karcie i na pewno też jest wyjątkową osóbką. :)
    W sumie dziewczyny łączy miłość do zwierząt, a skoro Twoja pani jest weterynarzem to mogłaby doglądać zwierzaków na farmie Lilki. Gdybyś miała chęć na wątek to serdecznie zapraszam!]

    Lilija

    OdpowiedzUsuń
  13. W odpowiedzi na jej pytanie o list pokiwał twierdząco głową, ale nic więcej nie dodał z prostej przyczyny: posiadał go, ale potrzebował odrobiny czasu na przemyślenie, bo sam nie wiedział, czy to dobry pomysł, żeby po tylu latach wracać do sytuacji, z którą nie mogli zrobić już absolutnie nic. Z drugiej strony, spisał w tym liście wyjaśnienia, które był jej winien, które jej się należały, i których Harlow prawdopodobnie oczekiwała w dniu, w którym kazał jej odejść, a później nie spróbował jej nawet zatrzymać, gdy rzeczywiście podjęła decyzję zgodną z jego wolą, więc powinna móc je przeczytać. Powinna dostać szansę na zapoznanie się ze wszystkim, co leżało mu wtedy na sercu, bo może to niczego nie zmieni w ich przeszłości, ale może mieć dość duży wpływ na przyszłość, na to jak ułoży się ich znajomość, która w tym momencie odżyła na nowo. Będą sąsiadami, jak za dawnych lat, i oboje dobrze wiedzą z doświadczenia, że nie da się nie mieć nic wspólnego z sąsiadem, z którym mieszka się przez płot, choćby właśnie przez sam fakt, że dzieli ich tylko kilka drewnianych sztachet wbitych w ziemię. Sąsiadowanie zawsze łączy i nie ma przed tym ucieczki. W ich przypadku jest to odczuwane po stokroć mocniej, bo ich łączy coś o wiele głębszego i dłuższego, niż ten nieszczęsny płot – mają za sobą kilkanaście lat wspólnej historii i wspomnień, których nigdy nie podzieli z kimś innym. Byli dwiema połówkami jabłka, akurat Tanner tą kwaśniejszą, i tworzyli spójną jedność przeciwko wszystkim i wszystkiemu. W pewnym momencie się rozpadli, a później dali sobie za mało szans, żeby cokolwiek naprawić, ale wciąż posiadali solidne fundamenty, na których da się pobudować nowe. Nie zaprzepaścili wszystkiego, wciąż mogli skorzystać z tego, co im pozostało.
    — Dam — odparł, spojrzawszy na Harlow z uśmiechem, czającym się w kąciku ust. Przejął od niej telefon komórkowy i zastanawiając się, czy miała jeszcze ten stary numer, którym kiedyś się posługiwał, wklepał na ekranie rząd cyferek. To było absurdalne, ale jeśli naprawdę zaczynali od nowa, to właśnie tak to powinno wyglądać – od pogawędki, przez wymianę numerami i spontaniczne spotkania, a potem? Kto wie, co zapisano im w gwiazdach i dokąd zaprowadzi ich przewrotny los. Żyją w świecie, w którym wszystko zmienia się w okamgnieniu, gdzie jedna decyzja może zaważyć na całym istnieniu, a raz popełnionych błędów nie da się cofnąć. Ale teraz są dojrzalsi o doświadczenia, których nie znali wcześniej, więc na pewno nie pozwolą sobie na powielenie złych wyborów.
    Słuchając żartów, swobodnie opuszczających usta Harlow, zwrócił jej telefon i popatrzył na nią z lekkim, nieco melancholijnym uśmiechem. Dobrze było wiedzieć, że jej życie toczyło się w taki sposób, że nie traciła pogodny ducha i uśmiechu, który zawsze był piękny, nawet jeśli uśmiechała się smutno. Żarty zawsze trzymały się jej osoby i to pozytywne, że mimo upływu czasu i lat, pewne aspekty faktycznie się nie zmieniły, w tym również jej lekka swoboda bycia. Zadziwiające jest tylko to, że przez te wszystkie lata nie trafiła na nikogo, kto doceniłby jej piękną osobowość, bo zasługiwała na to. Zasługiwała na to, żeby być kochaną przez kogoś, kto będzie robił to bezgranicznie i całym sercem. Kto będzie robił to lepiej.
    — Na pewno cię polecę, nawet w ciemno. Jestem przekonany, że wkładasz w to całą siebie — powiedział i obrzucił szybkim spojrzeniem stół, na którym leżały stare fotografie. One z Grace naprawdę urządziły sobie tutaj wieczorek wspomnień. Jakoś dopiero w tym momencie zdał sobie z tego dobitnie sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A co do tego listu... — zaczął, wróciwszy spojrzeniem do oczu Harlow. Wziął trochę głębszy wdech, dochodząc wreszcie do finału swoich przemyśleń. — Mam go cały czas — oznajmił. — Pomyślałem, że może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja do wysłania. Oczywiście, nie nadarzyła się, ale ten list należy tak naprawdę do ciebie, więc... przyniosę ci go — zdecydował. — Sama jednak zdecydujesz, kiedy go przeczytasz — dodał i drgnął wreszcie z miejsca, w którym stał już od kilku minut. Podszedł do komody, wyciągnął jedną szufladę i zabrał z niej kluczyk do schowka. Nie mieli strychu, co było akurat plusem pod tym względem, że nie nigdy nie urządzali tu zbieractwa, natomiast wszystkie szpargały, które mogły się jeszcze kiedyś przydać mieściły się w schowku pod schodami na piętro. Zniknął więc na kilka krótkich chwil za ścianą korytarza, wyjmując w tym czasie odpowiednie pudełko spod schodów. Trzymał w nim kilka pamiątek z dziecięcych i nastoletnich lat, zachował się nawet różowy plaster, jakaś bransoletka z koralików i pierwsza walentynka, która trochę już pożółkła, ale brokat wciąż twardo się jej trzymał. I był też list – włożony w zaklejoną kopertę i ostemplowany wszystkimi możliwymi pieczątkami pocztowymi, potwierdzającymi niemożność dostarczenia listu do odbiorcy i każdy etap podróży do i z Kalifornii. Tanner nie wracał już nigdy więcej do tego, co tam napisał, więc gdy list wrócił, nawet go nie otworzył, tylko schował do pudełka. Teraz mógł wręczyć zaklejoną przez laty kopertę bezpośrednio w dłonie Harlow, choć nigdy nie sądził, że do tego dojdzie.
      Zamknął schowek na kluczyk i wrócił do salonu, dzierżąc w dłoni kopertę, już nie tak białą, ale nienaruszoną, jakby czekała właśnie na na ten moment. Zatrzymał się przed Harrie, obrócił list w palcach, przez kilka sekund oglądając pobieżnie fakturę papieru i przypominając sobie tamte dni, a potem wyciągnął dłoń, wręczając jej przesyłkę. Wreszcie. Po tylu latach.
      — Kiedy wszechświat daje ci nowy początek, nie powielaj starych błędów — rzekł, spoglądając na Harlow. — Tego się nauczyłem.

      let's start 🌱🌼
      Tanner Gentry

      Usuń
  14. To było raczej więcej, jak pewne, że nie zaakceptowałby przy niej żadnego mężczyzny, choćby trafiła na idealny egzemplarz, pozbawiony jakichkolwiek skaz, bo obserwowanie sytuacji, w której to jakieś inne męskie łapy kładłyby się ochoczo na jej ciele, doprowadzałoby go do szewskiej pasji i bezwzględnego apogeum wkurwienia. Wyrwałby sobie wszystkie włosy z głowy, a miał je naprawdę gęste, i porobiłby dziury w ścianie warsztatu, gdyby to akurat któraś ze ścian stała się obiektem przyjmującym wszystkie ciosy, którymi chciałby trochę temu wkurwieniu ulżyć. Nie było szans na akceptację, aczkolwiek dla niej postarałby się za wszelką cenę to tolerować, dlatego, że nic nie liczyło się bardziej od jej szczęścia, nawet, jeśli w pewnym momencie on sam stał się tym, który tego szczęścia ją pozbawił. Nic nie wydarzyło się jednak bez powodu. Napisał o tym w liście, gotów wyjaśnić wszystko i zawalczyć, czekając potem całe dnie na odpowiedź, czy jakikolwiek znak, który dałby mu do zrozumienia, że ona też tego chce... aż cała ta gotowość poszła się pierdolić, zdeptana wraz z nadzieją na to, że cokolwiek da się jeszcze wyprostować. Musiał pogodzić się ze świadomością, że nigdy do niej nie dotrze, skoro nie wiedział nawet, w którym miejscu powinien był jej szukać, jeśli otrzymał zły adres, a w Kalifornii nie był nigdy, nawet w snach. Ta bezradność kosztowała go w tamtych czasach naprawdę wiele. Starał się nie myśleć, że Harrie odczuwała wtedy coś podobnego, że ona też liczyła na kontakt, którego nie mógł jej dać, że czekała, bo wariował jeszcze bardziej. Bezpieczniej było trzymać się przekonania, że zaczęła układać sobie życie i to przy nim nieustannie wtedy trwał, samemu też próbując cokolwiek poukładać – z marnym jak widać skutkiem. Ślub? Faktycznie, miał taki epizod w swoim popieprzonym życiu, że się ożenił, chociaż gdyby Harly dowiedziała się, jak wyglądało ich wesele, na pewno nie chciałaby dla siebie tego samego, bo ono bardziej przypominało Boską Komedię, jak zresztą cały jego układ z Tamarą. To nie była miłość. Z początku był to układ, później kręty rollercoaster, który w pewnym momencie z impetem się wykoleił. Jeśli czegoś w życiu nie żałował, to właśnie tego wykolejenia, aczkolwiek wdzięczny był Tamarze za to, że poszła w ten układ, gwarantując mu ubezpieczenie, którego faktycznie potrzebował w fachu, którym się trudził. Zszywać mógł się po znajomości, ale operacyjnie nikt by go nie poskładał gdzieś na drewnianym stole w ogrodowej altance, a ryzyko takich uszkodzeń było wielkie. Płacić za takie usługi nie zamierzał, bo w jego życiu wyglądało to tak, że jeszcze pieniędzy nie zarobił, a już wiedział w czyje ręce trafią, czy też raczej w które ręce trafić muszą, żeby całej ich rodzinie żyło się względnie spokojnie.
    Z lekkim uśmiechem przyglądał się kopercie, którą Harly wreszcie trzymała w swoich dłoniach. Powinna była trafić w nie kilka długich lat temu, ale to pocieszające, że list dostał możliwość dotarcia do Harlow tak w ogóle, bo z tą porażką Tanner w pewnym momencie się pogodził, tymczasem jego plan się ziścił, nawet jeśli ze sporym opóźnieniem. Pojawiła się szansa naprostować parę spraw i dobrze było to zrobić, już mniejsza o to, że po czasie. Wyjaśnienia jej się należały i cały czas się należą. Wreszcie miała je w swoich rękach.
    Słysząc to osobliwe zdrobnienie, które nie rozbrzmiewało w tym domu prawie od dekady, podniósł spojrzenie do jej oczu i nieco zacisnął szczękę. Ono cały czas działało – cały czas miało siłę kruszenia murów, które odwiecznie wokół siebie budował. Za każdym razem, gdy Harlow odzywała się do niego w ten sposób, jego złość gasła, smutek nikł, a ciemnie chmury ustępowały miejsca odrobinie światła. Nie miał pojęcia, skąd ona je wytrzasnęła, ale zawsze wymawiała to zdrobnienie ze szczerością, która do niego trafiała. Dlatego nigdy nie pozwolił nikomu zwracać się do niego w ten sposób – to było zarezerwowane wyłącznie dla Harlow i odeszło razem z nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozłożył po chwili ramiona i dał kilka kroków w jej stronę, po czym przyciągnął całą do siebie i zamknął w ciasnych objęciach, w których kiedyś mogła do woli chować się przed światem. Wziął głębszy wdech, przypominając sobie jej słodki zapach, przytulając mocniej i korzystając z tej chwili, która równie dobrze mogła być tylko snem ale jeśli tak było, to niech nikt go teraz do cholery nie szczypie, bo nie chciał się budzić. Harrie wciąż przytulała go tak samo. To też się nie zmieniło.
      — Dopiero co wymieniliśmy się numerami, a już się przytulamy — skomentował, pozwalając sobie wreszcie popuścić hamulce i oswobodzić z ram dystansu. Przyłożył usta do jej głowy, chwilowo opierając je na niej w ten sposób. — Ciekawe, dokąd zabrniemy jutro — stwierdził i odsunął się, żeby spojrzeć jej w oczy i posłać wyraźniejszy żartobliwy uśmiech. Zerknął krótko w stronę listu, po raz pierwszy od dawna czując jakiś dziwny spokój. Jakby wszystko znów było na swoim miejscu, chociaż wokół panował jeden wielki bajzel. List miał zamknąć stary rozdział i dać im szansę na nowy, ale chciał, żeby Harlow sama zdecydowała kiedy przeczyta jego treść.

      Usuń

    2.               Do mojej ukochanej Harrie,

                    Piszę do Ciebie, choć każde słowo wydaje się za małe, żeby wyrazić to, co czuję. Tęsknie za Tobą bardziej, niż potrafię to opisać, a każdy dzień bez Ciebie jest pustką, której nic nie jest w stanie wypełnić. Z każdym kolejnym dniem umieram coraz bardziej, a wraz ze mną umiera nadzieja, że porażka, na którą nas skazałem, była tym, co rzeczywiście miało dać Ci nowy, lepszy początek. Znalazłem w sobie trochę odwagi, żeby przekazać Ci to, co musiałem zachować dla siebie w dniu, w którym pozwoliłem Ci odejść, bo chcę, żebyś wiedziała, że zawsze pragnąłem Twojego szczęścia, i że nic nie cieszyło mnie bardziej, niż uśmiech na Twojej twarzy. Ten sam uśmiech, którym witałaś mnie w swoim oknie, i na który nie mogłaś się zdobyć, witając mnie w domu po mojej długiej nieobecności.
                    Wyjeżdżałem, bo moje życie stało się pasmem problemów, o których nie zawsze mówiłem, które mnie przytłaczały i sprawiały, że nie byłem sobą. Nie zawsze potrafiłem radzić sobie z nimi w sposób, na jaki zasługiwałaś i to właśnie tego żałuję najbardziej – że przez swoje słabości straciłem jedyną osobę, która dawała mi siłę wychodzić im naprzeciw. Suma naszych rodzinnych problemów przerosła nawet moje oczekiwania, ale nikt poza mną nie jest w stanie ich udźwignąć, a co dopiero rozwiązać. Jeden problem pogania drugi – ojciec wrzuca do maszyny nasze ostatnie oszczędności, komornik wali do drzwi z nakazem eksmisji, a Grace właśnie przyniosła do domu diagnozę ze stwardnieniem rozsianym, którego leczenia nie obejmuje żadne z naszych ubezpieczeń. Byłaby wściekła, gdyby się dowiedziała, że już wiesz, chociaż nie byłaby tak wściekła, jak ja, gdy się dowiedziałem, że ukrywała to od kilku miesięcy. Wyobraź sobie, że jestem jedyną nadzieją miejsca, które sprawia, że wszyscy umieramy, dzień po dniu.
                    Musiałem zostać, chociaż wiem, że nigdzie nie byłbym szczęśliwszy bardziej, niż z Tobą, choćby i na końcu świata. Muszę doprowadzić to życie do porządku, Harrie, muszę przerwać ten ciąg nieszczęść, ale wiem, że w pewnych momentach sięgnę dna, od którego Ty musisz trzymać się z daleka. To ja jestem na to skazany, Harrie. A Ty? Ty jesteś tak wyjątkowa, że możesz zdobywać świat, osiągnąć wszystko, czego tylko zapragniesz. Proszę, zdobądź ten świat dla nas, spełnij marzenia i wróć z tym samym, pięknym uśmiechem, bogatsza o nowe doświadczenia. Mam nadzieję, że gdy przeczytasz list, będę mógł Ci już powiedzieć, że teraz czeka nas tylko to, co najlepsze.
                    Jestem z Ciebie piekielnie dumny i nie żałuję, że w chwili, w której całe moje wnętrze krzyczało, żebyś została, skutecznie zasznurowałem usta. Żałuję natomiast każdej chwili, w której Cię zraniłem. Każdego niewypowiedzianego "przepraszam". Każdej szansy, której nie wykorzystałem, by pokazać Ci, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Gdybym mógł cofnąć czas, naprawiłbym wszystko, by móc znów Cię przytulić i powiedzieć, jak bardzo mi na Tobie zależy.
                    Jeśli gdzieś tam, w Twoim sercu, jest jeszcze miejsce dla mnie, jeśli choć przez chwilę myślisz o mnie tak, jak ja myślę o Tobie – daj mi znak. Bo ja wciąż wierzę, że prawdziwa miłość nie umiera.

                   Twój na zawsze,
                   T.

      Usuń

    3. Dał krok w tył, zwracając Harlow możliwość poruszania się i swobodnego oddychania i rzucił spojrzenie w kierunku stolika, na którego blacie stały kubki z herbatą.
      — Tak czy siak, myślę, że powinnaś jeszcze zostać i dopić chociaż herbatę — zasugerował machając ręką w stronę stolika. Nie miał pojęcia, gdzie do cholery zaszyła się Garce z tą koszulą, że jeszcze nie wróciła, ale podejrzewał, że robiła to zamierzenie. Może dawno wdrapała się już po cichutku na górę i zamknęła w sypialni, dając im przestrzeń na rozwiązanie własnych spraw. To była faktycznie okazja, która mogła się nie powtórzyć. Tu faktycznie zaczynał się ich nowy początek.

      and then let's figure out how to bring it back into our lives permanently 😊🌻
      Tanner Gentry

      Usuń
  15. Nie było łatwo nie przedstawiać tego rozstania negatywnie, skoro wyrządziło im ono tyle cierpienia, ale jakby nie patrzeć ono miało również swoje dobre strony, a jedną z nich było chociażby to, że Harlow osiągnęła swoje cele i spełniła przynajmniej część marzeń, do których zawzięcie dążyła od lat. Zawsze zależało mu na tym, żeby rozwinęła w pełni swoje skrzydła i miał świadomość, że rozstanie jej to umożliwiło, już abstrahując od jego słuszności, bo chodziło po prostu o to, że może rozpadli się wtedy z impetem, ale nie upadli i zawalczyli o to życie pomimo wszystkiego, co wtedy się wydarzyło. To nie tak, że jej wyjazd nie miał najmniejszego sensu, albo że nie wniósł niczego do jej życia, bo otworzył jej mnóstwo drzwi i dał wiele szans, z których skorzystała, mogąc wykonywać teraz zawód, który sprawiał jej satysfakcję. Opłaciło jej się to – i dzięki Bogu, bo gdyby została, to więcej jak pewne, że próbowałaby angażować się w sprawy, w które on nie chciał ją wciągać, i kto wie, jak wtedy potoczyłyby się ich losy. Jego priorytety też mocno się wtedy poprzestawiały, ale dzięki temu mógł postawić wszystko na jedną kartę i poświęcić się w imię ratowania egzystencji całej tej przeklętej rodziny. Co więcej – jemu też trochę się udało. Nie tak w pełni, żeby uwalić się teraz jak król z nogami na stoliku i o nic się nie martwić, ale spłacili wystarczającą część długów, żeby uciec przed eksmisją i wdrożyli leczenie choroby u Grace, a raczej skupili się na spowolnieniu jej rozwoju, bo na stwardnienie rozsiane nie ma żadnej skutecznej rady. Wyjeżdżanie na front, nawet jeśli pozostawiało skazy na jego duszy, było opłacalne i nie mógł z tego zrezygnować w chwili, w której na szali ważyło się ich być, albo nie być, a zwłaszcza Garce, która prawdopodobnie nie szyłaby mu dziś koszuli, gdyby nie terapia genowa, która kosztowała ich kilkaset tysięcy dolarów. Harlow bez wątpienia robiłaby wiele, jak nie wszystko, żeby im pomóc, ale prawda jest taka, że w ich sytuacji pomóc mogły im wyłącznie pieniądze. Duże pieniądze, zebrane w jak najkrótszym czasie. Dlatego, pomimo wszystko, Tanner starał się zawsze doszukiwać w ich rozstaniu jakichś pozytywnych aspektów, które utwierdzały go w przekonaniu, czy też raczej dawały mu szansę trwać, że to nie było wcale najgłupsze, co mogli zrobić, bo jednak oboje w jakiś sposób na tym skorzystali. Jedyna głupota, której się dopuścili, to że rozstali się w takim beznadziejnym tonie, i że całkowicie zerwali kontakt – to był idiotyzm, bo skazali na rychły koniec coś, co nadawało ich życiu najpiękniejszych barw, ale tak to już jest, że ludzie popełniają błędy. Grunt, to wyciągać wnioski i nigdy błędów nie powielać. Pewnie jeszcze przez długi czas nie będą w stanie pogodzić się z tym, że tak to spartolili, bo cała ta sytuacja uwiera jak kamień w bucie, patrząc na nieudane próby kontaktu każdego z nich, ale z czasem uda im się wypracować nową harmonię dla tej znajomości. Dadzą radę, jeśli tylko zechcą – to też się nie zmieniło, a jeśli Harlow nie narzekała, to on tym bardziej nie.
    Rzucił jej znaczące spojrzenie, gdy tak sobie tu ironizowała, i przywołał na usta adekwatny półuśmiech. Żadna z niego przyzwoitka, zdecydowanie. Gdyby Harly mogła wedrzeć się do jego głowy i sprawdzić, o czym pomyślał, gdy w ten specyficzny sposób patrzyła mu przez chwilę w oczy, przekonałaby się o tym natychmiast. Działało – och i to jak bardzo.
    — Nie, ona nie zapomniała — oznajmił, kręcąc lekko głową. Skierował się do kuchni, umieszczonej w salonowym aneksie. — Ona zrobiła wszystko, żeby nie pamiętać — wyjaśnił bezpardonowo, bo znał matkę i wiedział kiedy robiła coś naumyślnie, a taktyczne wycofanie się z koszulą było takim świadomym działaniem, żeby dać młodym przestrzeń na rozwiązanie spraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnął po szklankę z wyższej szafki i nalał do niej trochę wody, po czym wziął większy łyk, zwilżając usta i gardło, i podszedł do stolika, gdy Harly usiadła na kanapie.
      — O nie, nie wciągniesz mnie w to — zaznaczył z marszu i wycelował palcem w zdjęcia. — Nie ma mowy. To też się nie zmieniło — zapewnił, bo jego stosunek do oglądania zdjęć zawsze był taki sam: unikał tego, jak tylko mógł. — Ile to można oglądać w kółko to samo? Odkąd Garce odzyskała kontakt z Lindą, wracają do tych zdjęć przynajmniej raz w miesiącu, przecież to można się pochlastać — stwierdził, zerkając na fotografię, która przedstawiała dużo młodszą wersję jego samego. W tej mieścinie, nie licząc matki, chyba tylko Harlow uważała go za najsłodszego dzieciaka na świecie, bo raczej nikt tej opinii nie podziela, a już zwłaszcza ci, którym za młodu się naprzykrzał, choć niektórych już na tym świecie nie ma.

      I will try my best because I want it 👫❣️
      Tanner Gentry

      Usuń
  16. W takim razie, on był prawdopodobnie jedyną osobą w najbliższym położeniu, która do tych dobrych wspomnień wracać nie lubiła, ale miał swoje powody, a jeden z nich siedział właśnie na kanapie w jego salonie i popijał herbatkę. Po rozstaniu nie chciał nawet słyszeć o tym, co było kiedyś, a co dopiero oglądać to na fotografiach, bo wspominanie tamtych dobrych lat najpierw go rozdzierało, a potem wypełniało żółcią. Chodził jak struty już od samego wspominania o Harlow w lokalnym barze, gdy akurat napatoczyli się tam ich wspólni znajomi, którzy nawijali o wszystkim zupełnie bezwiednie, a co dopiero, gdy chodziło o gapienie się na kadry wyjęte z ich wspólnych lat. Potrafił wiele znieść, ale to naprawdę szargało jego nerwy, a nie chciał, żeby one odbijały się później na Grace, czy na koleżankach, z którymi nadrabiała różne historie, pokazując im zdjęcia czy stare nagrania. Podobny wieczorek urządziła nawet Tamarze, ale z dużym prawdopodobieństwem zrobiła to po złości, choć on nigdy nie dowiedział się, dlaczego panie rozeszły się wtedy trzaskając drzwiami, a od tamtej pory trzymały dystans, nawet, a raczej zwłaszcza, na weselu. Pożarły się o coś, cholera wie o co, i obie milczały jak zaklęte, a po rozwodzie temat Tamary rozmył się tak, jakby ona nigdy nie istniała w ich życiu, czy nawet w Mariesville, choć to akurat zrozumiałe, skoro stąd nie pochodziła i ludzie jej tu nie znali. Nic też dziwnego, że w te albumy z dziesiątką zdjęć Grace nie włożyła ani jednego, na którym znalazłaby się jej ex-synowa, jakby ta była tylko jakimś pomyłkowym epizodem w jego życiu.
    Przez ten krótki czas, który spędzili jeszcze w salonie, Tanner nie poświęcał zdjęciom aż takiej uwagi, jaką poświęcał Harlow, dyskretnie ją obserwując i wyłapując zmiany, które zaszły w jej aparycji na przestrzeni tych wszystkich lat. Mógł legalnie poprzyglądać się jej z bliska i przypomnieć sobie, jak to było mieć ją na wyciągnięcie ręki, nawet, jeśli teraz oczywistych powodów tej ręki po nią nie wyciągał. Powiedziałby, że wypiękniała, ale ona zawsze była piękna, a teraz stała się jedynie dojrzalsza i bardziej kobieca, odpowiednio podkreślając wszystkie swoje atuty. Nie zmieniło się również to, że uśmiech rozświetlał jej twarz, a towarzyszące mu błyszczące iskierki w oczach, były jak maleńkie ogniki, gotowe rozpalić człowieka w najmniej oczekiwanym momencie i to na wiele różnych, niekontrolowanych sposobów.
    Trochę dziwnie było znowu się żegnać, ale tym razem wyszło to całkiem po sąsiedzku, ze świadomością ponownego spotkania w niedalekiej przyszłości. Po jej wyjściu Tanner zajął się porządkowaniem stolika: wyniósł naczynia po herbacie, schował ciasteczka i położył zdjęcia na regale, zostawiając je matce do powkładania w albumy, bo ona na pewno będzie chciała to zrobić wedle własnej, ściśle określonej kolejności. Naszła go ochota, żeby ją zawołać i przepytać, co to był za pomysł, zakładając, że sobie to ich spotkanie po latach zwyczajnie uknuła, bo w aż takie przypadki ciężko wierzyć, ale w domu zrobiło się tak cicho, że odpuścił. Grace pewnie dawno już śpi, a nie chciał jej budzić, skoro z samego rana wyjeżdża do Camden, bo tego snu i tak pozostało jej niewiele.
    Otarł kubki ręcznikiem papierowym z resztek wody i wstawił do szafki, a kiedy usłyszał dudnienie na werandzie, a zaraz za nim szarpnięcie za klamkę frontowych drzwi, spiął się wyraźnie i przeszedł szybko do salonu, bo tam, pod kanapą, miał schowanego gnata na takie niezapowiedziane odwiedziny. Nikt normalny nie odważyłby się wejść do tego domu bez pytania, pomijając ojca, ale ten już nie żyje, albo jakiegoś samobójcy, któremu życie serio okazało się niemiłe i za jedyne słuszne rozwiązanie uznał podłożenie się Gentry'emu, licząc na to, że ten w afekcie wkurwienia zwyczajnie się nie zawaha i zrobi to raz, a dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, takich bezpardonowych odwiedzin Tannner dawno już nie uświadczył, bo kontrahenci, którzy lubią go czasem nachodzić, aż tacy bezczelni nie są, żeby wbijać mu na chatę późną nocą, ale kto wie, co może przyjść im do głowy. Wolał być zabezpieczony, dlatego pod ręka miał pistolet i gotów był po niego sięgnąć... gdyby nie to, że w salonie pojawiła się Harlow. Jego Harrie. Zapłakana, załamana, z listem ściśniętym w smukłych palcach. Na ten widok aż poczuł, jak włosy na rękach stają mu dęba.
      Wyprostował się powoli, wbijając w nią zaskoczone spojrzenie, bo nie spodziewał się, że przeczyta ten list zaraz po wyjściu z tego domu, chociaż powinien był się spodziewać, pamiętając to, że Harlow lubiła być w gorącej wodzie kąpana. Przyjął ją w swoje ramiona mimowolnie, chyba nie do końca wierząc, że ten list naprawdę wywołał w niej reakcję, której za żadne skarby nie miał wywoływać choćby w najmniejszym stopniu. Dopiero, co wróciła, a już doprowadził ją do płaczu – nie do wiary. Dobrze, że Grace się ewakuowała, bo to więcej, jak pewne, że ubiłaby go żywcem, gdyby zobaczyła Harlow w takim stanie i na bank użyłaby do tego tłuczka do mięsa.
      Przytulił ją mocniej, gdy pozwoliła sobie na ten upust emocji i w jego ramionach rozpłakała się jeszcze bardziej. Rozluźnił mięśnie, gładząc lekko jej plecy, aż odsunął się na tyle, żeby złapać jej twarz w dłonie i kciukami otrzeć łzy z jej policzków.
      — Harrie — odezwał się, zadzierając jej twarz i lokując spojrzenie w jej zapłakanych oczach. — Już dobrze — powiedział łagodnie. — Wszystko jest już na swoim miejscu — zapewnił, po czym przyciągnął ją znowu do siebie i przytulił do piersi, zamykając w ciasnych objęciach. — Ale zaraz znów znów nie być — zaznaczył, lekko uśmiechając się pod nosem. — Tym razem Grace spuści mnie do piachu, jak się dowie, że znowu przeze mnie płakałaś — zauważył żartobliwie, chcąc poprawić jej odrobinę nastrój. Oczywiście, w to, że matka dałaby mu do wiwatu, wcale nie wątpił, bo zawsze była za Harlow, a w niektórych przypadkach nawet bardziej, niż za nim. I sądził, że to też się nie zmieniło.

      don't you cry tonight, there's a heaven above you, baby 🤗😘
      Tanner Gentry

      Usuń
  17. Ta zazdrość trwała również w nim, choć na pewno nie w takim samym stopniu, bo miał tutaj znacznie mniej potęgujących to uczucie bodźców, głównie dlatego, że wspólnych znajomych pozostała tu garstka, a on był raczej ostatnią osobą, z którą można sobie poplotkować i popaplać od rzeczy. Większość gorących newsów go omijała, co było akurat ogromnym plusem, a te, które dotarły, ostatecznie udało się zgasić w formie maleńkich iskierek, więc nie zdążyły rozniecić w nim żadnego ognia. Oczywiście, trafiał go szlag, gdy słuchał o tym, że Harlow kogoś poznała, i że wkręciła się w tego kogoś jak nigdy dotąd, ale to chyba bardziej w jakiejś dziwnej obawie, że mogła wybrać nieodpowiedniego, który skrzywdzi ją bez cienia skruchy – już pomijając dość istotny fakt, że w mniemaniu Tannera ten odpowiedni prawdopodobnie jeszcze się nie urodził. Starał się szybko przekształcać zazdrość w jakieś inne, mniej destrukcyjne odczucia, a w najlepszym przypadku doszukiwał się nawet pozytywów, bo grunt to żeby Harlow była szczęśliwa. I na tym domniemanym szczęściu, które w jego założeniu Harly miała na wyjeździe osiągnąć, opierało się dosłownie wszystko, w tym jego własna stabilizacja, bo kiedy powtarzał sobie do upadłego, że ona na pewno jest tam szczęśliwa, mógł przeć do przodu i nie grzęznąć zbyt długo w głębokim żalu. Trzymał się przekonania, że odnalazła swoje miejsce na ziemi, i że zniszczenie wieloletniej znajomości, głębszej, niż jakiekolwiek oklepane uczucie, było trochę jak zdjęcie kajdan, albo jak otworzenie klatki. Zwrócił jej wolność, a w związku z tym pozwolił w pełni rozłożyć skrzydła, złapać w nie wiatr i wznieść się do nieba. Żył według przekonania, że udało jej się pójść swoją drogą, a szczątkowe informacje od osób trzecich dopełniały tego obrazu, bo nawet jeśli oni chętnie koloryzowali fakty, albo trochę je przeinaczali, na pewno nie mijali się z prawdą. Najważniejsze było to, że jego Harrie miała się dobrze w słonecznej Kalifornii, że zaczęła tam wymarzone studia i realizowała marzenia, bo nie chciał niczego więcej, poza tym, żeby była zdrowa, bezpieczna i szczęśliwa, już nie ważne z kim. I to nigdy się nie zmieni.
    Ale cała ta sytuacja była zaskakująca, bo chociaż w to, że Harlow nie będzie zwlekać z przeczytaniem listu, akurat nie wątpił, to jednak nie spodziewał się, że lawina emocji pchnie ją do staranowania drzwi i wpadnięcia mu prosto w ramiona. Już pomijając fakt, że w ogóle nie wyobrażał sobie tego momentu, bo nie zakładał, że list kiedykolwiek do niej trafi, obstawiał, że przerobi jego treść w pojedynkę i gdzieś na dniach, przy okazji spotkania, do niej nawiąże. Wpadnięcie tu, jak do siebie, to pod żadnym pozorem nie była reakcja, która zasługiwała na upomnienie, ale była cholernie zaskakująca, choć to oczywiste, skoro Tanner trwał w przeświadczeniu, że Harlow pogodziła się z ich przeszłością nawet bardziej, niż on sam. Tymczasem każde jej kolejne słowo dawało mu do zrozumienia, że nie – Harlow nie była z tym ani trochę pogodzona i cały czas podświadomie czekała na jakiś znak. I kiedy teraz tak sobie o tym wszystkim myślał, kiedy rozważał swoje postępowanie, zaczynał być na siebie coraz bardziej zły za to, że tak po prostu odpuścił, że się nie postarał, skoro w ciągu dziewięciu lat mógł spróbować złapać z nią kontakt przynajmniej trzysta razy. Nadal przecież istnieli jacyś wspólni znajomi, którzy mieli pojęcie o tym, co dzieje się w jej życiu, choćby czerpali je z tych dennych portali społecznościowych. Nadal istniał ktoś, kto mógł go do niej doprowadzić – w którym momencie zatem odpuścił i, kurwa, dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wziął głębszy, wolniejszy wdech, podniósł spojrzenie do sufitu i zamknął na chwilę oczy, próbując odnaleźć drogę do swojej niezachwianej stabilności. Wracanie do przeszłości z myślą, że się spierdoliło było ryzykowne, a przecież miał już to za sobą. Przecież niejednokrotnie przyznał się samemu sobie, że spierdolił i za każdym razem brał to na klatę, ale teraz, w namacalnym towarzystwie Harlow, przyjęcie tego do głowy okazywało się o niebo trudniejsze.
      — Nie przepraszaj mnie, Harrie, błagam cię — poprosił, wracając do niej spojrzeniem, bo nie zasługiwał na te słowa i nie chciał być ich odbiorcą pod żadnym pozorem. Za cokolwiek czuła się zobowiązana przeprosić, to naprawdę nie było wskazane, bo nie była niczemu winna, a to, że tak się przy nim czuła, wkurzało go jeszcze bardziej. To on powinien był ją przeprosić chociażby za to, że nie zdradził się wtedy wprost z problemów, które spadły mu na głowę, bo gdyby to zrobił, możliwe, że Harlow z marszu wyrzuciłaby bilet samolotowy do śmieci i nie wyjechała. Mógł ją zatrzymać, ale tego nie zrobił i taki był fakt, już niezależnie od pobudek, które wtedy nim kierowały. Jego jedno słowo mogło zatrzymać tę karuzelę. Jedno pierdolone słowo, którego nie wypowiedział. Jedno zostań.
      Złapał jej dłoń, którą trzymała na jego koszulce i pogładził kciukiem jej palce, spoczywające na tych wilgotnych śladach po łzach.
      — Zostawmy to, co było i bądźmy tu i teraz — powiedział, mając świadomość, że zostawienie tego nie będzie wcale łatwe, ale mając równocześnie pewność, że razem stawią temu czoła znacznie skuteczniej, niż w pojedynkę. Skoro obnażyli przeszłość z niedomówień, mogli ze spokojem zatrzasnąć dla niej drzwi do teraźniejszości i nie marnować na nią kolejnych dni czy, już nie daj boże, lat.

      and paradise is where you are 🦋🧡
      Tanny

      Usuń
  18. On rzeczywiście był wtedy przekonany, że postępuje słusznie, dlatego nie próbował jej zatrzymywać, mimo że serce prawie wyrywało mu się z piersi, żeby to zrobić, ale jakiś czas później miał już nieodparte wrażenie, że chyba słuszności nie było w tym za grosz, a on postąpił jednak jak skończony dupek. Cała ta sytuacja wypełniała go poczuciem winy, walczącym na przemian z dziesiątką sprzeczności, bo przecież nie chciał dla niej źle, ale zranił ją jak rasowy sukinsyn, a w dodatku nawet nie postarał się niczego wyjaśnić. Miał taki mętlik w głowie, jak kiedyś o tym myślał, że dostawał psychozy, i dopiero pierwszy wyjazd, po tym ich rozstaniu, skutecznie ściągnął go do rzeczywistości. Na froncie otrząsnął się z tych wszystkich emocjonalnych niejasności, bo tam pompowała go przede wszystkim adrenalina i instynkt przetrwania, więc samoistnie odcinał się od wszystkich innych problemów, które mocno dręczyły jego głowę, a gdy wrócił po kilku tygodniach, było już trochę inaczej. Wtedy wylizywał się z tego, czego doświadczał na eksporcie, co w pojedynkę okazało się jeszcze trudniejsze, niż w chwilach, w których była przy nim Harrie, więc schodziło mu z tym dłużej. Powroty do normalności zawsze były cierpkie, a wyjazdy zawsze zostawiały po sobie niezmywalną skazę. Gdzieś w tym normalnym życiu wreszcie przyszedł czas na to, żeby do pewnych spraw się przyzwyczaić, a z pewnymi pogodzić, i to było rozsądne, bo przecież musieli odnaleźć się w istnieniu bez siebie, skoro sami się na to skazali. A teraz, po tylu latach, Tanner doskonale wiedział, jakie błędy popełnił i co mógł zrobić zupełnie inaczej, tylko że nie miało to już zbyt dużego znaczenia, bo tej przeszłości żadne z nich nie jest w stanie cofnąć. Nie wyrzucił listu, bo gdzieś w głębi duszy tliła się w nim nadzieja, że przyjdzie czas, gdy trafi on w dłonie adresatki, choćby i na łożu śmierci, a teraz było mu dużo lżej ze świadomością, że Harrie poznała motywy, którymi wtedy się kierował. Był jej winien tych wyjaśnień, choć powinien był zdradzić się z nich od razu w dniu, w którym się pokłócili. Powinien był, tak jak zawsze, przyjść do niej po wszystkim, porwać ją w swoje ramiona i w ten niewerbalny sposób słodko ją przeprosić, a potem powiedzieć dlaczego.
    Dlatego on też zrozumiał dziś bardzo dużo, bo kiedy ją zobaczył, zdał sobie sprawę, że to, co wydawało mu się wyleczone, wcale takie nie było. Rany otwierały się w zdumiewająco szybkim tempie, a niespodziewane spotkanie rzuciło go na głęboką wodę, wcale nie pytając, czy nauczył się już pływać. Do tej pory nie miał pojęcia, że to spotkanie było mu tak bardzo potrzebne i chociaż z początku załączył się jakiś dziwny instynkt obronny, który to bardziej miał chronić ją przed nim, niż na odwrót, z każdym ich kolejnym słowem opuszczał tę gardę i dawał wspomnieniom szansę ożyć w jego sercu, by ostatecznie móc zamknąć sprawy sprzed lat.
    Przytulił ją ponownie, gdy poczuł, jak wtula się mocniej, i oparł policzek na czubku jej głowy, dyskretnie wdychając jej zapach. To prawda, że ją kochał. Na swój popieprzony, co prawda sposób, ale kochał. Była jedyną kobietą, z którą liczył się w ten niespecyficzny sposób, a najbardziej zdawała sobie z tego sprawę Grace, która miała później świetnie porównanie jego stosunku do Tamary. Nie akceptowała tej relacji, ani Tamary samej w sobie, bo dobrze wiedziała, że ona nie stanowiła nawet ułamka procenta Harrie, dla której Tanner dałby się pociąć. Że to nie była miłość, tylko starcie dwóch podobnych charakterów, które raz się odpychały, a raz przyciągały, a ostatecznie same się unicestwiły – co było akurat do przewidzenia.
    — Ale przecież jesteś w swoim domu. To miejsce też było twoim domem — przypomniał. — I jestem przekonany, że to się nie zmieniło — zapewnił, znów łapiąc ją za dłoń, gdy pstryknęła go zaczepnie w nos. Posłał jej to swoje gniewne, choć wcale niegniewne spojrzenie i uniósł kącik ust w uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, wolałby, gdyby nie wpadała tak znienacka w środku nocy, bo to może doprowadzić do jakiejś mało przyjemnej sytuacji. Nie nacisnąłby spustu tak na pałę, nawet gdyby zdążył już wymierzyć w potencjalnego intruza, ale mimo wszystko bezpieczniej byłoby, gdyby Harrie, przed wpadnięciem do środka, dała jakiś ostrzegawczy znak, żeby jej nie ukatrupić tak przypadkiem. W ogóle nie chciał wyobrażać sobie takiej sytuacji i wcale nie próbował.
      Chwilę później odprowadził ją na zewnątrz i poczekał, aż znajdzie się na ganku swojej chatki, i wrócił do środka dopiero, gdy Harlow zniknęła za swoimi drzwiami. Miał jeszcze zająć się robotą w garażu, ale przez niespodziewane zdarzenia, pozytywne rzecz jasna, czas przeleciał mu przez palce, a teraz godzina była już wymowna. Upewnił się, że Grace smacznie chrapie już w swoim łóżku i przyszykował się do snu, a w pokoju, mając już na sobie jedynie bokserki, zajrzał jeszcze dyskretnie do okna, żeby z ciekawości sprawdzić, czy Harlow też szła już spać. Z uśmiechem wsuwał się do łóżka chwilę później, ciesząc się w duchu z takiego obrotu spraw. Dawno nie odczuwał tego... czegoś, tej dziwnej radości a może szczęścia, gnieżdżącego się gdzieś w głębi duszy, ale nie był głupi i nie łudził się, że ono z nim zostanie. Wraz z nowym dniem wrócą stare problemy, które przecież stale depczą mu po piętach.
      Starał się sukcesywnie spłacać zadłużenia po ojcu i kończyć sprawy, którymi stary się uwiązał, ale to wcale nie było takie proste. Kiedy jest się na łasce szemranych typów, nie ma co liczyć, że dadzą sobie spokój tylko na piękne oczy. Wolał dać im pieniądze, nawet więcej, niż kosztowałaby go robota, którą musiał dla nich zrobić, ale oni nie zawsze przystawali na taką propozycję. Dobrze wiedzieli, że nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto pójdzie w interes i zacznie przebijać numery VIN na kradzionych autach, a przecież mieli samochody, które na to czekały, a wraz samochodami mieli też kontenery, które gotowe były wywieźć na statkach te sztuki do innego kraju. W tych interesach nie było miejsca na zwłokę, dlatego w ostatnim czasie wizytacje kontrahentów były częstsze. Najpierw przyszli mu pogrozić, potem przy okazji prawie złamali mu nos, a kiedy znów zainteresowało się nimi miejscowe towarzystwo policyjne, przywołali go na swój rewir. I to wcale nie tak, że wysłali mu zaproszenie w pięknie oprawionej kopercie, co po prostu zwinęli go do samochodu, gdy szedł ulicą w stronę centrum. A po kilku godzinach wypluli w trochę innym miejscu, na szczęście z tej strony Mariesville, z której miał całkiem blisko do domu.
      Dochodziła północ, gdy wwlekł się po schodach na ganek i zgięty wpół zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu klucza do drzwi. Przeklął pod nosem kilka razy, gdy wyciągnął podszewkę, a po kluczu nie było śladu, bo zapewne gdzieś go zgubił, najprawdopodobniej w momencie, w którym został wypchnięty z auta na szutrową drogę. Telefonu przy sobie nie miał, ale to może i dobrze, bo na pewno też wróciłby bez niego, natomiast klucze do warsztatu były w domu. Widział je leżące na stoliku w salonie, gdy zajrzał przez okno, a snop ulicznego światła padał akurat na blat. Nie chciał budzić Grace, bo gdyby zobaczyła go w takim stanie, dostałaby palpitacji serca, a na to nie mógł pozwolić. Jej odporność i tak jest słaba przez wymagającą kurację, którą przyjmowała ostatnimi latami. Usiadł więc na schodach i otarł krew, która sączyła się z rany na łuku brwiowym. W ustach cały czas czuł ten metaliczny posmak po rozciętej wardze, co jakiś czas zwilżając językiem spuchniętą wewnętrzną część, która go szczypała.

      Usuń
    2. Położył się ostrożnie na stopniach, starając się nie skupiać na obolałych żebrach, a potem podwinął materiał poszarpanej koszulki, nie chcąc by ten przykleił się do rany na brzuchu, którą sprezentował mu jakiś wystający w starym hangarze drut. Nadział się na niego, gdy odbierał swoją karę i któryś z facetów kopnął go w żebra, popychając na stare rupiecie. Rana była podłużna, raczej nie wymagała szycia, ale nie wyglądała też wcale dobrze. Była poszarpana, zabrudzona i przyklejała się do koszulki, która przesiąkła w tym miejscu krwią, dlatego pomyślał, że lepiej będzie, jeśli trochę ją spod niego uwolni. Jeszcze kołowało mu się w głowie, ale to była pestka w porównaniu do tego, jak bardzo bolały go żebra i to nawet przy najmniejszym ruchu. Nawet twarz go tak nie bolała, jak te pieprzone kości.
      Zamknął na chwilę oczy i ostrożnie nabrał w płuca więcej powietrza, krzywiąc się, gdy pulsujący ból przeszył go od żeber aż po sam pośladek. Ciszę przerwał nagle dudniący hałas, jakby gdzieś pod schodami buszował jakiś zwierz, i faktycznie – dzika kuna wyleciała za moment spod stopni, na co Tanner drgnął w miejscu i zaraz zwinął się z bólu. Wystraszyła go.
      — Pierdolony zwierz — skomentował głośno, rzucając kunie złowrogie spojrzenie, jakby ta rzeczywiście mogła się przejąć jego losem, a potem z zaciśniętą szczęką ponownie ułożył się na stopniach. W nierównościach znalazł o dziwo taką pozycję, która bolała go najmniej, dlatego nie chciał kłaść się na płaskim, a z tym, że spędzi tutaj noc, już się pogodził. Nic mu nie będzie, a serca matki wolał już nie nadwyrężać, bo ono i tak wiele wycierpiało.

      your battered neighbor 🥴😓
      Tanner Gentry

      Usuń
  19. Na dźwięk trzaskających w domu obok drzwi, przechylił głowę i spojrzał w tamtą stronę, dopiero teraz uświadamiając sobie, że przecież nie jest już w najbliższej przestrzeni sam, tak jak było przez ostatnie dziewięć lat, tylko znów dzieli tę przestrzeń z sąsiadką, której główne okna wychodzą właśnie na ich dom. Nagle wspomnienia stały się żywe, a on przez chwilę poczuł się tak, jak za dawnych lat, kiedy ich rodziny toczyły przez płot batalię o pierdoły, a oni zawsze przyglądali się temu z boku, w ogóle nie rozumiejąc, jak to możliwe, że cokolwiek może im w tym zajebistym układzie przeszkadzać. Przecież mieszkanie po sąsiedzku to było najlepsze, co mogło ich w ogóle spotkać: mieli siebie pod ręką, mogli kontaktować się ze sobą bez trudu, wystawiając tylko głowę za szybę w swoich pokojach, a w kryzysowej sytuacji mogli wychylić się przez płot i poprosić o ten nieszczęsny cukier. Oczywiście, w realnym życiu wcale nie było tak pięknie, bo rodzice nie podzielali tego zdania nawet w jednej milionowej procenta, uznając to sąsiedztwo za największe przekleństwo, aczkolwiek Grace zawsze wykazywała się wielkimi pokładami wyrozumiałości, starając się gasić wszelkie niesnaski już bez względu na to, z czyjej winy były. Dodatkowo kryła Harlow za każdym razem, gdy ta nielegalnie przesiadywała w pokoju z Tannerem, albo udawała, że nie widziała ich razem, mimo że dobrze wiedziała, że poszli nad Maple River, albo do lokalnej pizzerii wydać trochę kieszonkowych. W późniejszych czasach, wbrew temu, co sądzili państwo Clarke, obie siedziały na ganku tego domu i wyczekiwały powrotów Tannera, wcale nie przejmując się tym, że jesienią wieczory bywały chłodne, a deszcz lubił zacinać i wdzierać się pod spadzisty daszek. A ile czasu przesiedzieli na tych schodach i ile słów wypowiedzieli rozmawiając na nich o wszystkim – tych bezcennych chwil nie da się zliczyć, było ich tak wiele. Nawet jeśli Tanner nie wracał do tamtych lat zbyt często, nigdy nie zamieniłby ich na cokolwiek innego, bo mimo że nikomu się wtedy nie przelewało, a wiązanie końca z końcem bywało trudne, był wtedy szczęśliwy, tak prawdziwie i szczerze. Obecność Harlow go uskrzydlała i najdobitniej zdał sobie z tego sprawę, gdy odeszła, bo wtedy rzeczywistość straciła większość barw, które sprawiały, że świat był bardziej znośny i że chciało się w nim trwać. Wtedy zmieniło się wszystko i nigdy nie powróciło już do tego dobrego stanu.
    Oczywiście, że to było najgorsze miejsce, jakie mógł wybrać sobie na nocleg pod gołym niebem, ale tak się składa, że niczego nie wybierał, bo wyboru żadnego nie miał. Jego wybór przepadł wraz z kluczem do frontowych drzwi i z portfelem, w którym miał jeszcze kilkadziesiąt dolarów, które ewentualnie mógłby przeznaczyć na drzemkę w tutejszym pensjonacie, gdyby o tej porze ktokolwiek mu tam otworzył. Był spłukany, dosłownie, i jeszcze przyszło mu koczować pod własnym domem. Po prostu, kurwa, bajka.
    Podciągnął się trochę do siadu, starając się, po pierwsze, nie krzywić, żeby nie zdradzić się zbytnio ze skutków minionego spotkania, a po drugie, nie zwracać uwagi na to, że Harly przyszła tutaj w piżamie, pod którą nie ma bielizny – przynajmniej jeśli mowa o jej górnej części, bo to akurat rzuciło mu się w oczy, gdy się nachyliła, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Zawsze w całości była jego słabością i to się nie zmieniło. Byłoby prościej, gdyby wróciła tutaj z mężem pod pachą i gromadą dzieci, bo może wtedy mógłby zapanować nad tym, jak cholernie go do niej ciągnie, choć wiadomo, że plułby sobie w brodę do końca życia.
    A po dłuższym namyśle trzeba przyznać, że jednak nie – nie byłoby prościej nawet odrobinę. To byłoby najgorsze, co mogłoby go spotkać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Daj spokój, Harlow — odezwał się, kręcąc głową i zsunął materiał koszulki z powrotem na brzuch. — To nic wielkiego, kilka zadrapań, nie będzie po nich śladu za kilka dni — zapewnił, nie łudząc się, że ona tak po prostu przyjmie to do wiadomości i wróci do domu, ale spróbował. Spojrzał zaraz na jej dłoń i przechylił głowę, a potem podniósł na nią pytające spojrzenie. — W środku? Tam? — upewnił się wskazawszy kciukiem na resztę domu, znajdującą się za jego plecami. — Dawno bym tam wszedł, gdybym mógł, ale mój klucz leży pewnie gdzieś w rowie na trasie do Camden — wyjaśnił, bo leżakowanie na schodach nie było jego planem na tę noc, a gdyby zgubił klucz gdzieś bliżej, pewnie poszedłby go poszukać, bo i tak nie miał tu nic lepszego do roboty. O ile żebra dałyby mu szansę w ogóle pochodzić na czworaka w trawie w poszukiwaniu kawałeczka metalu, skoro bolały już przy każdym minimalnym ruchu.
      — A dlaczego ty jeszcze nie śpisz? — Zapytał, chcąc odwrócić uwagę od siebie, i popatrzył jej w oczy upominająco, jakby była małą dziewczynką. Zreflektował się zaraz, drapiąc się lekko z tyłu głowy, bo to raczej nie powinno go interesować, ale nie pytał z ciekawości, tylko z troski. Naprawdę trochę się zmartwił, że Harly może mierzyć się z bezsennością, co akurat wydaje się realne, skoro jest tutaj od kilku dni, a podświadomość potrzebuje pewnie trochę więcej, żeby skutecznie się przestawić.

      a bit stubborn but happy, especially his eyes 👀🤭😏
      Tanner Gentry

      Usuń
  20. Mieszkanie po sąsiedzku z jedną z najpiękniejszych kobiet w tej dziurze, zawsze było pokusą i to nie uległo zmianie, nawet pomimo dziewięcioletniej przerwy, bo niezależnie od tego czasu, Harrie nadal jest jedną z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszą, z którą znów dzieli go zaledwie płot. I pod tym względem on nadal uważa się za szczęściarza, bo czasami wystarczy stanąć tylko w oknie w odpowiednim momencie, żeby to piękno sobie poobserwować, ale w dzisiejszych czasach różnica jest taka, że to sąsiadowanie nie jest już ani trochę bezpieczne. Nigdy wprawdzie takie nie było, bo tutaj zawsze kręcił się ktoś, komu krzywo z oczu patrzy, ale w tej chwili, gdy rozchodziło się o być albo nie być tych szemranych interesów, znajdowanie się w otoczeniu Tannera stało się wyjątkowo ryzykowne. I on miał tego świadomość. Doskonale wiedział, że nie jest w stanie przewidzieć, kiedy ktoś zwali mu się za głowę z nieplanowanymi odwiedzinami, i że przez to może narazić kogoś postronnego na nieciekawe konsekwencje, już samo samo bycie i znalezienie się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Nie chciał sobie nawet wyobrażać takiej sytuacji, w której na placu przed warsztatem pojawiają się panowie i wpadają na Harlow, która ze swoim temperamentem na pewno nie schowałaby głowy w piasek, tylko dała im wszystkim do wiwatu. I to nie dlatego, że zaszkodziłaby jemu, bo on i tak ma już przejebane, więc gorzej być nie może – zaszkodziłaby sobie, ponieważ ci panowie nie mieliby skrupułów, żeby się nią posłużyć i tym sposobem wpłynąć na niego. Bez wątpienia, gdyby tylko zauważyli, że Harrie nie jest przypadkową osobą dla Tannera, zrobiliby wszystko, żeby to wykorzystać i wymóc na nim dalszą współpracę po ojcu, od której on za wszelką cenę próbował się wymigać. A gdyby kiedykolwiek spróbowali ją choćby tknąć, to więcej jak pewne, że Tanner zgotowałby im piekło, które w swoim rozmachu prawdopodobnie pochłonęłoby również jego, bo przecież nie ma zbrodni doskonałej, a w takiej sytuacji byłoby mu raczej wszystko jedno, co się z nim stanie. Z samego faktu, że Harrie mogło grozić niebezpieczeństwo, wolał trzymać się od niej z daleka i do tego dążył, nie chcąc narażać jej na krzywdę. Ona, co prawda, nie miała na razie pojęcia, jak się sprawy mają, ale dopiero wróciła i jeszcze nie zdarzyło się nic, co wymagałoby konkretnych wyjaśnień, więc Tanner w ogóle nie ruszał tego tematu. A w bójki wdawał się często, więc taki widok, jaki sprezentował jej dziś, leżąc na schodach, nie był czymś, czego nie można się po nim spodziewać. Akurat spasował w ostatnich latach z awanturami, bo musi się pilnować, żeby nie podpaść i nie stracić dochodowej najemniczej fuchy, która od czasu do czasu daje mu zlecenia, więc jest grzeczniejszy. A przynajmniej na serio stara się taki być.
    Westchnął ciężko i wywrócił lekko oczami, gdy Harlow wspomniała, że widziała brzuch, więc zakrywanie go było głupie, a po chwili uśmiechnął się rozbawiony, bo bardzo chętnie dotrzyma jej towarzystwa, chociaż najchętniej w takim sensie, którego ona mogła nie brać pod uwagę. Oczywiście, zamknął dziób i nie palnął nic głupiego, mimo że miał chęć to skomentować, bo dopiero co zaczęli od nowa i chyba nie wypadało uderzać tak z grubej rury w bliskość, którą kiedyś mieli na porządku dziennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja mam nie być uparty, ale ty możesz, tak? Jak zwykle — zauważył, zadzierając głowę i patrząc Harly w oczy. Tak naprawdę to wiedział, że troszczyła się o niego, bo ta troska była wypisana w jej twarzy. — Zgodzę się, ale tylko dlatego, że wiem, że ty naprawdę siedziałabyś tutaj ze mną do rana, a na to nie mogę pozwolić — powiedział, dźwigając się zaraz z miejsca z małą pomocą Harlow, do której wyciągnął rękę. Maskując skrzywiony wyraz twarzy, chwycił się drewnianej balustrady po jednej stronie sylwetki Harrie, a za chwilę po drugiej stronie, zamierzenie blokując ją pomiędzy swoimi ramionami. Przebiegł spojrzeniem po jej twarzy, która teraz znalazła się niebezpiecznie blisko jego własnej, a po chwili zsunął spojrzenie niżej, przechylił głowę i uśmiechnął się, marszcząc brwi.
      — Coś się komplety piżam chyba pomieszały, ale i tak jest... zacnie — stwierdził, wracając spojrzeniem do oczu Harrie. Próbował się nie uśmiechać, ale uśmiech mimowolnie błąkał się w kącikach jego ust, zdradzając go z wesołego nastroju. Jasne, bolało go w chuj rzeczy, ale to jakoś przestało mieć znaczenie w tym momencie. — Zapomniałem powiedzieć ci wczoraj, że wyglądasz pięknie. Do twarzy ci ze słońcem — stwierdził, tym razem już bez żartów, a chodziło mu o to, że jej muśnięta słońcem skóra idealnie podkreślała jej bursztynowe oczy i lekko zadarty nosek. Lekka opalenizna uwydatniła wszystkie atuty, a tych Harlow ma wiele. I naprawdę zapomniał o tym wczoraj, czy też raczej nie znalazł na te słowa odpowiedniego momentu, bo jak wręczył jej list, to wszystko potoczyło się samo i nie było na nie miejsca. Oczywiście, był gotowy iść tam, czyli do domu obok, zgodnie z jej prośbą, ale korzystał z momentu, dopóki Harrie stała w miejscu i nie wzięła jego ręki z balustrady, żeby sprowadzić go ze schodów. I na ziemię.

      what is below attracts me as much as what is above, you attract me at all ☺️💞
      Tanner Gentry

      Usuń
  21. Rozmawiać o tym nie chciał, bo nie miał na to żadnego sensownego planu, którym mógłby załatwić te problemy raz a dobrze, i to go trochę wkurwiało, a w zasadzie to nawet bardzo, a nie trochę. Chciał dać śliskim typom kasę, nawet dwa razy więcej, niż wartość danego samochodu, a oni i tak upierali się przy swoim, co akurat było zrozumiałe – nie znajdą tak łatwo nikogo, kto będzie przebijać dla nich numery VIN, żeby interes mógł dalej się kręcić. Nie miał pojęcia, jakim w ogóle cudem ojciec dotarł do takich ludzi, ale podejrzewał, że zakręcił się gdzieś w Atlancie w jakimś podziemnym kasynie, czy innej spelunie, której nikt nie kontroluje dla świętego spokoju, i tym sposobem ściągnął sobie na głowę takie towarzystwo. Dość zdeterminowane towarzystwo, które uznało, że jeśli nachodzenie Tannera nie jest zbyt skuteczne, to może warto spróbować z porwaniem go w biały dzień i ze spuszczeniem wpierdolu w starym hangarze na obrzeżach Camden. Nazywali go żołnierzykiem i testowali jego wytrzymałość dość brutalnie, ale miał świadomość, że nie doprowadzą go do obrazu nędzy i rozpaczy, bo jest im potrzebny. Nie mogli go nawet połamać, jeśli chcieli, żeby robił im tą brudną robotę, bo do tego rączki musi mieć sprawne, a nóżki w zasadzie też. Mógł jeszcze trochę przeciągać ich cierpliwość, dopóki nie uznają, że skoro i tak nie ma z niego żadnego pożytku, to można zrobić mu krzywdę adekwatną do jego upartości, albo od razu go odstrzelić. Nie chciał więc o tym rozmawiać, ale gdyby Harlow zapytała, na pewno nie migałby się od odpowiedzi. Ona i tak była już w jakiejś części wtajemniczona, poza tym, nie mogła z tym nic zrobić, a w to, że będzie trzymała buzię na kłódkę, wierzył w stu procentach, bo zawsze mógł jej ufać i na niej polegać. Dziś miał już jednak po dziurki w nosie myślenia o problemach, których na razie nie da się rozwiązać, a skoro Harly znów pojawiła się w jego zasięgu, to na niej wolał się skupić. Zdecydowanie. To była przyjemność, której nie chciał sobie odmawiać.
    — Jeśli będę mógł dotrzymać ci towarzystwa na własnych warunkach, to wtedy przyznam, że propozycja mi się podoba. A jeśli zdejmiesz coś więcej, niż bluzę, to można będzie zająć się czymś ciekawszym, a nie tym, co może zając się sobą samo — zachęcił, ruszając zaczepnie brwiami, a w końcu parsknął cichym śmiechem, bo brzmiał tak bezczelnie, że aż sam chętnie skopałby sobie za to tyłek. Nie powinien tego robić. Naprawdę nie powinien sprowadzać ich drugiej rozmowy po latach do takiego tonu, ale to było silniejsze i nie mógł się powstrzymać, tym bardziej, że postawa Harlow samoistnie go w takie prowokacyjne gierki wciągała. Ale zawsze tak było, Harly zawsze przeciągała linę na swoją stronę, rzucając coraz to odważniejszymi tekstami, i oboje brnęli w to aż do samego końca, czyli do chwili, w której wycisną z danego momentu dosłownie wszystko. Dostał w głowę – to się akurat zgadza, a czy nie za bardzo? Ciężko przewidzieć, ale całkiem możliwe, że tak, skoro tak szybko zdobył się na takie zaczepki. Do reszty mu odbiło.
    Po krótkiej przeprawie przed podwórka, wszedł grzecznie do jej domu, od razu obrzucając wnętrze zainteresowanym spojrzeniem. To naprawdę dziwne uczucie, mieć ten dom na wyciągnięcie ręki każdego dnia, a być w nim dopiero po niespełna dziesięciu latach. Wszedł głębiej, nie skupiając się na bałaganie i nie myląc się w myślach, że nazwanie nieporządku bałaganem było wyolbrzymione, a potem usiadł powoli na brzegu kanapy, dobrze wiedząc, że nie ma takiej opcji, że schyli się do butów i nie zawyje z bólu, dlatego na razie zdejmowanie ich odpuścił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oparł się powoli, trochę zaciskając szczękę, bo obolałe żebra dawały o sobie znać cały czas z taką samą siłą, a gdy jego plecy zetknęły się w końcu z miękkim oparciem, odetchnął z ulgą i podniósł spojrzenie na Harlow. Pozbyła się bluzy, a on nie mógł zapanować nad ponownym otaksowaniem jej, więc wyszło, jak wyszło. A wyszło co najmniej tak, jakby miał jej zaraz powiedzieć: pozbądź się tych spodenek i chodź do mnie. Przeciągnął ręką po kilkudniowym zaroście i zaśmiał się cicho, ale krótko, bo podskakujący od śmiechu tors wyjątkowo źle wpływał na żebra. Opuścił ręce swobodnie na kanapie i popatrzył na Harrie.
      — Wiesz, wydaje mi się, że tracę czucie w dłoniach, więc będziesz musiała zrobić to za mnie — odpowiedział, starając się brzmieć przekonująco, chociaż z tym traceniem czucia, to akurat gówno prawda, ale pomoc się przyda, już nie tylko dlatego, że miał na tę pomoc ochotę, ale z przełożeniem koszulki przez głowę faktycznie może mieć problem. Gdyby był skazany na siebie, pewnie rozciąłby materiał, zamiast siłować się ze zdjęciem T-shirtu, bo był przekonany, że ból żeber byłby przy tym tak dokuczliwy, że odbiłby się w jego mózgu. Wydawało mu się, że z pomocą Harrie będzie lepiej. Z nią wszystko było lepsze i to na pewno też się nie zmieniło.

      will you take care of me? 🙏😈
      Tanner Gentry

      Usuń
  22. A prawda wygląda właśnie tak, że wpakował się w bagno, i to po sam czubek nosa, tyle że nie z własnej woli, bo to, czego chciał, nie miało najmniejszego znaczenia w obliczu interesów, z którymi zostawił go ojciec. To bagno samo go wciągnęło, co było akurat do przewidzenia, skoro grząski grunt był jedynym, który ojciec ufundował ich rodzinie, a Tanner był skazany na stąpanie po nim już od najmłodszych lat. Zawsze ocierał się o interesy, które prowadził ojciec, bo najczęściej dotyczyły one warsztatu, w którym obaj pracowali, ale nie spodziewał się, że ten zabrnął aż tak daleko, by uwikłać się w konszachty z nie byle jakimi handlarzami i zesłać im na głowy prawdziwy kłopot. A prawdziwy dlatego, że tych typów nie da się udobruchać forsą, która zazwyczaj załatwia wszystkie sprawy, szczególnie w tym śliskim światku, w którym o forsę najczęściej się rozchodzi. Ale oni nie chcą pieniędzy – oni chcą człowieka, który będzie nakręcał im biznes, a cały problem polega na tym, że człowiek, którego mieli, wziął i sobie umarł, z kolei ten, który mógłby go zastąpić, nie chce nim być i w zaparte odwleka śmierdzącą robotę. To dlatego dostał dziś wpierdol i to dlatego pewnie nie jeden raz jeszcze dostanie. Teoretycznie, mógłby zrobić dla nich to, czego nie zdążył zrobić ojciec, ale dobrze wiedział, że z ich strony to wcale nie zakończy się na jednym razie. Wiedział, że jeśli ten jeden raz da im do zrozumienia, że może przebijać dla nich numery, będą przymuszać go do tego z każdą kolejną potrzebą, a bez wątpienia znajdą sposób, żeby robić to skutecznie i niewykluczone, że w przypływie złości nie posłużą się kimś, kto jest dla niego istotny. Nie jest przecież skończonym kretynem, żeby wierzyć ludziom, którzy są zawodowymi oszustami.
    Gdyby dało się z nimi tak ponegocjować, jak z Harlow, to życie byłoby bajkowe, ale z nimi tak się nie da, a w jej przypadku Tanner też powinien był się trochę opanować, dlatego podsumował jej słowa tajemniczym uśmieszkiem i zostawił swoje warunki w formie nieokreślonej, dalej rozbudzającej ciekawość, bo w zdradzaniu się ze wszystkim już na starcie nie ma przecież żadnej frajdy.
    — Rączki są zbędne, Harrie, mam do zaoferowania coś znacznie lepszego, niż one — odpowiedział, uśmiechając się tak wymownie, że nawet głuchy zrozumiałby, do czego w tej chwili nawiązuje, a potem odprowadził Harlow spojrzeniem, lustrując jej sylwetkę z zainteresowaniem. Od razu zrobiło mu się lepiej, gdy obrzucił wzrokiem jej kształtny tyłek i smukłe nogi, choć to tylko do momentu, aż zniknęła z pola widzenia, bo potem spróbował się poruszyć i obolałe żebra natychmiast przypomniały mu w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Siedząc, podciągnął się odrobinę na prostych łokciach i wygodniej ułożył plecy na oparciu kanapy, po czym przebiegł spojrzeniem po wnętrzu, które nie było mu tak bliskie, jak pokój Harly, bo tutaj bywał sporadycznie. Nie był w stanie określić, jak wiele się zmieniło, ale po pustych półkach wnioskował, że zmieniło się wiele, a Harlow nie zdążyła się jeszcze w pełni rozpakować. Wprowadziła się dopiero kilka dni temu, a wczorajszy wieczór spędziła z Grace, więc to jasne, że nie miała czasu na opróżnienie wszystkich kartonów. Jemu to akurat w żaden sposób nie przeszkadzało.
    Wrócił do niej uwagą, gdy znów pojawiła się w zasięgu wzroku i przechylił lekko głowę, patrząc na przybory, które ze sobą niosła. Skrzywił się lekko, obserwując jak Harlow stawia to wszystko na stoliku obok, bo jakoś nie spodobał mu się widok tego czegoś do oczyszczania ran. Ta na brzuchu bez wątpienia będzie szczypać. Kurewsko wręcz szczypać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokręcił głową na pytanie o wodę, bo na razie jej nie potrzebował, ale dobrze, że Harly pomyślała o tabletkach przeciwbólowych, bo całkiem możliwe, że lada moment z nich skorzysta, żeby odjąć sobie choć trochę dyskomfortu z obitych części ciała, już nie tylko żeber, ale mięśni tak ogólnie. Grzecznie dał się obejrzeć i opatrzyć, w milczeniu podążając spojrzeniem za oczami Harlow i uśmiechając się za każdym razem, gdy kierowała ciemne tęczówki do jego własnych, błękitnych jak wiosenne niebo. Kiedy przyglądał się jej z bliska, zdawał sobie sprawę z tych drobnych, ale znaczących zmian, które zaszły w jej twarzy. Wypiękniała. Były jednak takie aspekty, które się nie zmieniały, na przykład spojrzenia, którymi potrafiła skutecznie go zmiękczyć. Gdy posłała mu to jedno, dłuższe, troskliwe i głębsze, dobitnie przypomniał sobie o tym, że mógł być jej – w każdej chwili, tu i teraz, i za każdym razem, gdy ona tego zapragnie, bo działała na niego tak, jak nikt innym na tym cholernym świecie.
      — Zamierzam nie zakładać jej już wcale. Co ty na to? — Podniósł lekko kącik ust i wyprostował się, łapiąc w palce materiał koszulki, żeby wesprzeć Harrie w ściąganiu go. Ostrożnie przełożył ubranie przez głowę, robiąc to bardziej lewą ręką, niż prawą, bo żebra z prawej strony bolały go bardziej, a po chwili porzucił je obok na kanapie. Koszulka nadawała się już tylko do wyrzucenia, natomiast on powinien się przede wszystkim umyć, bo krew rozmazała się na jego skórze, a w połączeniu z kurzem utworzyła brzydkie plamy. Na razie wolał się jednak z tego miejsca nie ruszać, poza tym, Harrie przyniosła sporo przyborów, którymi powinno dać się zrobić stosowny porządek na jego ciele, więc zamierzał polegać przede wszystkim na tym. I na niej.
      — Pierdolony drut — skomentował, palcami lekko naciągając skórę przy ranie na brzuchu, żeby ją obejrzeć. Rozcięcie nie było tak głębokie, żeby je szyć, ale dość długie i nieładne. — Coś czuje, że gdybym nie zauważył go w ostatnim momencie, wbiłby się we mnie inaczej — stwierdził, wracając plecami na oparcie kanapy. — Pewnie mniej korzystnie — dodał, dając Harlow swobodny dostęp do siebie. — Czy to będzie szczypać? — Upewnił się, kiwając głową w stronę specyfików, których zamierzała użyć. Wolał się nastawić i zapanować nad reakcją, gdyby oczyszczanie tej rany okazało się trudne do zniesienia.

      with pleasure, anytime and anywhere 💖☺️
      Tanny Gentry

      Usuń
  23. Tak naprawdę, on sam nie miał pojęcia o niektórych kontaktach ojca i dowiedział się o nich dopiero po jego pogrzebie, gdy odwiedziło go dwóch facetów i z marszu dostał w ryj za to, że kazał im spieprzać w podskokach z tego ganku, na którym leżał dziś poharatany, właśnie przez tych samych ludzi. Dopiero w tamtym momencie zrozumiał, że sytuacja klaruje się gorzej, niż źle, bo pole do negocjacji jest bardzo małe, żeby nie mówić, że nie ma go wcale, ale do wyboru miał tylko dwie możliwości: zgodzić się na układ, albo próbować się od niego migać tak długo, jak długo się da. Gdyby się zgodził, to więcej jak pewne, że nie uwolniłby się z niego już nigdy, a wtedy poza tym, że miałby na karku szemraną grupę, to na dodatek groziłoby mu pudło za współudział i za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, gdyby ktoś go wsypał. Co to, to nie – zdarza mu się działać impulsywnie, ale nie jest skończonym kretynem, żeby świadomie wpakować się w takie bagno. Musiał znaleźć inne rozwiązanie i od śmierci ojca naprawdę się o to stara, ale najpierw musi doprowadzić do jednej istotnej zmiany: Grace musi wyprowadzić się do siostry. Jego matka musi stąd zniknąć, tak, żeby to on nie miał tutaj zbyt wiele do stracenia, jeśli sprawy się zaognią i przybiorą obrót, którego może się nie spodziewać. A doskonale wiedział, że kontrahenci w najgorszym przypadku będą szantażować go jego bliskimi, zresztą, oni już o tym wspominali. Grace sto razy namawiała go, żeby zgłosił się z tym na policję, ale to nie jest takie proste w sytuacji, w której jego ręce nie są wcale czyste. Bo to, że w warsztacie dochodziło do wałków, to przecież oczywisty fakt. Co prawda, wszystkie szły na konto ojca, ale Tanner przy nich pracował, raz bardziej świadomie, raz mniej, więc gdyby zgłosił sprawę, musiałby przyznać się również do tego. Teoretycznie, życie nie by się zawaliło, gdyby dostał wyrok w zawiasach, ale praktycznie straciłby robotę w PMC, a to oznacza, że nie byłby w stanie spłacić reszty długów, które nadal ciągną się za ich rodziną. I tu pieprzone koło się zamyka.
    Uśmiechnął się, automatycznie zsuwając spojrzenie do koszulki, którą Harlow miała na sobie. Przechylili głowę raz w prawo, raz w lewo, a potem podniósł wzrok do jej oczu, nie kryjąc na twarzy wyrazu, który zdradzał kosmate myśli, przebiegające mu właśnie przez głowę. Jest taka piękna, że mógłby patrzeć na nią cały czas, dzień i noc, i to nigdy by mu się nie znudziło.
    — Byłoby sprawiedliwie, gdybyś ty też zdjęła koszulkę — stwierdził krótko. — To na pewno podniosłoby mnie na duchu i ukoiło mój egzystencjalny ból — dodał, uśmiechając się pewnie, jakby pozbycie się koszulki przez Harrie rzeczywiście mogło być lekiem na wszystkie jego bolączki. Oczywiście, zabrzmiał tak śmiesznie, wymawiając to trudne słowo na e, że cały czar jego kuszenia prysł w sekundę, gdy na koniec jeszcze krótko się z tego zaśmiał. A krótko, bo te żebra nie były dziś skore do żartów, co go akurat nie dziwiło, skoro przyjęły kilka solidnych kopniaków.
    Znów poprawił się nieco na siedzeniu i pochylił lekko w bok, żeby odciążyć stronę, która dokuczała mocniej.
    — Bolą dość bardzo — odpowiedział, obserwując jak Harrie ściera z jego skóry brudne ślady. Robiła to naprawdę delikatnie, aż zdał sobie sprawę, że dawno odwykł od takiego traktowania. Tamara rzuciłaby w niego kawałkiem mokrej szmaty i kazała się doprowadzić do porządku, a potem poszukałaby środków przeciwbólowych i rzuciła mu całe opakowanie. Nigdy nie zajmowała się nim w taki sposób, chociaż potrafiła być czuła i zasypywać go rozmaitymi pieszczotami, ale musiała mieć na to ochotę. Były z Harrie całkowicie różne w codziennym życiu i byciu. Nic dziwnego, że im się nie udało – to po prostu nie mogło się udać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westchnął ciężej, słysząc jej nienachalne pytanie o przebieg zdarzeń, a kiedy poczuł pieczenie w dolnej części brzucha, syknął i złapał Harrie za nadgarstek, mocno zaciskając na nim swe palce. Szczypało, i to jak jasny chuj.
      — Ja pierdole, to jest... — zacisnął zęby, powoli rozluźniając chwyt na jej nadgarstku, żeby mogła wrócić do czyszczenia rany. Może to tylko ten pierwszy raz jest taki intensywny, a każde kolejne zetknięcie środka z raną da się już przeżyć bez wrażenia, jakby przechodził właśnie przez tortury. — A ja narzekałem na drut, cholera.
      Pokręcił głową, bo ból przy cięciu skóry nie był tak dotkliwy, jak to, co dotykało jej teraz. Jeżeli w oparciu o własne doświadczenia miałby określić ból, który naprawdę ciężko znieść, to właśnie ten: gdy jakiś specyfik dociera do żywej tkanki i sieje tam spustoszenie.
      Odchylił głowę na oparciu kanapy i zabrał dłoń z jej nadgarstka.
      — Harrie, wolałbym, żebyś trzymała się z daleka od tych spraw. Ja nie żartowałem, że jest gorzej — wyznał, obracając głowę na oparciu, żeby popatrzeć na jej twarz. Miał ochotę pogładzić ten piękny policzek, ale zgasił chęci w zarodku, jeszcze zanim utwierdził się w przekonaniu, że może jednak mu wolno. Bo nie było mu wolno robić tego, ani niczego, co sprawi, że przekroczą granicę. W jego obecnej sytuacji to zbyt duże ryzyko. — Na razie jest przejebane w sposób nieodwracalny, ale staram się to zmienić. Staram się zakończyć sprawy ojca tak, żeby nie mogły już do mnie wrócić. Czekam, aż Grace ulegnie moim namowom i zgodzi się wreszcie wyprowadzić do siostry, bo nie mogę działać, dopóki tutaj jest. Martwię się, że... no wiesz, że przyjdą po nią, jeśli nie dostaną mnie, dlatego cały czas ich zwodzę, co kończy się tak, jak widzisz — wyjaśnił, znów zaciskając lekko szczękę, gdy Harlow dotknęła rany tam, gdzie bolała bardziej. Miał wielką nadzieję, że Grace w końcu przystanie na tę opcję zamieszkania z Lindą w Camden. Odnowiły kontakt, szczerze stęsknione, ale Grace nadal upiera się, że nie może zostawić tego miejsca i Tannera na pastwę losu. Może świadomość, że Harlow znów znajduje się drzwi obok, pozwoli jej zawierzyć, że Tanner nie zostanie tu wcale sam, i w końcu ustąpi? On trochę na to liczy, ale matka też bywa uparta – w końcu po kimś te cechy odziedziczył, przecież nie dostał ich z wiatrem.

      it'll be even cooler if you take your shirt off 😈🤭
      Tanner Gentry

      Usuń
  24. To prawda, że jest jeszcze całe mnóstwo rzeczy, które mogłyby ukoić jego egzystencjalny ból, ale nie miał na razie prawa o nich myśleć, więc skinął tylko głową w potwierdzeniu, pozostawiając temat na bezpiecznym etapie, który nie mógł niczego schrzanić. Zaczepki zawsze będą niewinne, dopóki nie ewoluują do czegoś, przy czym nie da się już utrzymać kontroli, a szkoda byłoby zrobić coś głupiego w znajomości, która dopiero dostała szansę zdrowo się odnowić. W kwestii stanu własnych żeber nadzieje miał podobne, ale to więcej, jak pewne, że do żadnego szpitala się nie skieruje, więc był Harlow naprawdę wdzięczny, że nie próbowała przekonywać go w tej chwili, że zgłoszenie się na izbę przyjęć to jedyne, słuszne wyjście. Jeśli na dniach sytuacja się nie poprawi, to odwiedzi lokalną przychodnię, bo przecież ma w warsztacie robotę do zrobienia, a z takim bólem nie schyli się nawet, żeby odkręcić śrubkę, ale naprawdę nie ma potrzeby gnać z tym do szpitala w Camden. To nie pierwszy raz, gdy miał stłuczone żebra. Znał ten ból i zawsze jakoś z nim sobie radził, zwykle smarując zasiniałe miejsca odpowiednimi żelami, czy specyfikami domowej roboty, bo te sprawdzały się równie dobrze, więc poradzi z tym sobie. Poza tym, teraz, mając Harlow ścianę dalej, tym bardziej nie straszne mu żadne ciężkie powikłania po zbagatelizowanych urazach, bo sposób w jaki ona dbała o niego, nie mógł równać się żadnej innej opiece. Nie dałaby mu umrzeć, zdecydowanie.
    Wolałby, żeby nie zostawała seksownym bodyguardem, bo musiałaby przyjmować na tą seksowną siebie wszystkie jego baty, ale mogła zostać jego seksowną prywatną pielęgniarką, albo seksowną sąsiadką mającą oko na jego wybryki – albo i jedno i drugie, bo po co się ograniczać, tym bardziej, że to drugie jest już poniekąd rzeczywistością. Oczywiście, to były myśli, którym nie pozwolił wydostać się na światło dzienne, przynajmniej w formie słownej, bo to jak na nią patrzył, było raczej jasne i na pewno w jakiejś części zdradzało to, co rozważał w swojej głowie. Niepoprawnym myślom sprzyjało natomiast to, że siedziała przy nim w bluzeczce, która zasłaniała tylko te strategiczne części ciała, które automatycznie starała się odkryć jego wyobraźnia. W dodatku dotykała go tak czule, że najchętniej odpłaciłby się jej tym samym, ale na razie postanowił trwać przy tym, że to tylko pomoc, która nie może odbyć się bez takich czułości. Całe szczęście, że impulsy nie dotarły jeszcze tam, gdzie wymownie kształtowałyby materiał jego spodni. Nie spaliłby się ze wstydu, bo to uczucie się go nie ima, ale Harly widziałaby czarno na białym, jak na niego działa.
    — Do przebijania numerów na kradzionych samochodach — odpowiedział, ciesząc się w duchu, że Harrie skończyła oporządzać te rany niewygodnym specyfikiem. Poprawił się nieco na kanapie i wyciągnął rękę po tabletki, dochodząc do wniosku, że one i tak mu nie zaszkodzą, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że jednak trochę ulżą w tym cierpieniu. Skorzystał z pomocy Harlow, przejmując szklankę z wodą i wrzucił do ust tabletki, po czym popił je i zwrócił jej szklankę. Spojrzał na futrzasty ogon, który wystawał zza kanapy, ale nie ruszał się, żeby popatrzeć na jej kocie współlokatorki, bo to kosztowałoby go zbyt dużo bólu. Rozejrzy się, jak tabletki zaczną działać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Grace mnie potrzebuje, ale nie potrzebuje oglądać mnie w takim stanie, ani patrzeć jak z drogi zawija mnie jakiś czas czarny wóz, albo z domu wyprowadzają mnie kryminalni — powiedział, wracając wzrokiem do Harlow. — To zbyt duże ryzyko, żeby tutaj była, zresztą... teraz już nie tylko ona — zauważył wymownie, bo do tej pory martwił się o matkę, teraz będzie martwił się również o Harlow, mimo że dzieli ich płot, który jest wyraźną miedzą odgradzającą dwie niezależne rodziny. Gdyby jej nie znał, miałby pewność, że nie zareaguje, jeśli zobaczy coś, co dosadnie poruszy jej wrażliwość, ale znał ją i był święcie przekonany, że nie zignoruje jego krzywdy. — Jeździ do siostry co weekend, czasami zostaje na dłużej, ale wolałbym, żeby była tam cały czas. Mówiłem jej, że to dobry moment nadrobić stracone lata z Lindą, skoro tutaj i tak nie ma nic ciekawego do roboty, a ja ciągle jestem poza domem, ale chyba wypadłem mało przekonująco — stwierdził, wzruszając nieznacznie ramieniem. — Myślę, że ciebie mogłaby posłuchać — posunął, patrząc na Harrie z lekkim uśmiechem. — Ty zawsze miałaś większą siłę przebicia, jeśli o nią chodzi. Co Harrie powiedziała, to zawsze było święte — dodał, uśmiechając się zaczepnie, bo wyraźnie się teraz zgrywał. Sięgnął ręką nad jej biodro, żeby sprawdzić, co z łaskotkami w tamtych miejscach. — A Harrie też potrafiła łobuzować, w niektórych miejscach szczególnie bardzo — przypomniał znacząco i uśmiechnął się szerzej, mimo dyskomfortu, który ciągnął się po jego żebrach. Przekomarzanki zawsze wychodziły im wyjątkowe i pełne wzajemnej sympatii.

      when the pills start working, my naughty girl 😈💖
      Tanner Gentry

      Usuń
  25. On zaś wychodził z założenia, że skoro Harlow postanowiła się nim zaopiekować, to wizyta u kolejnego lekarza nie jest mu teraz potrzebna, zresztą, gdyby było z nim teraz tragicznie, czy po prostu źle, to ona na pewno nie pozwoliłaby mu siedzieć na kanapie, tylko już dawno gnaliby na izbę przyjęć. Harrie jest przecież lekarzem, mniejsza o to, że takim od zwierząt, ale zna się na tym, a skoro pieczołowicie przyjrzała się każdej jego ranie i nie była na tyle zaniepokojona, żeby wykopać go stąd prosto do szpitala, to znaczy, że musiało być stabilnie – tak przynajmniej wnioskował. Był nawet przekonany, że nazajutrz wszystko ładnie się zasklepi i zacznie wyglądać o niebo lepiej niż teraz, świeżo po awanturze, więc tym bardziej nie dramatyzował. Założy koszulkę z długim rękawem i nikt się nawet nie pozna, że zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z łobuzami. Całe szczęście, że nie uderzali zbyt często w twarz, bo poza zaczerwienioną kością policzkową i kilkoma rankami na łuku brwiowym, nie było niczego, z czym musiałby się chować przed Grace, a całej reszty, czyli tego, co pod koszulką, na pewno nie zobaczy. Humor rzeczywiście mu dopisywał, bo ten typ tak już ma, że idzie przez życie, dostosowując się do warunków, które los postanowił zwalić mu na głowę, co jest o tyle dobre, że gdyby miał nurzać się w beznadziei i zmartwieniach, to chyba pozostałoby mu tylko znaleźć już odpowiedni sznur i drzewo z gałęzią na tyle grubą, żeby się nie złamała. Zawsze sobie radził, bo zawsze musiał sobie radzić, dlatego też tak dobrze wpasował się w ryzyko towarzyszące misjom na eksporcie. Potrafił odnaleźć się w ciężkich warunkach i w nich przetrwać, choć bywały momenty, kiedy naprawdę igrał z ogniem, ale anioł stróż skutecznie nad nim czuwa... i bez wątpienia ma od cholery roboty.
    On też nie wierzył, że ojciec wziął na siebie taki biznes, bo jego przedsiębiorczość wołała o pomstę do nieba, ale to może właśnie dlatego wpakował się w taki syf, a nie w coś, co mogło przynieść im legalne dochody – bo był totalnie beznadziejny w te klocki i dał się złapać na byle gówno. Tanner nie wierzył, ale uwierzył błyskawicznie, gdy koledzy od biznesu pojawili się tuż po pogrzebie na ich ganku i dosadnie przedstawili obraz całej sytuacji. Wtedy to nie tylko uwierzył, ale i się załamał, a ręce opadły mu do samej podłogi. Jedne śmieci wyniosły się same, a drugie się wniosły.
    Chciał jej powiedzieć, że zdecydowanie lepiej brzmiałoby, gdyby to ona chciała go całego, ale ugryzł się w język w odpowiednim momencie. Oczywiście, wiedział, że Grace również chciałaby go w takiej formie, żeby nigdy nie działa mu się krzywda, a włosy z głowy nie spadały. Matka zawsze chciała dla niego dobrze i zawsze go wspierała, niekiedy za plecami ojca, zwłaszcza, gdy dochodziło między nimi do sprzeczek, dlatego był jej winien chociażby ten święty spokój, które nie miała od wielu lat. Stąd chciał, żeby wyjechała, bo tylko w ten sposób mógł ją ochronić, nie tylko przed gangsterami, ale przed wieloma widokami, które mogłyby złamać tej kobiecie i tak nadwyrężone już serce.
    Popatrzył na Harrie znacząco – to jasne, że się o nią martwi. Machnąłby ręką, gdyby chodziło o jakichś lokalnych dupków, bo miałby pewność, że tacy goście nie zrobią jej krzywdy, ale tamci? Tamci bardzo chętnie znajdą na niego haczyk, a już szczególnie tak istotny, jak kobieta, z którą coś może go potencjalnie łączyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Doskonale, współpraca z tobą to sama przyjemność — przyznał, akceptując wersję, że w razie czego, to się nie znają. Co prawda, oni nie są debilami, żeby zawierzyć komuś na słowo, tym bardziej, gdyby spotkali ich razem, albo kilkakrotnie gdzieś ich razem zauważyli, ale zdecydowanie lepiej podtrzymywać to, że są dla siebie totalnie obcy, że się nie znają, nie lubią, nie widują i wszystko inne, co można zacząć przedrostkiem nie.
      Nabrał nieco więcej powietrza w płuca, słysząc jej pytanie o to, co zamierza zrobić, jeżeli rzeczywiście udałoby się namówić Grace do wyprowadzki, bo wiedział nie spodobałaby się jej pierwsza odpowiedź, o której pomyślał. Postanowił ubrać ją zatem w łagodniejsze słowa, bardziej dyplomatyczne.
      — Wtedy wyjdę im naprzeciw — odparł, patrząc na ich dłonie, gdy te znalazły się wspólnie w jednym miejscu. — Na razie ich zwodzę, bo nie mam innego wyjścia, ale w końcu będę musiał zagrać w ich grę, co oczywiście zrobię, tyle że na własnych zasadach — wyjaśnił, po czym obrócił swoją dłoń i złapał jej palce, wyraźnie przejmując nad tym kontrolę, bo trzymał je na tyle mocno, że Harlow musiałaby się wyszarpnąć, żeby odzyskać wolność. Nie potrafił się powstrzymać, więc pogładził kciukiem jej skórę na wierzchu dłoni, przypominając sobie delikatną fakturę, wciąż tak samo chłodną jak przed laty. Kiedyś trzymanie Harrie za rękę sprawiało mu osobliwą przyjemność, jakby pod wpływem jej dotyku docierało do niego całe to piękno, które w sobie miała. Teraz uzmysłowił sobie, że to też się nie zmieniło. Trzymanie jej wciąż sprawia mu tą samą przyjemność. Zaskakujące.
      Podniósł wzrok do jej oczu i pokręcił głową.
      — Ale ja nie wątpię, Harrie, nie wątpię ani trochę i to właśnie w tym jest rzecz, bo gdybym wątpił, byłoby troszeczkę łatwiej... — wstrzymał się nagle, chwilowo złączając usta w cienką linię — …się opanować — dokończył po chwili, unosząc kącik ust w rozbawionym uśmiechu. Wypuścił jej dłoń z palców, pozostawiając swoją w tym samym miejscu, a potem westchnął lekko i przeniósł spojrzenie na żele, którymi prawdopodobnie zamierzała go wysmarować. — Może najpierw trochę to umyję? — zasugerował, wskazując palcem na swój tors. To i tak go czeka, więc ruszenie się stąd jest nieuniknione, ale pomyślał, że słuszniej byłoby się opłukać zanim Harrie go wysmaruje.

      why not, but only with you 🥰☺️
      Tanner Gentry

      Usuń
  26. Jest uparty, ale to prawda, że nie w sposób idiotyczny, bo przed tym chroni go dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który uaktywnia się w krytycznych momentach, a już zwłaszcza w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia. Ale jeżeli unikał szpitali, to wcale nie dlatego, że miał taki kaprys. Chodziło przede wszystkim o ubezpieczenie, które było tak marne, że w większości nie pokrywało szkód, na które był narażony, a dokładanie do tej kupki długów, która i tak piętrzyła się i z trudem trzymała pion, było ostatnim, czego ich rodzina potrzebowała. Teraz to się zmieniło, bo gdy podpisał kontrakt z PMC, został objęty odpowiednim ubezpieczeniem, a nade wszystko mógł zapewnić tę opiekę również Grace, która potrzebowała stałego dostępu do lekarzy, żeby kontrolować swoją chorobę, więc jego stosunek do leczenia zmienił się automatycznie. Ale i tak nie plątał się po przychodniach, jeśli nie miał takiej potrzeby, a to, że nie miał, jest raczej oczywiste – wystarczy na niego spojrzeć, by wiedzieć, że to ten typ, który zgłosi się do lekarza jak już wszystkie domowe sposoby zawiodą, urwanej ręki nie da się przykleić na plaster i nie będzie miał wyjścia, jak zgłosić się do kogoś, kto ją przyszyje. Pewnie sytuacja byłaby zgoła inna, gdyby Harlow miała ludzką specjalizację i przyjmowała pacjentów na miejscu, bo całkiem możliwe, że wtedy stanąłby na podium w konkurencji na pacjenta najczęściej odwiedzającego szpitalne salony, a równocześnie na najbardziej znienawidzonego klienta ubezpieczalni, która musiałaby pokrywać koszty każdej jego wizyty. Dla niej warto było wychodzić ze strefy komfortu i przewartościowywać własne upodobania, a Tanner zawsze jej ufał i ufa do dziś, niezależnie od tego, co wydarzyło się z nimi w przeszłości, bo Harly nigdy nie dała mu podstaw do tego, żeby miał w nią zwątpić. Rozstali się w burzliwej atmosferze, a żal po tym jeszcze na długi czas ciążył na sercu, ale po tych wszystkich latach, które pozwoliły mu przerobić to rozstanie, zrozumiał, że byli młodzi, dali ponieść się emocjom i zwyczajnie spierdolili. Nie wydarzyło się jednak nic, co miałoby zniszczyć jego zaufanie – tę wiarę w dobre intencje i jej uczciwość, bo Harlow nigdy nie zrobiła czegoś, co mogłoby mu zaszkodzić. Zawaliła się budowla, którą wspólnie wznosili przez lata, ale fundamenty pozostały nienaruszone, a głęboko w nich również zaufanie.
    Twierdząco skinął głową w odpowiedzi na jej pytanie. Musiał zrobić to sam, bo był w tym sam, a dzielenie się z kimkolwiek informacjami, które mogłyby wepchnąć go do grobu, to pomysł, którego nie zamierzał realizować nawet z pistoletem przystawionym do głowy. Gdyby nie zależało mu na tym, żeby całkowicie wydostać się z tego bagna, przestępczego światka, bez problemu znalazłby ludzi i nie musiał robić tego sam, ale nie jest idiotą i dobrze wie, że tutaj nigdy nie ma nic za darmo. Finał będzie taki, że uwolni się od jednych, a wplącze w układy z drugimi – nie chciał tego. Nie chciał wybierać między mniejszym a większym złem, tylko znaleźć sposób, żeby w ogóle wymknąć się temu złu i odczepić od wiecznego ryzyka. Pieprzyć te pieniądze, których faktycznie mógłby mieć dużo, gdyby robił brudną robotę, i pieprzyć układy. Święty spokój jest bezcenny, a to właśnie na nim mu teraz najbardziej zależy – żeby żyć i nie myśleć o tym, co spierdoli się następnego dnia, gdy tylko otworzy oczy.
    Zaraz podniósł brwi, wyraźnie zaskoczony jej groźbą, która nie padła bezpośrednio, ale na tyle wymownie, żeby wiedzieć, że to ona stanie się tym gorszym problemem, jeśli coś pójdzie nie tak. Co, jak co, ale tego się nie spodziewał. Harly ewidentnie sobie teraz nie żartowała, a to oznacza, że przejmowała się jego losem tak samo bardzo, jak jego matka, a może i bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie drżała, dzielnie maskowała wagę swych obaw, ale coś w jej twarzy dało mu do zrozumienia, że bała się o niego cały czas na tyle mocno, by nie znieść myśli, że mogłoby mu się stać coś złego. I to też nie ułatwiało sprawy. Naprawdę byłoby prościej, gdyby miała wywalone, gdyby nie myślała o nim w ten dobry sposób, ale to oczywiste, że nie była w stanie. Oni oboje nie są w stanie znieść myśli, że to drugie mogłoby jakkolwiek ucierpieć. Było to rozczulające, ale w tej sytuacji zarazem przerażające.
      — Będę uważał, obiecuję — zapewnił szczerze, licząc na to samo z jej strony. Chciał, żeby Harrie zawsze miała na uwadze najpierw swoje dobro, a dopiero potem jego, jeżeli już musiała nad nim czuwać. Gdyby ktokolwiek spróbował zrobić jej coś złego, to więcej jak pewne, że Tanner rozpęta pożogę, której nie ugaszą nawet wody wszystkich oceanów razem wzięte. Skoro znów znalazła się w jego przestrzeni, skoro ich znajomość wróciła na odpowiednie tory, a poprzednim wieczorem przyznali przed sobą, że żałują efektów tamtego rozstania, to znaczy, że jego protekcja zaczyna obowiązywać. I biada każdemu, kto choćby krzywo na nią spojrzy.
      Podziękował jej za pomoc przy zdejmowaniu butów, bo pochylenie się do nich kosztowałoby go trochę bólu, a potem podał jej jedną rękę, a drugą podparł się o siedzisko i dźwignął do pionu. Lekkie ukłucie przeszyło go z prawej strony, na co nieznacznie się skrzywił, ale stanął w końcu wyprostowany i obrzucił wnętrze salonu kontrolnym spojrzeniem, zatrzymując je na najpierw na kocie w kartonie, a potem na tym, który pakował się właśnie na kanapę. Uśmiechnął się do siebie na myśl, że Harlow w końcu spełniła swoje marzenie o posiadaniu zwierząt. Nie miał wątpliwości, że nigdzie nie będą miały tak dobrze, jak pod jej skrzydłami. Trafiły do raju.
      — Jednej pięknej sąsiadce ciężko było się oprzeć, a trzem? Boże, mniej mnie w opiece — skomentował, kręcąc lekko głową. Posłał Harlow niewinny uśmieszek i wolniejszym krokiem ruszył z nią w stronę łazienki, po drodze łapiąc się framugi drzwi. Zdecydowanie najwygodniej było, gdy leżał, ale nie miał wyjścia: musi się trochę ogarnąć, skoro Harly zamierza wysmarować go maścią z jakimś lekiem.
      — Aż dziwnie tak poruszać się po tym domu bez obaw, że pan Clarke wyskoczy zza ściany i wykopie mnie na zbity pysk, a potem zabije okna i drzwi deskami — powiedział bez uszczypliwości, a bardziej nawiązując do sytuacji sprzed lat, i zaśmiał się cicho na te wspomnienia. Mieli pod górkę, ale to wcale nie była przeszkoda dla dwóch młodych, lgnących do siebie serc.
      Zatrzymał się w progu drzwi do łazienki, podparty przedramieniem o framugę i otaksował Harly spojrzeniem, trochę zachęcającym, a trochę zaciekawionym.
      — Czy twoja pomoc obejmuje też łazienkowe wsparcie? — Podniósł brew pytająco. Poradziłby sobie, ale nie szkodziło pokusić losu jeszcze odrobinkę, czyż nie?

      and I will be happy if you are with me in this 🤗🧡
      Tanner Gentry

      Usuń
  27. Gdzieś w głębi duszy wciąż miał nadzieję na to, że uda się załatwić wszystkie sprawy polubownie, albo przynajmniej na tyle skutecznie, żeby definitywnie się od nich odciąć, ale i tak nie miał wątpliwości, że będzie musiał znaleźć na nich kilka haczyków, żeby nie mieli stu procentowej przewagi. Parę pomysłów już posiadał, ale na razie niczego nie planował, bo nie miał pojęcia, co będzie jutro, a co dopiero za kilka dni czy tygodni, a i tak nie zacznie działać, dopóki matka nie wyprowadzi się do siostry, a on nie zyska pewności, że jest bezpieczna. Był jednak dobrej myśli, skoro Grace zaczęła znikać już na weekendy, a przy okazji liczył też na wsparcie Harlow w tej kwestii, bo jej sztuka przekonywania może zdać egzamin i przynieść wyczekiwane efekty. Było przecież całe mnóstwo plusów takiej wyprowadzki: nadrabianie straconego czasu z siostrą, lekarze pod ręką, rehabilitacje na miejscu, a do tego pasmanterie i sklepy z pierdółkami niezbędnymi do krawiectwa, które tak uwielbia, zaledwie ulicę dalej. Żyć, nie umierać. Odwiedzaliby ją przecież regularnie – w końcu Camden to nie koniec świata, żeby jedynym środkiem transportu okazywał się samolot z kilkoma przesiadkami kosztujący krocie. Mogli widywać się tak często, jak tylko będzie chciała i gadać przez kamerkę w telefonie nawet co wieczór. To było tak dobre rozwiązanie dla Grace, że Tanner przekonywał nim nawet samego siebie.
    Może zapewnienie Harlow nie przyniosło mu takiej ulgi, żeby beztrosko zawierzył, że w obliczu przestępczych zatargów jest bezpieczna, mieszkając za płotem, ale miał przynajmniej pewność, że będzie starała się uważać i dbać o własne dobro. Znała go tak dobrze, z całym jego pakietem impulsywności i gniewem składowanym pod warstwami skóry, że bez problemu mogła sobie wyobrazić sytuację, w której jest zaczepiana przez tych facetów, a on jest tego świadkiem. To pewne, że najpierw sprowadziłby na nich piekło, a dopiero potem pomyślał, czy nie było jednak sensowniej poszukać innego rozwiązania, przede wszystkim obarczonego lżejszymi konsekwencjami. Rzucanie się na kogoś z łapami, to nie jest jedyne wyjście, z którego mógł korzystać, choć w jego przypadku jest ono na pewno najskuteczniejsze. Wiedział jak celować i gdzie celować, żeby bolało mocno i długo.
    — Nie bałem się, ale szanowałem go, wiesz? Jestem przekonany, że gdybym miał córkę, dbałbym o nią tak samo zaciekle, jak twój ojciec zaciekle dbał o ciebie — przyznał, chociaż płodzenie dzieci to ostatnia rzecz, na którą miał ochotę, ale chodziło o sam fakt. I nie ważne, że czasami jej ojciec robił wiele rzeczy na wyrost – rozumiał to, tak samo jak potrzebę chronienia jej przed złem tego świata, a co za tym idzie również przed złym sąsiadem, któremu brakowało wszystkiego do bycia idealnym materiałem na zięcia. Zresztą, on akurat pod żadnym względem nie był brany pod uwagę, nie tylko w przypadku bycia zięciem, ale to go nie zrażało. Liczyło się wyłącznie zaufanie Harlow. Mógł być znienawidzony przez każdego człowieka na tej ziemi, a to i tak nie miałoby znaczenia, ponieważ to Harrie była całym jego światem.
    Wstrzymał chwilowo powietrze w płucach, obserwując jej jednoznaczne zachowanie, bo tak jawnej prowokacji to się nie spodziewał. Ewidentnie wystawiała go w tej chwili na próbę, a on mógł srogo tutaj polec, bo oprzeć się Harlow to wyzwanie, któremu nigdy nie potrafił sprostać. Rozsądek walczył z pokusą, przypominając mu nieustannie, że dopiero co zaczęli od nowa i głupstwem byłoby sprowadzenie świeżo odbudowanej znajomości do cielesności, ale ochoty do zbadania nowych granic ciężko było się pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, gdy Harrie robiła z nim to, co teraz, gdy stała przed nim i taksowała go czarującym spojrzeniem spod długich rzęs, a on z trudem trzymał rączki przy sobie, czy też raczej na framudze drzwi.
      — Kurcze, ja miałem na myśli, że pokażesz mi tutaj tylko co i jak, czego mogę użyć i takie tam... — powiedział niewinnie, rozglądając się po wnętrzu łazienki zupełnie tak, jakby naprawdę nie wiedział, czym może się posłużyć, a czym nie. Podrapał się po głowie, jak jakiś zdezorientowany sytuacją chłoptaś, a kiedy wrócił uwagą do twarzy Harlow, popatrzył na jej minę i parsknął śmiechem po chwili, co natychmiast odbiło się dokuczliwym bólem w żebrach. Złapał się za nie mimowolnie, z wciąż malującym się na ustach rozbawionym uśmiechem, a dodatkowo wyprostował plecy i zabrał rękę z framugi. Zgrywał się tylko – oczywiście, że byłby wniebowzięty, gdyby zechciała go umyć, i do tego nawiązywał poprzednim pytaniem.
      — Jedno i drugie — odpowiedział, łapiąc Harrie za ramię. Przyciągnął ją do siebie i zajrzał głęboko w oczy, pragnąc każdej z wymienionych przez nią rzeczy. — Rozbierz mnie, Harrie — poprosił zmysłowym, zachęcającym tonem i zsunął spojrzenie do jej ust. Uśmiechnął się za moment, łapiąc zębami swą dolną wargę, gdy jego myśli zabłądziły w niebezpiecznym kierunku, w który pod żadnym pozorem nie powinny teraz brnąć. Byłoby zdecydowanie bezpieczniej, gdyby zechciała podać mu tylko ręcznik.

      that's great because I need all of you 🧨🔥
      Tanner Gentry

      Usuń
  28. W jego osobie coś takiego, jak delikatne wkroczenie do akcji prawdopodobnie nie istnieje, bo to wyklucza się z jego bezceremonialną naturą, ale mając na uwadze bezpieczeństwo Harlow, a w następnej kolejności swoje, byłby w stanie przynajmniej postarać się o tę delikatność. W tej sytuacji, gdy chodziło o zatargi z ludźmi, którzy w każdej chwili mogli powyrzynać całą jego rodzinę, musiał zachować możliwie jak największy spokój. I do tej pory wychodziło mu to całkiem nieźle, nie licząc tych momentów, w których jego niewyparzona gęba wypowiadała o kilka wyzwisk za dużo, a w efekcie obrywała z dobrze wycelowanych sierpowych, ale do tej pory nie było przy nim Harlow. Ciężko będzie pozostać spokojnym, mając z tyłu głowy świadomość, że w każdej chwili może stać jej się krzywda, ale przynajmniej spróbuje zachować pozory, jeśli przyjdzie co do czego. Od braku reakcji będzie gorsza już tylko reakcja, która ściągnie większe kłopoty, i o tym zawsze powinien pamiętać. Może faktycznie jest coś w tym powiedzeniu, że tylko spokój może nas uratować? Zachowanie spokoju w chaosie to jedyne słuszne posunięcie – trudne, ale skuteczne. Jeżeli jego opanowanie jest w stanie przełożyć się na bieg wydarzeń, to zrobi wszystko, żeby w krytycznym momencie wsadzić sobie nerwy w kieszeń i rozważyć zgoła inne rozwiązanie. Miałby to gdzieś, gdyby chodziło tylko o niego, ale w tej chwili chodziło również o Harlow. A żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, byłby w stanie udawać, że jest mu obojętna, a nawet wcielić się w rolę księdza, którego przed romansowaniem z nią trzyma celibat i bozia patrząca z góry. Dla niej gotów był zrobić wszystko bez wyjątku, więc jeżeli jej ojciec rzeczywiście mógł go za coś szanować, to właśnie za to. Za stawianie jej na pierwszym miejscu, za oddanie i nieustanną walkę z przeciwnościami, które w większości zsyłało im otoczenie. Za miłość, której siła była w stanie burzyć mury. Harrie była najważniejszym elementem jego istnienia i o tym wiedział każdy, nawet jeśli wszyscy uparcie to wypierali, a to, że w pewnym momencie odpuścił, wcale nie wiązało się z tym, że jego uczucia nagle wyparowały. Wtedy też chodziło o jej dobro. Tak bardzo chciał, żeby była szczęśliwa, żeby mogła wyjechać i pospełniać swoje marzenia, że poskąpił tego szczęścia nawet samemu sobie. I naprawdę miał wyjebane w to, co mówili o nim ludzie, gdy Harlow opuszczała ich mieścinę z płaczem – jak stawiali go w świetle bezdusznego drania, który złamał serce dziewczynie. Ważne, że on sam miał wtedy świadomość, że nie pozwolił Harrie zmarnować swojego życia w tej dziurze zabitej dechami. Inni i tak nie uwierzyliby, że miał w tym dobre intencje, zresztą, przekonywanie ludzi do swoich racji to ostatnia rzecz, do której on kiedykolwiek przyłożyłby rękę, więc nigdy nawet nie spróbował. Mogli gadać o nim co chcieli. Istotne, że później, gdy rozmawiali o Harlow mimochodem, podziwiali ją za to, że tak dzielnie układała sobie życie w Kalifornii, czego nie mogliby robić, gdyby siłą ją tu zatrzymał. Z czasem wszyscy dostrzegli, że wyszło jej to na dobre, przynajmniej teoretycznie, bo to, jak układała się jej nowa rzeczywistość po drugiej stronie kraju, każdy znał wyłącznie z plotek powielanych i przekręcanych po milion razy.
    To było zaskakujące, że tak szybko dobrnęli do momentu, w którym potrafili patrzeć sobie bezwstydnie w oczy, prowokować i nie czuć przy tym choćby krzty wstydu. Przecież nie mieli ze sobą styczności przez niespełna dziesięć lat. W normalnym przypadku ludzie stronią od tak bliskiego kontaktu zaledwie dzień po spotkaniu, a oni bez trudu odnaleźli drogę do przekomarzanek, jakby ten czas, podczas którego się nie widzieli, był tylko ułamkiem chwili i wcale nie położył się cieniem na ich relacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoboda, z jaką poruszali się w nowej sytuacji, przyszła im tak naturalnie, jak oddychanie; pomijając oczywiście potłuczone żebra Tannera, który ten swobodny oddech trochę mu utrudniały, ale nie skupiał się na tym. W tej chwili był zaabsorbowany czymś – i kimś – zupełnie innym.
      Dał kilka kroczków w głąb łazienki, zgodnie z sugestią Harrie, a potem pokiwał głową na jej pytanie, bo miał tyle życzeń, że gdyby zaczął je przed nią wykładać, pewnie nie spełniłaby ich do rana. Ale, powoli, nie ma się co spieszyć – na wszystkie przyjdzie odpowiedni czas i moment. Z ciekawością obserwował jej twarz, gdy bez odrobiny zawahania dobierała się do jego spodni, a kiedy spodnie opadły mu na kostkach, podniósł kącik ust w zadowolonym uśmiechu. Był wyraźnie zadowolony, czego nie dało się ukryć tam niżej, w miejscu, do którego docierały pierwsze bodźce z tych niespokojnych ruchów przy rozporku, którymi Harrie przed momentem go uraczyła. Reagował na jej obecność zdrowo, ale nie należało się temu dziwić, bo zawsze tak było. Ona zawsze na niego działała i to też się zmieniło, a on nadal nie miał potrzeby się z tym kryć.
      Strzepnął spodnie ze swoich stóp, wykopując je gdzieś na bok i popatrzył Harlow w oczy z szelmowskim błyskiem we własnych, które nieustannie śledziły ruchy jej źrenic. Miał się tylko umyć, żeby ona mogła wklepać w jego skórę żel – pomyśleć, że do wklepywania żelu było im teraz dalej, niż do klepania się w zgoła innej formie.
      — Teraz rozbierz siebie — poprosił znów tym samym tonem, ciepłym i zachęcającym, niezwykle obiecującym, jakby po spełnieniu prośby czekała na nią jakaś specjalna nagroda. Zsunął wzrok po jej twarzy, aż zatrzymał go na jej dekolcie, wciąż zasłanianym przez materiał białego topu. Nie miała pod nim stanika, dlatego widział, co działo się z jej sutkami, a ten widok nie ułatwiał absolutnie niczego. Był oczywiście cudowny, najlepszy na świecie, ale w tej sytuacji równie zgubny. Wziął wolniejszy wdech i wrócił spojrzeniem do jej oczu. Patrzenie w nie też było co prawda zgubne, ale jednak zawsze trochę bezpieczniejsze.

      a lot, and one particularly big one 💣💥😋
      Tanner Gentry

      Usuń
  29. Mieli w swoim otoczeniu grono zwolenników, którzy trzymali za nich kciuki, ale mieli również oponentów, wiecznie skazujących ich na porażkę, przy czym tych drugich było trochę więcej choćby przez sam fakt, że jego rodzina nie była lubiana, a już tym bardziej szanowana, a on nie miał tendencji do zaskarbiania sobie sympatii kogokolwiek i zawsze ściągał na nich nieprzychylne spojrzenia. Nikt nie rozumiał, dlaczego Harlow wybrała właśnie jego, skoro ilości oglądających się za nią porządnych chłopców, czy później facetów, nie dało się zliczyć, a co niektórzy śmieli się nawet o to jej zainteresowanie ubiegać, jakby uważali, że kręci się obok Tannera tylko dlatego, że z litości nie potrafi go sobie odpuścić. Ludzie nie pojmowali, jak to możliwe, że byli ze sobą szczęśliwi, skoro pochodzili z zupełnie innych światów i to głównie z tego powodu wróżyli im srogi upadek – bo ich relacja przeczyła utartym schematom, którymi ta mieścina w większości żyje, nie licząc oczywiście plotek i ploteczek, które napędzają tutaj wszystkie wyssane z palca historie. Co jednak ciekawe, kiedy się rozstali, ta małomiasteczkowa przestrzeń wcale o nich nie zapomniała. Cały czas przewijali się na językach w historiach zabarwionych lepiej, niż wielkanocne pisanki, a ich wspólni znajomi nie marnowali okazji, w których mogli do nich nawiązać. Dlatego to, że nie widział Harrie przez dobre dziewięć lat, nie oznaczało, że o niej nie słyszał, bo jej temat wracał jak bumerang przynajmniej kilka razy w roku, czy to podczas niezobowiązujących spędów w tutejszych lokalach, czy w warsztacie, gdy po usługę przyjeżdżał ktoś, kto znał ich oboje. Wkurwiało go to niemiłosiernie, bo ludzie uwielbiali testować jego cierpliwość jej tematem, a w późniejszym czasie sprawdzać nim również Tamarę, która dostawała białej gorączki ilekroć słyszała imię swojej poprzedniczki, ale ciężko ukryć, że czasami słuchał z zainteresowaniem. Dobrze było mieć pewność, że wszystko było u Harlow w porządku, że realizowała marzenia, rozwijała skrzydła i parła do przodu, ponieważ taką ją uwielbiał. Była ambitną, zdolną dziewczyną i wierzył, że wykorzysta swój potencjał gdziekolwiek będzie. Nie zakładał jednak, że wróci, bo nie sądził, że miała po co, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że był z tego powodu niezadowolony. Jeszcze wczoraj miał w głowie chaos z tysiącem sprzecznych myśli, pragnień i obaw, ale teraz... cóż, teraz na nowo odkrywał magię jej bliskości, i to niekoniecznie tej fizycznej. Życie ze świadomością, że Harrie znów po prostu jest, stawało się piękniejsze, nawet w obliczu gorzkich spraw, stojących kością w gardle, których nie da się gładko przełknąć i pozbyć. Z nią zawsze wszystko było łatwiejsze i to też się nie zmieniło. Wystarczy, że po prostu jest.
    Te żarty i przekomarzanki przestawały być niewinne, bo zaczynała wypierać je trudna do ujarzmienia pokusa i chęć poddania się czemuś, czego nie da już cofnąć także wtedy, gdy okaże się beznadziejnym błędem. Śpieszyli się i z każdym kolejnym krokiem skutecznie popychali do granic przyzwoitości, bo przemawiała przez nich ciekawość, a także wżarta w ich dusze tęsknota, której zaczynali powolutku dawać ujście. Oboje mieli już świadomość, że dalej przyciągają się jak te dwa magnesy o różnych biegunach, ale żadne z nich nie wiedziało, co się wydarzy, gdy wreszcie do siebie dopadną. Nie mieli pojęcia, czy są na to gotowi i czy w ogóle powinni zaczynać od czegoś, czym przypadkowo mogli ponownie złamać sobie serca. Ale on też jej pragnął – ba! Nigdy nie przestał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przywołał na usta szelmowski uśmiech, gdy Harrie wspomniała, że już się umyła, a później odegrała przed nim tą małą prowokację z uniesieniem bluzki i zatrzymaniem jej na poziomie, który tylko mocniej pobudzał jego zmysły. Oczywiście, że nie mogła tego zrobić, do diaska! Ale tak samo bardzo nie mogła kusić go w ten przeklęty sposób, bo gdy tak sobie z nim pogrywała, jego opanowanie kurczyło się lotem strzały. Była lepsza w te klocki, zdecydowanie, choć to nie zmienia faktu, że on nie zamierzał pozostać jej dłużny. Rozsądek tego nie popierał, ale ssące wewnątrz pragnienie miało większą skalę przebicia, dlatego to ono prowadziło go teraz za rękę.
      Kiedy pokierowała jego dłonie na swą talię, a te ułożyły się w idealnym wcięciu, pogładził palcami jej miękką skórę i zacisnął lekko usta. Jego kciuki przesunęły się po jej żebrach, badając niewielkie wgłębienia z siłą, która odpowiadała ciężkim palcom, a spojrzenie nieustannie błądziło po jej oczach koloru mlecznej czekolady. Gdyby zostali nago sami ze sobą to więcej, jak pewne, że przenieśliby się do krainy spełnienia i zostali tam na długie godziny, mając w głębokim poważaniu wszelkie konwenanse.
      Zsunął dłonie nad jej biodra i przyciągnął jej sylwetkę do siebie jednym, pewnym ruchem, aż ich klatki piersiowe zderzyły się subtelnie, a policzki musnęły.
      — Pomyślałem, żebyś się rozebrała, bo nie mam wątpliwości, że przy mnie szybciutko zrobisz się mokra — szepnął jednoznacznie tuż przy jej skroni i przesunął dłonie wyżej, pod jej piersi, automatycznie zadzierając w górę też biały top. — A wtedy też przestaniesz nad sobą panować — zagwarantował, wędrując dłońmi w kierunku dolnej części jej pleców, żeby zatrzymać je nad jej pośladkami i przycisnąć do siebie jej biodra na tyle blisko, żeby poczuła na sobie jego twardość. Zamruczał cicho, gdy otarła się o niego, i uśmiechnął się przy jej skroni wyraźnie zadowolony z położenia, w którym oboje się znaleźli. A było tak cudowne, że przypominało niebo. — Zorganizujesz nam ręczniki, Harrie? — Odsunął się odrobinę, żeby spojrzeć jej w oczy z tym zadowolonym uśmieszkiem, ale dłonie nadal trzymał pod jej bluzką. Miał wrażenie, że jeśli wypuści ją teraz z ramion, ona zniknie jak ulotny sen, bo ta chwila była tak bajeczna, że aż nierealna. Pomyśleć, że jeszcze dwa dni temu była jego przeszłością, a teraz miał ją tak blisko, jak nie wyobrażał sobie mieć jej już nigdy więcej.

      there are no bad ideas, only not polished, so... let's polish up slowly 😈❣️
      Tanner Gentry

      Usuń
  30. Byli zajebiści i idealnie nieidealni, ale przede wszystkim byli prawdziwi i to właśnie tego ludzie im zazdrościli – że byli sobą, dla siebie, a cała reszta latała im koło tyłka. Że nie uginali się pod krzywymi spojrzeniami, nie słuchali beznadziejnych plotek i rad, a byli sobie tak oddani, że lojalności można było się od nich uczyć. Spędzili ze sobą prawie całe życie, dorastając niemalże na jednym podwórku i doświadczając życia razem, krok po kroku, a mimo to uczyli się siebie do samego końca. I choć mieli naprawdę niewiele, bo poza sobą niczego nie potrzebowali, to byli szczęśliwi nawet bardziej od tych, którym dopisywała fortuna i wszelka pomyślność. Co prawda, Tannerowi nigdy nie przyszło do głowy zastanawiać się, czy istniał na tym padole ktoś, kto chciałby się z nimi zamienić, ale prawdopodobnie tak. Prawdopodobnie wiele było w ich otoczeniu osób, które oddałyby wszystkie swoje oszczędności, byleby móc doświadczyć takiej więzi, jaka połączyła ich dwoje, bo to było coś niezwykłego – coś, co prawie wcale się nie zdarza. A to, że byli z różnych światów, nie miało najmniejszego znaczenia, bo oni od początku stworzyli sobie swój własny świat, w którym mieli wszystko, czego zapragnęli. Nie było drugiego człowieka, do którego Tanner byłby tak przywiązany, jak do Harlow, bo nikomu nie ufał tak bezsprzecznie, w stu procentach, jak jej, żeby z zamkniętymi oczami móc powierzyć komuś wszystko, włącznie z samym sobą. I to właśnie tego brakowało mu najbardziej przez te lata bez niej – kogoś, komu mógłby ze spokojem ufać. To Harlow sprawiała, że wierzył w ludzi, to ona pokazywała mu, że są osoby na których warto polegać, dlatego kiedy się rozstali, a jego zapalnik do budowania znajomości zniknął, zdystansował się od każdego tak bardzo, że znów zdany był tylko na siebie. Bez niej to życie i tak zrobiło się nijakie, i nie naprawiły tego żadne inne momenty, krótsze czy dłuższe, ani ludzie, którzy zaglądali do jego świata głównie przelotem i najczęściej z przypadku. Nie pozwolił zostać w nim nikomu, nawet Tamarze, z którą relacja była co prawda wybuchowa, ale mógł jej trochę zawdzięczać, bo to, że wzięli ślub dla ubezpieczenia, to był fakt. I to mu pomogło. Faktem było również to, że starali się zrobić z tego małżeństwa coś, a w efekcie wyszło takie gówno, że szkoda gadać. Małżeństwo było jedną z jego największych pomyłek życiowych, oczywiście wykluczając rozstanie z Harrie, bo pod tym względem to był już całkowitym przegrywem, ale w tym miał przynajmniej dobre intencje, a w małżeństwie szukał przede wszystkim korzyści.
    Ponieważ nigdy przedtem nie śmiał myśleć o tym, że wrócą kiedykolwiek do momentu takiego, jak ten, nie zastanawiał się, jak chciałby postąpić, gdyby było im dane zacząć od nowa. Nie miał na to żadnego planu – to zwyczajnie się działo, a on szedł za ciosem, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mu cichutko, że rozgrywanie nowego początku w ten sposób może okazać się wyjątkowo zgubne. Przecież nie chciał jej wykorzystać, absolutnie nie zależało mu na tym, żeby bezczelnie się do niej zbliżyć, bo po tylu latach nie miał nawet prawa. Zdawał sobie sprawę, że nie powinni zaczynać w ten sposób, jeżeli nie chcą się zawieść, ale czy oni robili to w sposób wymuszony? Czy dążyli do tego jakimś dziwnym podstępem? Nie – oni byli po prostu sobą, a to że dotarli do łazienki, a on stał przed nią prawie nagi, wydarzyło się zupełnie naturalnie, jakby to właśnie tego oboje chcieli, jakby automatycznie powrócili do codzienności, którą mieli przed dziewięcioma laty. Teoretycznie nie mogli skrzywdzić się czymś, czego oboje w takim samym stopniu pragną, ale w praktyce będą mierzyć się później z poczuciem winy, bo nie powinni sprowadzać do fizyczności czegoś, co dopiero wróciło na odpowiednie tory, a nie przejechało jeszcze nawet kilometra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego, gdy Harlow odsunęła się, żeby zorganizować ręcznik, z jednej strony doznał lekkiej ulgi, bo trzymanie wodzy kontroli okazało się przy niej trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, a z drugiej poczuł niesmak, bo natychmiast ogarnęła go dziwna pustka. Z jednej strony pragnął zatracić się w niej bez opamiętania, gubiąc po drodze resztki rozsądku, a z drugiej był na siebie cholernie zły za te myśli, bo wiedział, że zasługiwała na coś lepszego. Był rozdarty między pragnieniami a rozsądkiem, a jej prowokacje ewidentnie przechylały szalę na korzyść tego pierwszego. A jeśli ona miała zaraz zwariować, to znaczy, że on oszalał już dawno.
      Ściągnął z siebie bokserki, odłożył je na bok i wszedł do kabiny prysznicowej. Od razu puścił strumienie wody na swoją klatkę piersiową, studząc chłodnymi kropelkami rozgrzane, obolałe ciało, po którym między mięśniami spływały teraz długie, wąskie strugi. Zerknął na jeden z tatuaży na ręce, który został przecięty podczas dzisiejszej bijatyki, i naciągnął lekko skórę, żeby sprawdzić, czy zostanie ślad, który spieprzy cały rysunek, ale rana była płytka, więc na pewno nie naruszyła tuszu. Zmierzwił palcami włosy, mocząc je pod prysznicem, i zaczesał ciemniejsze od wody kosmyki w tył, pozwalając strumieniom rozbić się na jego twarzy. Zdecydowanie potrzebował takiego orzeźwienia. Letnia woda potrafi działać cuda, chociaż nie łudził się, że ukoi stłuczone żebra, które upominały się bólem przy każdym odchyleniu. W końcu spojrzał na Harlow, automatycznie taksując jej sylwetkę, bo nie mógł się temu oprzeć. Uwielbiał na nią patrzeć, a w tej piżamce wyglądała naprawdę słodko. Zawsze była piękna, ale teraz, gdy po latach patrzyła na niego tak jednoznacznie, miał wrażenie, że stała się chodzącym cudem.
      Nie spuszczając z niej spojrzenia, wychylił się po żel pod prysznic i od razu zwrócił się z nim do niej, wyciągając mokrą rękę z żelem przed kabinę prysznicową. Nie czuł nawet krzty wstydu, stojąc tu przed nią nago, ale czego miał się wstydzić? Harrie widziała go nago setki razy, a co więcej – setki razy z tej jego nagości czerpała.
      — Zdecydowanie powinnaś do mnie dołączyć — zasugerował zaczepnie, wręczając jej tubkę z żelem. Mówił trochę głośniej, żeby przebić się przez szumiącą w kabinie wodę. — Byłbym w stanie przynajmniej odwdzięczyć się tym samym, a przy okazji sprawdziłbym, czy niczego nie pominęłaś, gdy myłaś się sama — stwierdził, unosząc usta w uśmiechu, bo to było zabawne, że urządzili tu sobie taką grę dwuznaczności. Ale brali wspólne kąpiele nie raz i nie raz łączyli kąpiel z czymś przyjemniejszym, tyle że to było kiedyś. Teraz wypadało zachować odrobinę moralności, ale naprawdę byłby wdzięczny, gdyby Harly umyła go w tych miejscach, do których nie sięgnie sam bez gimnastyki, a co za tym idzie bez bólu. Sięgnięcie ręką do własnych pleców kosztowało go w tej chwili wiele.

      naughty? Wanna be naughty, my pretty? Good, I wanna see it, show me 😘😋
      Tanner Gentry

      Usuń
  31. Przez te dziewięć lat, które spędzili w rozłące na dwóch końcach kraju, wiele się zmieniło. Beztroska dawno odeszła w zapomnienie, podobnie jak niektórzy ludzie, z którymi wcześniej spędzali letnie wieczory nad Maple River. Zmieniło się otoczenie, bo stara wierzba, na której powiesili kiedyś huśtawkę, złamała się kilka lat temu podczas burzy, a drabinki na placu zabaw, na którym przesiadywali, zostały zastąpione przez urządzenia zewnętrznej siłowni, ale przede wszystkim zmienili się oni. Może nie tak nie do poznania, żeby musieli uczyć się siebie od nowa, bo rozchodzili się już jako dorośli i znali się wtedy doskonale, ale każde z nich ma za sobą dziewięcioletnią historię, która wpływa na ich postępowanie w teraźniejszości. Dziewięć lat to jest ten ułamek życia, którego nie spędzili razem, a z którym powinni się zaznajomić, najlepiej zanim dadzą ponieść się emocjom i zrobią wyskok, który rzeczywiście połączy ich w czymś jednorazowym. Wydawało się to niemożliwe przy sposobie, w jaki lgnęli do siebie, robiąc to ze śmiałością i przekonaniem, jakby wszystko wróciło po prostu na swoje tory, ale prawda jest taka, że oboje cały czas trzymają się resztek rozsądku, dbając o ten bezpieczny dystans, wynikający z niepewności – do własnych uczuć, do uczuć tej drugiej strony, do przyszłości, a w końcu do tego czy nie spierdolą i nie skażą tej dopiero co odzyskanej znajomości na straty. Teoretycznie nie powinno im to grozić, skoro po tylu latach nagle są w stanie ze swobodą przebywać w swoim towarzystwie, i to po srogim rozstaniu, które zatrzęsło w posadach światem każdego z nich, ale w niektórych aspektach na pewno nie są już tacy sami i wypadałoby najpierw sprawdzić, czy w obliczu tych zmian dalej są w stanie być ze sobą tak bardzo jak przed laty.
    Gdyby nie to, że w jego życiu panuje jeden wielki chaos, a on sam brodzi w problemach po pas, poszedłby w tym wszystkim na całość, w ciemno, już teraz, a później pozwolił toczyć się temu zgodnie z wolą losu, wierząc, że bez trudu wrócą do tego za czym tak cholernie tęsknią, ponieważ wciąż jest między nimi to coś. Gdyby miał pewność, że mogą stworzyć coś normalnego, niezwiązanego z żadnymi obawami, już wczoraj powiedziałby Harrie czego chce, a momentami wręcz pragnie. Rzecz w tym, że on nie ma pojęcia, co w jego życiu wydarzy się nazajutrz: czy wieczorem zaśnie w swoim łóżku, czy może jednak będzie kopał sobie dołek w lesie, czując przy skroni chłodną stal. Nie jest w stanie pilnować własnego bezpieczeństwa, a co dopiero zadbać o czyjeś. Miał nie angażować się w nic poważnego, dopóki nie załatwi spraw, które ciągną się za nim, jak kula u nogi, tymczasem w jego życie niespodziewanie wpadła kobieta, której wciąż niezmiennie mógł oddać dosłownie wszystko, włącznie z całym sobą. Jak miał to pogodzić? Czy w ogóle powinien? Przecież odwiedzają go ludzie, którzy nie zatrzymają się przed niczym, żeby zdobyć co swoje. Nie będzie ich obchodzić ckliwa historia, a – nie daj boże – gorzej jeśli to od nich będzie zależał jej finał. Tylko obawy trzymały go w tej chwili w ryzach, choć te za wszelką cenę próbowała rozbić ochota i wyraźne przyciągnie, które czuł za każdym razem, gdy Harlow znajdowała się bliżej. Nigdy więcej nie chciałby doprowadzić do sytuacji, gdy będzie musiał powiedzieć jej: odejdź, a był przecież na etapie wysyłania matki do Camden. Kazał Grace odejść, tyle że nie tak dosłownie, ale robi wszystko, żeby opuściła to miejsce, a przede wszystkim, żeby opuściła jego w imię własnego bezpieczeństwa. Cholera wie, ile jeszcze razy przyjdzie mu ranić siebie, żeby to innym nie stała się krzywda, ale nie wyobrażał sobie igrać życiem bliskich. Im mniej ludzi kręci się teraz wokół niego, tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuszącą wizję mu Harrie posuwała, bo to oczywiste, że na regularne inspekcje wpadałby bardzo chętnie, nawet w podskokach i z uśmiechem na twarzy. To, że tak bardzo chciał się do niej zbliżyć, było silniejsze od niego – wychodziło gdzieś z głębi duszy i było całkowicie poza jego kontrolą. Nie mógł zgasić tej potrzeby i prawdopodobnie nie będzie też w stanie jej zaspokoić, bo przez te wszystkie lata, które spędzili ze sobą, nigdy nie było momentu, w którym czułby się nią nasycony.
      — Bardzo kusząca propozycja, rozważę — stwierdził, krótkim ruchem dłoni zgarniając ze swych rzęs krople wody. — A jeśli chodzi o spanie, to jasne, że ja będę nago, a ty podzielisz się ze mną swoim łóżkiem — powiedział, jakby dzielenie łóżka to była jedyna możliwość, którą mogą wziąć pod uwagę, a on nie wyobrażał sobie inaczej. Ale tak naprawdę, może spać gdziekolwiek, nawet na podłodze, chociaż to byłoby dla niego coś nowego w tym domu. Nie szkodziło jednak ciągnąć dalej prowokacyjnej wymiany zdań.
      Odwrócił się grzecznie na jej prośbę i dał krok w przód, żeby mogła stanąć bliżej strumienia i rozetrzeć żel na jego skórze. Zamknął oczy, gdy jej dłonie spoczęły na jego plecach i skupił się na ścieżce, którą podążały. Jeśli nie przestanie robić tego z taką dbałością i czułością, to zaraz nawet ta letnia woda okaże się nieskuteczna w walce ze specyficznym gorącem, kumulującym się między jego nogami. Ale co miał zrobić? Natury się nie oszuka.
      — Nie miałem aktualnego zdjęcia — odpowiedział powoli, uśmiechając się pod nosem. Jej ruchy relaksowały go do takiego stopnia, że mięśnie traciły to charakterystyczne, stresowe napięcie. — Ale to szczególne miejsce wciąż na ciebie czeka — zapewnił, stukając się palcem w lewą pierś, gdzie jego skóra nie była pokryta tuszem. Przechylił lekko głowę, żeby spojrzeć na Harlow z uśmiechem, bo te słowa w komplecie z gestem wypadały dwuznacznie, ale co ciekawsze – oba znaczenia były zgodne z prawdą. To miejsce wciąż na nią czeka.

      so I'm in it with you, sweetie 😘🔥
      Tanner Gentry

      Usuń
  32. W czasach, w których pisał list, też nie było lekko, bo przez piętrzące się wtedy długi mogli stracić cały dorobek życia, ale trzeba przyznać, że od tamtej pory dużo się zmieniło, poza faktem, że nadal nie jest lekko – teraz już nie bezpośrednio przez długi, choć tych jeszcze trochę zostało im do uregulowania, a przez problemy natury przestępczej, które spadły mu na głowę mimowolnie w spadku po ojcu. Oczywiście, wciąż utożsamia się z treścią listu, bo tamte emocje w nim pozostały mimo kilku długich lat, które minęły od ich spisania, ale wcale nie mógł jej powiedzieć, że od teraz czeka ich to, co najlepsze, bo to nie prawda. Nie mógł powiedzieć, że czeka ich cokolwiek i to jest zasadniczy problem, szczególnie, że to, czego pragnęło serce, nie zgrywało się ani trochę z rozsądkiem, który za wszelką cenę próbował nie ulegać temu emocjonalnemu wołaniu. Doskonale rozumiał, że nie powinien doprowadzać do sytuacji, w której wydarzy się między nimi zbyt dużo, ale nie potrafił oprzeć się tej pokusie. Harlow zawsze była jego słabością, zawsze potrafiła wzbudzić w nim dziesiątki różnych pragnień i to się nie zmieniło. To nadal było silniejsze, niż jego własna, w tym przypadku marna wola. Mógł pójść z tym na żywioł, powiedzieć: a niech się dzieje, ale to byłoby wyjątkowo ryzykowne w sytuacji, w której się znalazł. Nie jest idiotą, żeby bezmyślnie kierować się swoimi pragnieniami, a równocześnie mieć wyjebane w ich bezpieczeństwo, dlatego że muszą uważać i to jest fakt, z którym prędzej czy później będą mieć do czynienia na żywo. Panowie od interesów przyjdą po niego jeszcze nie raz, a on standardowo nie będzie znał dnia ani godziny, a jeśli nie zastaną go w warsztacie, zapukają do drzwi, albo złapią na chodniku i wciągną do auta. Gorzej jeśli zastaną go z Harlow – wtedy może zaczną korzystać z jej osoby częściej, szczególnie, jeśli każda inna forma zwabienia go okaże się porażką.
    Dlatego trzymał się rozsądku, czy też raczej starał się go trzymać, bo kiedy próbował gasić swoje niestosowne myśli, Harrie skutecznie dokładała do pieca, rozpalając w nim taki ogień, że wystarczyłoby na ogrzanie całego miasteczka. Pobudzała go niesamowicie, a każdy jej ruch wydawał się być przepełniony czułością i tęsknotą, która rosła w niej przez te wszystkie lata, a teraz znalazła sobie idealne ujście. Powinna była wiedzieć, że jeśli będzie dotykać go w ten sposób, to oboje bardzo szybko zgubią się w plątaninie emocji i pragnień, a w dalszym etapie w konsekwencjach, bo to przecież nie pozostanie dla nich obojętne. I niewykluczone, że Harlow wiedziała, ale wychodzi na to, że na niej potencjalne konsekwencje też nie robią wrażenia.
    — Kołdra nie będzie nam potrzebna — zapewnił, jakby rzeczywiście istniały już plany co do tego, jak spędzą noc w łóżku. — A żeby ocenić, czy się zmieniłaś, musiałbym najpierw dokładnie wszystko sprawdzić — odpowiedział z podstępnym uśmieszkiem, który stale malował się w kącikach jego ust. Stał w swobodnej pozycji, skupiając się na tym, co Harlow wyprawia na jego ciele, jak bezwstydnie je sobie bada palcami, opierając policzek na jego plecach i drażniąc go nie tylko dotykiem, ale oddechem. Drobny dreszcz oprószył jego skórę, gdy poczuł jej place w tym szczególnym miejscu, i aż zacisnął szczękę, czując nagły przypływ podniecenia. Złapał ją za rękę i pewniej ułożył na swoim przyrodzeniu, a potem zachęcił do pieszczot, którym poddał się z nieskrywaną ochotą. Cichy jęk wymsknął się z jego ust, gdy przyjemność przeszyła go aż po palce u stóp. Słyszał jej pytanie, ale w ogóle nie myślał, żeby skupiać się teraz na myciu włosów. Przez chwilę zapomniał, że stoi pod prysznicem, a co dopiero myśleć w tej sytuacji o jakimś tam myciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrócił się w pewnym momencie przodem do Harrie, wymykając się spod jej dotyku, złapał ją za twarz, układając ciężkie palce na jej policzkach i przyciągnął do pocałunku, wtapiając się w jej wargi tak, jakby były najlepszym, czego mógł kiedykolwiek zasmakować. Całował ją namiętnie, może trochę gwałtownie, ale czule, a tym jaką tęsknotą był ten pocałunek przepełniony, zaskoczył nawet samego siebie, gdy w końcu zabrakło mu tchu, a płuca dopomniały się o dostawę tlenu. Spojrzał wtedy w jej oczy, szukając w nich odpowiedzi na swoje zachowanie, ale tylko na chwilę, bo gdy zsunął wzrok do jej ust, nawet nie próbował opierać się pragnieniu.
      — Pierdolić mycie włosów, Harrie — stwierdził, na powrót przyciskając swe usta do jej warg i zapraszając zaraz do głębszego pocałunku, tym razem z trudem powstrzymując się przed daniem kroku w przód. Wiedział, że tylko jeden krok dzieli go od tego, żeby wrócić z Harrie na kanapę, mając głęboko gdzieś to, że woda cieknie z niego, jak z mokrego psa, a on narobi w salonie bałaganu. Jeden krok, żeby bezmyślnie, ale z całkowitą pasją, pogrążyć się w zapomnieniu z kobietą, na którą jego serce wcale nie czeka, ponieważ ona nigdy go nie opuściła.

      I want more and I'll take more 😈
      Tanner Gentry

      Usuń
  33. Nigdy nie był dobry w pilnowaniu swoich emocji, czy to tych negatywnych, z którymi mierzył się w życiu najczęściej, czy pozytywnych, a już tym bardziej tak silnych jak pożądanie, które w tej chwili Harlow rozpalała w nim tak owocnie, że miał ochotę zerwać z niej piżamkę i przez jedną noc nadrobić wszystkie lata, które spędzili osobno. To, że doszło między nimi do takiej bliskości zaledwie dwa dni po spotkaniu, które przerwało niespełna dziesięcioletnią rozłąkę, było wyjątkowe i potwierdzało, że wtedy nie skończyli z sobą definitywnie, skoro teraz bez wahania powrócili do swobody, a co ciekawsze – do jednoznacznych czułości, którymi obsypywali się tak samo hojnie, jak przed laty. Ale to było do przewidzenia, że jeżeli kiedykolwiek dojdzie między nimi do czegoś, czym zahaczą o intymną sferę, Tanner nie powstrzyma emocji, a już tym bardziej pragnień. Z jednej strony wykluczył Harlow ze swojej codzienności, bo po jej wyprowadzce zmieniło się wiele, jak nie wszystko, ale z drugiej strony żar uczuć do niej cały czas tlił się gdzieś na dnie jego serca. Nigdy nie próbował go ugasić, bo w niektórych przypadkach, gdy wracał myślami do najlepszych wspomnień i dni, to właśnie on trzymał go przy życiu – to ten maleńki płomyk miłości sprawiał, że w chwilach ciemności potrafił przywrócić w sobie światło, a potem dalej iść przed siebie. Miał kilka szczególnych wspomnień z jej udziałem, które potrafiły zdziałać cuda w jego umyśle i podnieść go z kolan choćby przy najgorszym scenariuszu, dlatego do nich wracał. Rzadko, głównie na wyjazdach na front, bo codzienność była łatwiejsza kiedy tego nie robił, ale na eksporcie, gdy śmierć zaglądała mu przez ramię, przypominanie sobie momentów pełnych wyjątkowych przeżyć i wrażeń, dodawało mu sił. To uzdrawiało go na wielu płaszczyznach.
    A teraz miał ją w swoich objęciach i aż ciężko uwierzyć, że Harrie też chciała go mieć po tylu latach spędzonych na przeciwległych końcach kraju i całkowitym braku kontaktu. Nie wyobrażał sobie tego momentu, bo nie sądził, że kiedykolwiek nastanie, dlatego to, że całowali się teraz w wilgotnej kabinie prysznicowej, przemoczeni i pobudzeni, wydawało się być jednym z wielu bajecznych snów, które Tanner jakiś czas po rozstaniu ciągle miewał, i z których niekiedy nie chciał się budzić. To było wręcz nierealne móc poczuć ją na nowo, teoretycznie taką samą, ale praktycznie inną, doświadczoną i dojrzalszą o dziesięć lat dorosłego życia. Nadal mogła być jego Harrie, bo pod tym względem nic się nie zmieniło – znów dopasowaliby się płynnie, gdyby on nadal był jej Tannym – ale prawda jest taka, że w pewnych aspektach musi nauczyć się jej od nowa. Wielka szkoda, że przez swoje problemy nie może robić tego należycie, ale to prawda, że tutaj, w jej domu, są zupełnie bezpieczni. Teraz, tej nocy, nie dosięgną ich żadne postronne oczy.
    Zsunął dłonie najpierw na jej szyję, a później przesunął na jej plecy, bo gdy się zbliżyła, znów pieszcząc go dłonią, a na dodatek drażniąc ustami okolice żuchwy, on bezwiednie poddał się tym pieszczotom. Harlow jako jedyna znała niezawodne sposoby podniecania go, ale to oczywiste, skoro spędzili ze sobą większą część życia i wspólnie wkraczali w intymność, ucząc się jej na sobie. Znała więc jego czułe miejsca i wiedziała, co skutecznie go pobudza i czym warto doprowadzić go do szaleństwa. Nie opierał się również, gdy pociągnęła go za sobą, choć nie był ani trochę pewien, czy w ich sytuacji to dobry pomysł iść na całość, ale to chyba też nic dziwnego, że się nie opierał, skoro w większości przypadków prawie zawsze ulegał jej namowom. Mógł być czemuś przeciwny, ale jeśli Harrie tego chciała, to jasne, że zgodzi się na to prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakręcił wodę, bo prysznic mogli zgodnie uznać za zakończony.
      — Pójdźmy do łóżka — zasugerował, zerkając w jej oczy. — Jak za dawnych lat. — Uśmiechnął się subtelnie i przyciągnął Harrie do krótkiego pocałunku, a potem wyciągnął się lekko po ręcznik. Ściągnął go z wieszaka i otarł twarz, a następnie zsunął materiał do klatki piersiowej, ścierając ze skóry krople. Cały czas przyglądał się z Harlow z nieskrywanym apetytem, ale musiał trochę się wytrzeć, żeby nie narobić bałaganu poza kabiną prysznicową. Pewnie dopiero co zdążyła tu sobie posprzątać, a jego ciuchy już zaczęły walać się po podłodze. Zabierze stąd wszystko, słowo harcerza, ale rankiem.
      Gdyby nie to, że był taki poobijany i obolały, przerzuciłby Harlow przez ramię i zaniósł gdzie trzeba, ale żebra naprawdę dawały o sobie znać, choć teraz znacznie mniej, skoro tabletki przeciwbólowe zaczęły działać. Całe szczęście, że Harrie o nich pomyślała.

      I'm yours, do whatever you want with me ❣️💘
      Tanner Gentry

      Usuń
  34. Całkiem możliwe, że byli idealnym przykładem powiedzenia, że stara miłość nie rdzewieje, bo ta ich prawdopodobnie nie zardzewiała, ale biorąc pod uwagę trudną rozłąkę, która sięgnęła niemalże dekady i zmieniła naprawdę wiele spraw w ich otoczeniu, do odbudowywania jej zabrali się trochę od dupy strony. Najpierw wypadałoby może spotkać się pary razy na sztampowej kawie, pogadać i zaktualizować informacje, bo część z nich na pewno już się przeterminowała, a w nowych osobowościach wcale nie muszą przypaść sobie do gustu, w dodatku Harlow ledwie co wprowadziła się z powrotem na stare śmieci i jeszcze dobrze nie rozpakowała, tymczasem. oni jakimś magicznym sposobem wylądowali już kilka etapów dalej, albo na samym końcu – czyli w łóżku. To wcale nie musiało być dla nich złe, bo nie są dla siebie zupełnie obcy, żeby czuć się po wszystkim dziwnie i nieswojo, ale żadne nie miało pewności, że będzie dobre i nie wprowadzi pomiędzy nich dodatkowych barier, tym razem zbudowanych na moralnym kacu i wyrzutach sumienia, bo przecież nie powinni – tak z rozsądku. Tylko, że z rozsądkiem nie jest im teraz po drodze, ponieważ to emocje i tęsknoty przejęły ster w tej podróży, a potem bez szemrania wywiozły ich w zupełnie inną stronę, daleką od jakiegokolwiek rozsądku i rozwagi. Pozwolili dziać się temu tak po prostu, bez zastanawiania się, co będzie jutro czy za tydzień, bo oboje wiedzą, że przyszłość może przynieść im zarazem wszystko, jak i nic. Że mogą odzyskać coś pięknego, albo dać się sponiewierać przeszłości, której nie będą w stanie udźwignąć, i przyszłości, która ześle im na głowy jeszcze całe mnóstwo różnych niespodzianek. Najłatwiej było skupić się na teraźniejszości, szczególnie, że ta ich okazała się być przyjemna i wyjątkowo czarująca, a już na pewno bardziej niż spierdolona przeszłość, czy chuj wie jaka przyszłość. To, co działo się teraz, było jak z bajki – piękne, doskonałe i beztroskie, fascynujące niemalże jak przed laty, gdy dopiero poznawali się na tej płaszczyźnie, a każdy dotyk działał na nich jak magiczne zaklęcie, odbierające zdolność rozumowania i skupiające ich wyłącznie na zmysłach. Po co zaprzątać sobie głowę tym, co będzie, skoro można cieszyć się tym, co jest teraz? Ciężko nazwać to podejście rozsądnym, bo ono takie nie jest, ale nic, co zrobili ze sobą tej nocy, nie było rozsądne, więc jaka to różnica jeden nierozsądek w tą czy w tamtą. I tak poszli już po bandzie, a to, że nagle przestaną, niczego przecież nie zmieni. Nie doszłoby do tego, gdyby twardo trzymali się racjonalności, ale oboje pragną tego z taką samą siłą – chcą spróbować, bo pokusa jest silniejsza, a przy napędzającej ją wieloletniej tęsknocie prawie niemożliwa do pokonania. Tanner oddałby kiedyś cały swój świat za ten jeden moment, żeby znaleźć się z Harlow w takim położeniu, móc z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić, nie wspominając już o dotykaniu jej czy całowaniu. Kiedyś bardzo tego chciał i przez długi czas, zanim list nie powrócił do jego drzwi, żył nadzieją, że to się uda. Miał przygotowane dziesiątki słów, których nie zdążył jej powiedzieć przed wyjazdem, a które trzymał w sobie do spotkania, licząc na to, że one wszystkie trafią do jej uszu już niebawem, ale im więcej dni i mijało, tym bardziej parowały nadzieje, a wraz z nimi uczucia. Gdy list powrócił, studzienka wiary doszczętnie wyschła. Zdusił je wtedy w sobie i pozostawił w nieładzie, natomiast dziś te resztki, które najwidoczniej przetrwały gdzieś w odmętach dziesięcioletniej ciemności, postanowiły spróbować przebić się przez skorupę i wydostać się na zewnątrz. I jak na razie szło im całkiem nieźle, bo Tanner odkrył się już dzisiaj z całego wachlarza uczuć, jakie jeszcze w nim tkwią, a to przecież nie koniec – oni dopiero zaczynali sobie przypominać, dopiero dotarli do pokoju, który tak swoją drogą jest jak jedno wielkie wspomnienie tamtych lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdążył rozejrzeć się po wnętrzu i odszukać spojrzeniem zmian, bo ledwie przekroczył próg, a już poczuł na swych wargach miękkie usta Harrie, które żarliwie go zapraszały, a wręcz wciągały do pieszczot. Dał się temu porwać bez wahania, tylko położył dłonie na jej talii, bo gdy zaczęła na niego napierać, zmuszając do ruchu, nie miał wyjścia, jak podzielić uwagę na to, co na dole wyprawiały jego stopy, a trzymanie jej talii było dobrym balastem dla równowagi, skupiania się na pocałunkach, które zapierały w piersiach dech, i na stawianiu drobnych kroków w tył. A stawiał je aż do momentu, gdy jego łydki spotkały się z twardą ramą łóżka. Oderwał się wtedy od jej ust i usiadł na materac, czując pod żebrami lekkie ukłucia, które zbagatelizował tak szybko, jak szybko Harrie pozbyła się spinki z włosów, którą niedbale pieprznęła gdzieś na bok. Uśmiechnął się, gdy ciemne włosy opadły kaskadą na jej nagie ramiona. Miał najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem. Miał.
      — Powinnaś mi przypomnieć — stwierdził, mając na ustach ten sam figlarny uśmiech. Zsunął dłonie na jej biodra i przyciągnął całą do siebie, żeby usiadła na nim okrakiem i znalazła się jak najbliżej tylko się da. — Było chyba dobrze, ale nie pamiętam jak bardzo — dopowiedział zaczepnie, łapiąc w palce krawędzie topu, który Harrie miała na sobie, żeby się go pozbyć. To jasne, że pamiętał. Był w stanie opisać każdą ich namiętną przygodę, ale nie byłby sobą, gdyby w tej sytuacji trochę się nie podroczył i nie rzucił jej przynajmniej jednego wyzwania. Wiedział, że Harrie na pewno mu przypomni i to w taki sposób, że będzie pamiętał o tym jeszcze na kilka wcieleń wprzód. Na to czeka.

      are you sure we should do more? 🧨🤔
      Tanner Gentry

      Usuń
  35. Gdyby wiódł normalniejsze życie i był łatwiejszym w obsłudze człowiekiem, z prostszym kręgosłupem moralnym, na pewno nie spotkaliby się tej nocy w takich beznadziejnych okolicznościach, tylko siedzieliby na kanapie i oglądali głupkowate filmy, a przy okazji planowali dla siebie jutrzejsze popołudnie, negocjując, czy na obiad lepsza byłaby pizza w lokalnej knajpie, czy może piknik nad rzeką. Nie zaczęliby od łóżka, tylko po bożemu od kilku grzecznych schadzek, bo wtedy nie miałby z moralnością na bakier i na pewno nie wsuwałby rąk pod jej bluzeczkę tak na dzień dobry po latach. Wtedy mogliby zrealizować wszystkie obowiązujące w społeczeństwie schematy i przejść po kolei przez każdy etap pojednania, budując swoją znajomość od nowa na zdrowych fundamentach, jednak szczegół w tym, że takiego scenariusza nie przewiduje w jego przypadku nawet dopracowana do perfekcji utopia. Jego życie to jeden wielki pierdolnik – zawsze tak było, tyle tylko, że kiedyś problemy nie dotyczyły go tak bezpośrednio jak dziś. Ale tak czy siak trzeba przyznać, że pomimo dzisiejszych turbulencji, ta noc była trochę jak nagroda od losu, bo z tych rzeczy, których ziszczenia się nie przewidywał w aktualnym wcieleniu nigdy więcej, to noc z Harlow była tą, której pragnął najbardziej. Prędzej uwierzyłby w kolejny koniec świata, zaplanowany na datę z powtarzającymi się numerkami, aniżeli w to, że nadejdzie czas, w którym znów będzie mógł dzielić z nią rzeczywistość, bo po tym jak się rozstali, sądził, że Harrie nie będzie chciała podarować mu choćby jednego spojrzenia, a co dopiero znaleźć się w jego towarzystwie. Aż do wczoraj był święcie przekonany, że go znienawidziła, że przez zranione serce nie wspomni go nigdy więcej, a teraz siedziała mu na kolanach i wiła się na nim bezczelnie, z pełną premedytacją doprowadzając go do szaleństwa. To zaskakujące, że w jednym dniu może zmienić się dosłownie wszystko, ale w ich przypadku tak właśnie było. Więc jeśli Harrie powróciła na stare śmieci, żeby poukładać sobie w życiu, a nie pozbyła się z niego chaosu, łażącego po drugiej stronie płotu, to mało prawdopodobne, że ułoży w nim cokolwiek. Z Gentrym to raczej niemożliwe. Co prawda, takiego go kiedyś pokochała zupełnie dobrowolnie, ale przez ostatnie dziesięć lat jego osobowość zdążyła trochę się przekształcić i nabrać odrobiny innych kształtów, a jego codzienność doszczętnie przeszła zapachem smaru i ciężkich narzędzi, którymi na wkurwie musi czasem pizgnąć w kąt. Warsztat pochłania go bez reszty, a w nim robota, która nie ma końca. I sprawy, które są jak zapętlona piosenka na odtwarzaczu, słuchana aż do porzygu. Może za jakiś czas ten odtwarzacz wreszcie zdechnie.
    Dostrzegł błysk w jej oczach, gdy złapała haczyk pod płaszczykiem wyzwania. Nie było takiej rękawicy, której Harrie by nie podjęła, gdy w grę wchodziły ich przekomarzanki. Możliwe, że kiedyś cała jego osoba była dla niej takim wyzwaniem, skoro najpierw za punkt honoru obrała sobie naklejanie mu różowych plastrów na zdarte kolana, a późniejszych czasach postanowiła przy nim trwać pomimo otoczenia, które wręcz nakazywało jej trzymać się od niego z daleka. Była jedną z najsilniejszych kobiet, jakie znał i nie uważał, że cokolwiek w tej kwestii się zmieniło. Nigdy nie pozwoliła światu wyrwać sobie z garści tego, co szczerze kochała – aż to samo od niej nie odeszło.
    Rozpraszała go odrobinę namiętnymi pocałunkami, którymi tak intensywnie obsypywała jego skórę w okolicy szyi, więc z jej topem rozprawiał się wyjątkowo powoli, ale nie chciał jej w tym przeszkadzać, bo to, co robiły jej usta na jego ciele, bardzo mu się podobało. To było kurewsko dobre. Przeciągnął więc moment wdzierania się dłońmi pod top, aż zadarł go na tyle wysoko, że nie pozostało już nic innego, jak jej przeszkodzić, a potem ściągnąć ciuch przez jej głowę i rzucić gdzieś w eter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maść? No tak, do tego przecież dążyli, ale widać jak bardzo było mu to potrzebne, skoro aż o tym zapomniał, a kiedy rozebrał ją z topu, to wtedy nawet ból żeber przestał do niego docierać. Przyciągnął ją natychmiast do siebie i z wytęsknieniem złożył kilka pocałunków wzdłuż jej mostka, ciesząc się jej bliskością i ciałem, które zawsze było dla niego niemożliwie piękne. Pogładził dłońmi jej piersi i ścisnął je lekko, a potem złapał jej twarz i złożył pocałunek na jej ustach, pozwalając ich klatkom piersiowym ocierać się o siebie w zniecierpliwieniu.
      — Jeśli ja mam sobie przypominać, to ty musisz postarać się bardziej — rzucił, odsunąwszy się od jej ust, żeby móc spojrzeć wyzywająco w jej oczy. Pogładził kciukami jej policzki, uśmiechnął się zaczepnie i wypuścił jej twarz z rąk, ale tylko po to, żeby złapać ją w talii i z impetem zrzucić ze swych kolan na łóżko. Zawisnął nad jej ciałem, podtrzymując swoje własne jedną ręką, podczas gdy palce drugiej zacisnęły się niespodziewanie na jej łydce. Przyciągnął ją do krawędzi łóżka jednym, szybkim ruchem i położył obie dłonie po jej bokach, nachylając się i zaglądając w jej oczy pełnym pożądania spojrzeniem.
      — A może to ja powinienem przypomnieć tobie? — zachęcił, śledząc spojrzeniem jej ciemne oczy. Materac uginał się pod ciężarem jego kolana, którym się podpierał, a także dłoni, które trzymał przy jej udach. Niewiele dzieliło go od tego, żeby przenieść je na dolną część jej piżamy i całkowicie pozbyć się ciuchów, które jeszcze na sobie miała. Chciał zobaczyć ją zupełnie nagą i po raz kolejny utwierdzić się w przekonaniu, że nigdy nie pragnął kogoś tak bardzo, jak pragnął jej. Chciał dobitnie uświadomić samemu sobie, jak wiele stracił i jakim dupkiem nadal jest, że pozwolił im zrobić to ponownie. Gdyby teraz, w tych czasach, miał tyle nadziei, jak wtedy przed laty wiary w to, że prawdziwa miłość nie umiera, nie wypuściłby jej z rąk. Nadziei jednak nie ma – ma za to świadomość, że musi ją wypuścić, bo inaczej narazi ją na krzywdę, której konsekwencji nie wybaczy sobie do końca życia.

      I'm sure that I want it, but should we? Well, maybe all we should do, is just stop asking? 🔥🤭
      Tanner Gentry

      Usuń
  36. Byli skomplikowanym przypadkiem, razem jak i osobno, ale może dlatego tworzyli przez te wszystkie lata tak świetny, zgrany duet, który do pewnego momentu bezbłędnie radził sobie z przeciwnościami bombardującymi ich zewsząd. Możliwe, że wciąż byliby w stanie takim duetem być, że potrzebowali tylko czasu i dotarcia, żeby ponownie się zgrać i stworzyć idealną jedność, tylko problem leży w otoczeniu, ponieważ otoczenie jest w aktualnych czasach jeszcze gorsze, niż przedtem. Kiedyś borykali się z rodzicami, którzy nie akceptowali ich schadzek i znajomości tak w ogóle, albo z ludźmi, którzy nie potrafili zrozumieć, że ich dwójka jakimś cudem znalazła wspólny język. Kiedyś ich problemem były durne uprzedzenia i z góry żywiona niechęć, a dziś chodziło o bezpieczeństwo, o to, że w życiu Tannera są ludzie, którzy będą w stanie zrobić krzywdę nie tylko jemu, ale wszystkim dookoła, których uznają za bliskich jego osobie, jeżeli będzie to dla nich jedyna droga, żeby dostać to, czego chcą. Teraz miał w swoim życiu prawdziwego pasożyta, przy którym ojciec i jego rozrzutność były tylko maleńką, nic nieznaczącą larwą. I nie miał na razie sposobu, żeby się go pozbyć. To znaczy, od jakiegoś czasu pewne pomysły chodzą mu po głowie, ale zanim czegokolwiek spróbuje, najpierw musi ulokować matkę w Camden i zadbać o to, żeby nie mogła zostać wykorzystana przeciwko niemu. Nie zakładał, że tamci byliby w stanie ją porwać, wsadzić do auta i gdzieś wywieść, ale był święcie przekonany, że byliby w stanie ją nastraszyć, a dla Grace każda dawka nerwów może skończyć się tragicznie. Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł dopuścić do tego, żeby ludzie od interesów dotarli do matki w jakiejkolwiek formie, bo jeśli już raz to zrobią, a to okaże się skuteczne, to będą to robić cały czas. Dlatego dzielnie znosił ich kary, czasami dotkliwe bardziej, czasami mniej, i starał się namawiać matkę do wyprowadzki, licząc na to, że wreszcie ulegnie. Możliwe, że gdyby dowiedziała się, że im bardziej ona upiera się, żeby tu zostać, tym mocniej on dostaje wpierdol, to spakowałaby się w godzinę i wyniosła za dwie, ale nie chciał, żeby wiedziała, bo zaczęłaby to przeżywać. Dlatego po cichu liczył na to, że Harrie zdoła wpłynąć na Garce, chociaż nie czuł się z tym wcale dobrze. Nie chciał wykorzystywać Harrie do własnych spraw, nie chciał wykorzystywać jej w żaden sposób, bo nie sądził, że będzie w stanie jej się odwdzięczyć, czy odpowiednio wynagrodzić każdą pomoc z jej strony. Harlow w ogóle nie powinna zawracać swojej pięknej głowy jego problemami, nie jest mu przecież nic winna, ani do niczego zobowiązana. Ale gdy była obok, świat stawał się wyraźnie piękniejszy, nawet z tym pasożytem, zjadającym go od środka. Znowu łapał się na tym, że jej obecność wywraca rzeczywistość do góry nogami, a on ulega wszystkiemu, co z nią związane. Powinien wypuścić ją z rąk, bo tak będzie do cholery lepiej, ale czy faktycznie to zrobi? Czy naprawdę zdoła to zrobić, wiedząc, że Harrie sama z tych rąk nie wyleci, dopóki on jej nie wyrzuci? Wątpliwa sprawa. Jego grumpy strona wyraźnie blednie przy intensywnym blasku jej niezwykłej osobowości. Nie będzie w stanie zrobić tego tak szczerze przekonująco, a może w ogóle nawet nie spróbuje.
    W tej chwili robił zresztą coś zgoła innego, nie podobnego nijak do wypuszczania z rąk, ale nie potrafił odmówić sobie jej bliskości, tego momentu, za którym w głębi duszy niemożliwie tęsknił. To, czego najbardziej kiedyś pragnął, wiązało się ze spędzeniem jeszcze jednego dnia z Harlow – i to się właśnie działo, co prawda z kilkuletnim opóźnieniem, ale miał ją dokładnie tak, jak zawsze pragnął ją mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to, że ona odpowiadała mu tym samym, całkowicie wywalało go z butów. Był bezgranicznie zatracony w chwili, którą zesłał im los i w tym momencie naprawdę miał w dupie to, co będzie jutro, czy kiedykolwiek później. Jutro mogło nie nadejść i to też nie zrobi na nim wrażenia. Teraz liczy się tylko Harrie, więc cała reszta może przestać istnieć.
      Popatrzył na jej dłoń, gdy zachęcająco wędrowała nią po swoim ciele i wziął głębszy wdech, lekko zaciskając szczękę. Pobudzała go i wcale nie musiał jej do niczego zachęcać, bo dobrze wiedział, że pragnie go w tej chwili tak bardzo, jak on pragnie jej. Poza tym, cały czas rzucała mu wyzwania, które były dodatkowym bodźcem, potęgującym szumiące w głowie pożądanie, a zarazem jego ochotę na to, żeby przypomnieć jej i pokazać na wiele niegrzecznych sposobów.
      Złapał ją za szyję, gdy cofnęła się na plecy, i zbliżył się do jej ust, nie całując ich jednak.
      — Pokażę pod warunkiem, że powiesz mi, że tego chcesz... — odpowiedział, przy jej ustach, starając się nie zaciskać palców na jej szyi zbyt mocno. Zawisł nad jej sylwetką na tyle blisko, że mogła poczuć go na sobie nawet przez materiał spodenek. — I że zrobię z tobą to, co na będę miał ochotę — zastrzegł, całując jej żuchwę, a za moment pieszcząc językiem płatek jej ucha. Przesunął dłoń z szyi na jej szczękę, łapiąc ją mocniej w palce, i odsunął się, po czym złapał lekko w zęby jej dolną wargę i zaraz zaczął całować głębiej. Intensywniej. Czulej, dzieląc się swoimi pożądaniem, które mogła czuć nie tylko w tym, jak napierał na nią językiem, ale jak opierał się na niej twardą męskością. Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że jej wiara mu się udzieli, to całkiem możliwe, że właśnie zaczynają coś, co będzie sto razy bardziej pokręcone, niż wszystko, co łączyło ich przed dekadą.

      you convinced me, sweetie, as always 😁💖
      Tanner Gentry

      Usuń
  37. Pozwolić temu trwać na własnych zasadach byłoby najłatwiejszym rozwiązaniem, bo nie ma już nic prostszego od pozostawienia danej sprawy na pastwę losu i liczenia na to, że jakoś się ułoży. To byłoby banalne, móc korzystać z obecności Harlow, a przy okazji nie rozważać tego w nieskończoność i mieć wyjebane w to, co może się z nimi stać, gdy skomplikują sobie życie niejasną relacją pełną niedomówień i uczuć bez kategorii. Przez ostatnie dziesięć lat nie musiał rozważać niczego, bo żył bez zobowiązań, nie licząc epizodu z małżeństwem, chociaż ono też do niczego go nie zobowiązywało, bo zostało zawarte dla ubezpieczenia, a nie w imię miłości, której musiał być wierny. Skupiał się w zasadzie tylko na sobie i było mu z tym cholernie dobrze. Żył sobie bez wielkich oczekiwań i wymagań, bez aktów zazdrości kończących się najczęściej w areszcie po uprzednim spałowaniu przez szeryfa. Nie musiał o nikogo dbać, martwić się o czyjeś bezpieczeństwo i planować rozwiązań na każdą ewentualność, która mogłaby zaszkodzić osobie będącej w jego towarzystwie na stałe. W ten sposób, gdy nie musiał dzielić się sobą, żyło mu się banalnie wręcz łatwo i po rozstaniu z Harlow, po pogrzebaniu tej relacji na amen i usunięciu jej z własnej rzeczywistości, nie chciał tego zmieniać już nigdy więcej. Raz, że nikt inny nie zasługiwał na to tak jak ona, a dwa, że plątanie się w uczuciowych ambarasach, gdy ma się na barkach kupę długów, liczne wyjazdy dla PMC i szemranych typów depczących po piętach, to dodatkowy balast dla i tak skomplikowanego już życia, a on naprawdę miał już dość przejebane w tym wcieleniu. Dlatego nie wpuszczał nikogo do swojego świata, nie otwierał dla nikogo serca, a jedyna osoba, która miała do niego klucz, nagle z powrotem znalazła się w jego bliskim, jak nie najbliższym, otoczeniu. Nagle wszystkie nigdy więcej, uparcie powtarzane od lat, okazały się tylko pustymi frazesami bez pokrycia. Pozostawienie tej relacji na pastwę losu było kurewsko trudne z jednego oczywistego powodu: Harrie nigdy nie była mu obojętna i nigdy nie będzie. To jest po prostu niemożliwe. Mógł mieć wyjebane i niczego nie rozważać, ale to tak czysto teoretycznie, bo w praktyce wystarczy jedna sytuacja, żeby emocje zerwały się ze smyczy i w najgorszym momencie rozpętały piekło na ziemi. Nie opanuje tego. Zawsze będzie o nią zazdrosny, zawsze będzie priorytetyzował jej bezpieczeństwo i zawsze będzie planował rzeczywistość z myślą o niej. Jego świat stawał się przy niej piękniejszy – to prawda – tylko, że szara rzeczywistość ma to głęboko w dupie. Szara rzeczywistość nie będzie się rozczulać nad ich historią i on doskonale to wie – już raz im to udowodniła. Wykluczenie jej z życia było więc rozsądne, bo w aktualnej codzienności pojawiły się sprawy, których na razie nie da się ze sobą pogodzić. Nie zapewni jej bezpieczeństwa, dopóki nie pozbędzie się przyjemniaczków z przestępczego światka i był to pierwszy powód na podium, w związku z którym nie powinien się do niej zbliżać. Nie będą spotykać się wyłącznie dla seksu, bo to abstrakcja dla serc, w których ciągle tli się żar. Nie będą koleżeństwem, bo przeżyli ze sobą zbyt wiele, żeby trwać w czymś tak płytkim, a już nie daj boże dać sobie błogosławieństwo na drodze życia z kimś innym. Chciałby móc to zostawić i nie rozważać, ale znał siebie i wiedział, że to się nie uda. Chciał w tej chwili tak sprzecznych rzeczy, że bez problemu mógł przypisać sobie rozdwojenie jaźni. Chciał jej mocno całym sobą i wiedział, że tak samo mocno nie powinien jej chcieć w sytuacji, w której wciąż tkwi. Może Harrie powinna podzielić się z nim tą całą masą wyjść, którą miała w zanadrzu, bo on nie dostrzegał na razie żadnego, które spełniałoby trzy warunki: to czego się chce, to co się powinno i to co należy zrobić, żeby wyjść bez straty. Miał taki mętlik w głowie, jakby zrobił kilkaset obrotów wokół własnej osi, albo zszedł z rozpędzonej karuzeli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego skupiał się teraz na tym, co Harlow z nim wyprawiała, gdy rzucała te prowokujące słówka, patrząc mu bezczelnie w oczy i wciągając w bezdenne szaleństwo. Jego oczy ciemniały z każdą kolejną sekundą, z którą rosło w nim trudne do ujarzmienia pożądanie – to, jak jej pragnął, było wręcz niemoralne. To było odurzające, odbierało świadomość i wciągało bez reszty. Przy tak silnym odczuciu nie było szans skupić się na czymkolwiek innym, bo w takim przypadku nawet otoczenie okazywało się być już tylko nic nieznaczącą projekcją, puszczaną gdzieś za plecami.
      Wypuścił jej twarz z dłoni i chwycił w palce materiał spodenek, zdzierając go zaraz z jej bioder kilkoma intensywnymi ruchami. Gdy materiał powędrował gdzieś pod ścianę, przyciągnął Harlow na samą krawędź łóżka, zostawiając sobie jedynie miejsce na kolano, żeby móc się na nim opierać między jej nogami, i znów chwycił ją za szyję. Tym razem złapał ją sztywno i zacisnął palce na tyle mocno, żeby kontrolować jej ruchy i odległość od swojej twarzy, a miał ją blisko, bo chciał patrzeć w jej oczy głęboko i chłonąć wszystko to, co pojawiało się w nich pod wpływem wrażeń. Chciał widzieć w nich przyjemność, pożądanie, tęsknotę, żal i wszystko to, co Harrie nosiła w swym sercu przez te wszystkie lata. Chciał, żeby mu pokazała, co stracił, na jaki gorszy zamiennik się zdecydował, gdy podpisywał akt małżeństwa. Niech pokaże mu to wszystko, niech mu udowodni jakim idiotą był w dniu, w którym kazał jej odejść i w każdym kolejnym, w którym jej nie zatrzymał. Pragnął jej i całego kompletu emocji w jej sercu.
      Oparł się na niej twardym przyrodzeniem i zaczął pieścić ją palcem, zataczając coraz intensywniejsze okręgi na wilgotnej od podniecenia skórze. Kurwa. Była taka mokra, gdy przesuwał po niej palcem, taka gotowa i stęskniona, że nie mógł już dłużej czekać. Zaparł się kolanem o materac łóżka, zniżył odrobinę między jej nogami i wsunął się w nią do końca, mimowolnie przymykając chwilowo oczy i wstrzymując powietrze w płucach. Ja pierdole. Przyjemność, która w niego uderzyła, gdy zanurzył się w niej całym sobą, była niemożliwie wielka. To odbierało zdolność myślenia i rozdzielania uwagi na coś więcej, niż rozkosz. Zaczął się w niej poruszać rytmicznie, znów krzyżując ich spojrzenia pełne żądz. Zmienił ułożenie ręki na jej szyi tak, żeby położyć kciuk na jej dolnej wardze, a potem wsunąć go pomiędzy jej usta i poczuć na koniuszku jej język. Przyjemne dreszcze rozchodziły się po jego ramionach, gdy Harrie podchwyciła pieszczotę. Wolną ręką złapał ją za biodro, a jego pchnięcia zrobiły się coraz mocniejsze. Wsuwał się w nią intensywnie, nieustannie śledząc spojrzeniem jej oczy, które momentami jakby patrzyły gdzieś w pustą przestrzeń, aż cofnął dłoń z jej twarzy do włosów, które złapał w pięść w momencie, w którym wszedł w nią głęboko i się w niej zatrzymał. Odchylił jej głowę, torując sobie dostęp do jej szyi, którą obsypał namiętnymi pocałunkami aż po ucho.
      — Tego nie będziesz żałować. Tego będziesz chciała więcej — wyszeptał, zerkając przelotnie w jej oczy w drodze do ust po jeden krótki pocałunek. Wciąż trzymał w garści jej włosy, kontrolując tym gestem odległość między nimi. — Chcesz więcej, Harrie? — Lubieżny ton zmieszał się zaraz z jego cichym jękiem, gdy poruszył się w niej raz okrężnym ruchem i znów zastygł w oczekiwaniu na motywujące słowo. Nie potrzebował go, żeby działać ale pragnął to usłyszeć. Lustrował z pasją jej twarz, aż utkwił spojrzenie w jej oczach, z własnych częstując ją wzrokiem pełnym pragnienia i maleńkich iskierek zaborczości. Oby niczego nie musieli żałować. Życie na pewno będzie wtedy piękniejsze.

      Baby, angels like you can't fly down hell with me
      I'm everything they said I would be
      🔥💋🥵
      Tanner Gentry

      Usuń
  38. Tak szczerze, to po tym, co zrobili ze sobą w przeciągu doby od pierwszego spotkania po dziesięciu latach bezwzględnego milczenia, ciężko uwierzyć, że mogliby się rozstać, mając się na wyciągnięcie ręki tuż za płotem. Żeby w ogóle brać pod uwagę rozstanie, to prawdopodobnie znów musieliby znaleźć się po przeciwległych stronach kraju, bez dostępu do jakichkolwiek danych umożliwiających kontakt, bo tylko to było skuteczne. A skutecznie jedynie fizycznie, ograniczając ich tylko w materii, bo to, co działo się w ich sercach, wciąż było żywe, co udowadniali sobie właśnie teraz, gdy tak żarliwie poddawali się namiętności i pozostawionym bez kontroli pragnieniom. Jeśli się rozstaną, to rzeczywiście tylko teoretycznie, bo przy każdej okazji będą wodzić za sobą spojrzeniami, skrycie o sobie myśleć, a w przypływie chwili sprowadzą się do miejsca, w którym z łatwością pozbędą się wszelkich barier i zahamowań – dokładnie tak, jak teraz. Ich serca pełne są wzajemnych uczuć, głębokiego przywiązania, czy miłości, która wcale tak do końca nie wygasła, a jeśli jednak, to pozostał po niej niezmywalny ślad, a wraz z nim posmak czegoś, co było szczere i autentyczne, i tego nie zmieni ani odległość, ani sytuacja. To zostanie z nimi na zawsze. Nawet śmierć nie załatwiłaby sprawy, skoro nieodwracalnie uszczknęli sobie po kawałku serca, gdy tak permanentnie wsiąkli w swoje umysły, stając się ich nieodłączną częścią. Wszystko było pod kontrolą, dopóki znajdowali się tysiące mil od siebie, ale teraz kiedy znów oddychają tym samym powietrzem i chodzą po tej samej ziemi, kontrola staje się tylko iluzją czegoś, czym mogą sterować. A w rzeczywistości gówno mogą. Synteza wszystkich stanów emocjonalnych sprawi, że spalą się przy każdej najbliższej okazji i nie zdążą kiwnąć choćby palcem, ale tacy są i tacy zawsze byli – trochę jak mieszanka wybuchowa, która doprowadza się do eksplozji poprzez samozapłon: wystarczy, że się połączy. To jasne, że nie musiał o Harly dbać, skoro nie byli wobec siebie zobowiązani do czegokolwiek, ale to jasne, że będzie to robił bez względu wszystko. Mogłaby go znienawidzić, kazać mu się wynieść i na oczy nie pokazywać, a on tak czy siak dbałby o to, żeby nie stała jej się krzywda, bo ten sentyment i więź, która zawsze będzie ich łączyć, są silniejsze niż cokolwiek innego. To, że coś się między nimi dawno temu schrzaniło, niczego nie zmienia. Nie byłby w stanie biernie przyglądać się jej krzywdzie, chociaż miał świadomość, że sam mógł być tej krzywdy prowodyrem, ale dlatego myślał o tym, żeby w ogóle nie doprowadzić do etapu, w którym faktycznie będzie w stanie znów ją zranić. Myślał o tym, żeby postawić granicę, zatrzymać to w odpowiednim momencie i, co ciekawsze, przekonywał samego siebie, że zdoła to zrobić, choć podświadomie stukał się w czoło z powątpiewaniem, bo jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie uległ Harlow w sytuacji, w której bezwzględnie czegoś pragnęła. A jeśli zapragnie jego, to go dostanie – tak jak zawsze, bo to też się nie zmieniło. I to naprawdę wystarczy, żeby każdy misterny plan poszedł w pizdu.
    Dostrzegł już, że Harly zamierzała doprowadzić go do szaleństwa swoją lubieżną bezczelnością, z której ewidentnie nie wyrosła, ale nie opierał się temu, bo poza tym, że nie chciał, to i tak nie dałby rady. To go pobudzało, wyjątkowo mocno, a ona doskonale wiedziała jak go podejść, żeby doprowadzić go na każdy z możliwych skrajów. Podpalała go wyzywającymi gestami i grą słów, które ubierała w prowokujący ton i świetnie zdawała sobie sprawę, że to było z kolei coś, z czego nie wyrósł on. Że w większości przypadków wciąż podejmie rzuconą rękawicę, a w łóżku chyba każdą, która przed nim spadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, trochę zmieniła się intensywność tego wszystkiego, ale w ich przypadku były to zmiany u każdej ze stron. Harlow kusiła go wyjątkowo kobieco, z pełną świadomością swoich atutów, co w połączeniu z tym, jak go znała, już z marszu stawiało go na przegranej pozycji, natomiast on gotów był zaspokoić ją w taki sposób, że już nawet nie pomyśli, żeby pozwolić na to komuś innemu. Oboje mają siebie w garści, więc jeśli świat spłonie, to znów przez nich.
      Jej ostatnie pytanie było tym, które nie tylko przechyliło szalę, co wyjebało całą wagę w kosmos. Dosłownie. Nie zamierzał jej tego darować – och, nie, zasługiwała na to, żeby poczuć wszystko na co go stać, a już na pewno na to, żeby zrealizował z nią swoje wyobrażenia, których tak się domagała. To jasne, że tęsknił. To oczywiste, że mu jej brakowało. To były stany, które przeżywał nie raz i nie dwa, bo były częścią jego rzeczywistości, o ile nie gasił ich na chwilę jakimiś krótkimi zamiennikami. Wkurwiały go, bo bolały i atakowały bezwzględnie, nawet dużo gorzej niż on sam atakował wrogie gęby na drugim końcu globu w czasie, w którym wyjeżdżał na eksport. Tęsknota jest uczuciem, którego nie sposób znieść. Wżera się w duszę niczym kwas i sieje spustoszenie nawet w jej najgłębszych zakamarkach.
      Pozwolił się jej pocałować, ale tylko po to, żeby w tym samym czasie wysunąć się z niej, chwycić ją za ręce i oderwać się od jej ust, a potem obrócić tyłem do siebie i bez pardonu pchnąć na materac. Znalazł się tuż nad nią, ocierając się swoim ciałem o jej zgrabne plecy i pośladki, między które wsuwał się leniwie, do zniecierpliwienia, będąc blisko, ale zarazem daleko od miejsca, w którym była szczególnie rozpalona.
      — Wyobrażałem sobie, że pieprzę cię mocno, a ty krzyczysz moje imię z rozkoszy i słodko powtarzasz, jak jest ci dobrze — powiedział nad jej głową, nieopodal ucha, znów owijając jej włosy wokół swojej dłoni. — A potem dochodzisz na mnie tak bardzo, że czuję cię aż po koniuszki wszystkich palców, Harrie — dodał, akcentując ostatnie słowo głębszym, zmysłowym tonem. W kąciku jego ust zamajaczył uśmiech, bo zaraz wszedł w nią z pasją, znów wypełniając ją całym sobą. Westchnął lekko pod wpływem niesamowitej przyjemności, zacieśniając chwyt palców w jej włosach, a potem złapał ją za biodro i prostując się, przyciągnął do siebie. Zadarł lekko jej głowę w tył za włosy i zaczął poruszać się w niej, pozwalając ich ciałom zderzać się o siebie w coraz szybszym rytmie.
      — To za tym tęskniłaś, Harrie? — Wymierzył solidnego klapsa w jej pośladek, aż zamrowiły go palce, po czym oplótł ramieniem jej sylwetkę tuż pod piersiami i przyciągnął jej plecy do swojej klatki piersiowej. Przeniósł dłoń z jej włosów na szyję, cały czas poruszając się w niej intensywnie. Pieprzył ją teraz tak bardzo, jak bardzo mu jej brakowało. I było mu tak dobrze, jak nie było nigdy od dziesięciu lat. Nie przeszkadzał ból pod żebrami, w zasadzie, skupiając się na przyjemności, która wręcz odsuwała go od zmysłów, na bliskości i na podnieceniu, które chciało eksplodować, prawie w ogóle go nie czuł. Harrie była lekiem, który uśmierzał każdy rodzaj bólu. Całe szczęście, że po tylu latach nie potrzebował na nią nowej recepty, bo jak widać, nadal był od niej uzależniony, a żaden zamiennik nie był w stanie temu nałogowi sprostać. Nic nie nie przebije oryginału, a Harrie jest jedyna w swoim rodzaju. Jedyna, która mogła go odzyskać tak po prostu tylko będąc.

      okay, so, welcome back to my heart, darling 🔥💥💖
      Tanner Gentry

      Usuń
  39. Żadne z nich nie myślało w tej chwili zbyt racjonalnie o przyszłości, ale prawda jest taka, że to zbliżenie skomplikuje wszystko, i to już w chwili, w której bajeczna kraina przyjemności wypluje ich prosto do szarej rzeczywistości i znów wpadną w bagno gęste od trosk. Jeszcze wczoraj byli dwójką ludzi, którzy odzyskali kontakt po dekadzie i wreszcie wyjaśnili sobie to, co przed laty zrujnowało ich wieloletnią znajomość. Jeszcze wczoraj karty były czyste; mogli uzupełnić je staranną, nienaganną historią, tak bez kreślenia i zamazywania niechcianych wersów pisanych na kolanie. Mogli zadbać o każdy detal tej znajomości, stworzyć coś niesamowicie klarownego, wolnego od zgryzów i niedomówień, które zawsze stanowią największą kość niezgody. Mogli zacząć zdrowo, bez tych wszystkich zgubnych, wciąż nieuporządkowanych gdzieś w umyśle emocji. Mogli. Tymczasem uprawiali dziki seks na łóżku, na którym kiedyś leżeli, śmiejąc się beztrosko z głupich żartów i wybryków, i obnażali się z pragnień, które nieustannie opierały się na tym, co utracili i jacy kiedyś byli. Ze wszystkich możliwych zaczęć wybrali to, które wprowadzi pomiędzy nich całkowity zamęt, ale trzeba przyznać, że było ono tym, o którym każde z nich skrycie marzyło, i którego domagały się ich stęsknione serca. Było szczere, w stu procentach autentyczne, ale ryzykowne, bo przecież nie znali się w tej nowej rzeczywistości i nie mieli żadnej gwarancji, że między nimi będzie kiedykolwiek tak samo, jak wcześniej. Istnieje możliwość, że złapią natychmiastową więź, która scali ich w jedność zupełnie tak jak przed laty, ale istnieje też ryzyko, że w tych nowych odsłonach oboje mocno się sobą rozczarują. Nie rozmawiali dziesięć lat. Żadne z nich nie ma tak naprawdę pojęcia, kim to drugie się stało, co te lata z nimi zrobiły, czego ich nauczyły i jak ich ukształtowały. Musieli się poznać, zaktualizować informacje na świeżo, i w jakimś sensie właśnie zaczęli, tyle że... od deseru, bo przecież to, co ze sobą wyprawiali, było niepoprawne, ale przyjemne i smaczne jak wisienka na przysłowiowym torcie.
    Zgrywali się w tym bez szemrania, jakby naprawdę zostali dla siebie stworzeni, a dla ułatwienia los posadził ich jeszcze w sąsiadujących domach, coby przypadkiem nie minęli się gdzieś w wielkim świecie i nie pogubili po drodze z kimś innym. Ich historia była niesamowita, ale to jak dostrajali się do siebie instynktownie, jak wpasowywali się niczym puzzle tej samej układanki, to było jeszcze bardziej wyjątkowe, bo nie potrzebowali do tego ani grama słów, czy specjalnych znaków. Harly wiedziała, jak odpowiadać na wszystkie zagrywki Tannera, on natomiast wiedział jak zagrywać, żeby bez przeszkód do niej docierać. I to się po prostu dzieje – ich więź sięga głębokiej metafizyki i jest niewytłumaczalna w wymiarze, w którym istnieją, więc rozbijanie jej na czynniki pierwsze nie ma sensu. Temu można się jedynie przyglądać i podziwiać, rzewnie sobie przy tym wzdychając.
    Wsłuchując się w słowa, które wypowiadała w akompaniamencie jęków i zderzających się ciał, zaczął całować jej plecy, a raczej przesuwać po nich ustami bezładnie, bo jego uwagę pochłaniały intensywne pchnięcia bioder oraz to, co wzrastało w nim z każdą jej reakcją. Było mu tak dobrze, tak kurewsko idealnie, że zrobi wszystko, żeby móc to przeciągnąć jak dłużej, żeby balansować na granicy, sycić się bliskością Harrie i raz po raz doprowadzać się do szaleńczego wręcz spełnienia. Był napięty jak struna, którą od zerwania dzieli jeden ruch, ale rozkosz, która falami zalewała go od stóp do głów, cały czas go napędzała. A wraz z nią napędzała go Harlow, która nieustannie dokładała do tego buzującego pieca. Naprawdę nie znała umiaru, cholera jasna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde jej słowo rozbijało się echem w jego głowie, każdy jej dotyk był tak intensywny, jakby nie miał na sobie skóry, tylko ogołoconą siatkę połączeń nerwowych, zbiegających się w miejscu, którym w całości znajdował się w niej. Każde poruszenie w jej ciepłym, ciasnym i otulającym wnętrzu, doprowadzało go do paraliżującego błogostanu. Starał się nie tracić kontroli w palcach, które zaciskał na jej ciele, ale przemawiała przez niego żądza, nacechowana tęsknotą, od której nie mógł uwolnić się przez te wszystkie lata. Pragnął jej i wreszcie ja miał – całą, pobudzającą, piękną jak zawsze.
      Zachłannie wsuwał się w nią do końca z tą myślą, oddychając przez lekko rozchylone usta, i momentami odchylał głowę w tył, gdy walczył z uderzającą potrzebą skończenia głęboko w niej. Sięgnął po jej dłoń, którą trzymała między nogami i przełożył za jej plecy, między ich ciała, ale tylko na moment, żeby bez uprzedzenia znów zmienić ich pozycję. Wysunął się z niej, czując pulsowanie w twardym członku, a potem znów pchnął ją do przodu całym sobą i trzymając za rękę, obrócił na materacu twarzą do siebie. Od razu obrzucił spojrzeniem jej sylwetkę i zbliżył się do niej, kładąc dłonie na jej nadgarstkach, które przycisnął do materaca. Jeśli zeszli do tak poważnych wyznań, musiał konfrontować ich spojrzenia i patrzeć jej w oczy, żeby mieć pewność, ile z tego, co mówiła, szło z serca, a ile z pożądania, które rozpalało ją od środka. Przecież nie chciał jej tylko przelecieć, korzystając z tego, że nadarzyła się zajebista okazja – pierwsza od dziesięciu lat, a czy ostatnia, to cholera wie. Nigdy nie myślał, że dobrną do takiego momentu, dlatego był tym trochę oszołomiony, ale nie chciał jej wykorzystać. I nie chciał rzucać słów na wiatr – nie, gdy miały tak dużą wagę.
      — Wciąż chcesz do mnie należeć, Harrie? — Zacisnął mocniej palce na jej przegubach, gdy znalazłszy się między jej nogami, oparł się na niej twardym przyrodzeniem. Patrzył jej w oczy z takiej odległości, że gdyby się uniosła, mogłaby bez trudu musnąć językiem jego usta. Oddychał głęboko, skóra na jego napiętych mięśniach błyszczała od potu, wilgotne włosy opadały mu na czoło w nieładzie, gdy nachylał się nad nią, a spojrzenie pociemniałych oczu pewnie wbijało się w te, należące do Harlow. W te, w których potrafił zgubić się z kretesem.
      — Pragniesz być moja? — Dopytywał, czerpiąc z tej chwili przerwy odrobinę ulgi. Zniżył się do jej szyi, żeby bezlitośnie połaskotać ją swoim oddechem i ustami, którymi zaczął całować wrażliwą skórę. Był niewzruszony tym, że cały czas uniemożliwiał jej poruszanie rękoma, a wręcz przeciwnie – z tego też czerpał satysfakcję, bo w tej chwili rzeczywiście należała do niego. Ale to udowadniało, jak bardzo mu ufała pomimo dzielącej ich dziesięcioletniej przepaści.
      — Może powinienem dać ci szansę się wykazać, skoro jesteś taka niecierpliwa? — zasugerował zaczepnie, zsuwając dłonie z jej nadgarstków odrobinę w dół, na przedramiona, które dalej mocno dociskał do materaca, i zniżył się z pocałunkami w kierunku jej mostka i piersi. Uśmiechnął się gdzieś pomiędzy tymi pocałunkami, bo uzmysłowił sobie, że Harrie na pewno stanęłaby na wysokości zadania, gdyby dał się jej wykazać. I była to nawet kusząca opcja, z której może zechce zaraz skorzystać.

      you simply brought light – the wonderful brilliance of Harrie Clarke that long ago, in the sandbox, enchanted me irreversibly ✨💖
      Tanner Gentry

      Usuń
  40. Wierzył, że jej słowa płyną z serca i właśnie to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające – że Harly gotowa jest wpakować się z nim w coś, czego on tak po prostu boi się jej dać. I wcale nie dlatego, że jej nie ufa, nie dlatego, że coś jest w niej nie tak. Chodziło przede wszystkim o problemy, których on nie jest w stanie na razie się pozbyć, a które mogą mieć znaczący wpływ na jego życie, bo cholera wie co strzeli do głowy typom, którzy w imię interesów składają mu czasem niezapowiedziane wizyty. Skupiał się na tym, żeby wydostać się z tego bagna z jak najmniejszą ilością strat i obrażeń, ale to wcale nie jest takie łatwe, gdy ma się do czynienia ze zorganizowaną grupą pełną śliskich, niezrównoważonych gości, którzy widzą w nim szansę na zajebisty, przynoszący duże zyski interes. To co najmniej śmieszne, że znaleźli głupiego osła w miejscowości, którą ciężko odszukać na mapie stanu, ale jego ojciec miał talent do pakowania się w beznadziejne układy, więc to i tak zaskakujące, że wpierdolił się tylko w to. Zawsze mogło być gorzej. Zawsze mógł rozpieprzyć na prawo i lewo cały swój majątek z rodziną w pakiecie, bo do tego wcale nie było już tak daleko. Wychodzenie z tego bagna nie jest też wcale łatwe ze świadomością, że w najbliższym otoczeniu znajdują się osoby, które mogą oberwać rykoszetem. Nie bez powodu starał się wymusić na matce wyprowadzkę. Do tej pory to ona była jedynym elementem, który uniemożliwiał mu swobodne działanie bez obaw, że przy okazji ucierpi fizycznie, czy nawet psychicznie, bo przecież w każdej chwili mogła stać się świadkiem czegoś, co złamie jej serce i doprowadzi do traumy. Drugim takim elementem stała się teraz Harlow i, naprawdę, mogła go zapewniać w nieskończoność, że wszystko będzie dobrze, że absolutnie nic jej nie grozi, że będzie w stanie udawać, że go nie zna, ale nie ma szans, że Tanner kiedykolwiek uwierzy w łaskę ludzi, którzy najpierw spuścili mu łomot w hangarze, potem wymownie odsłaniali przed nim błyszczące gnaty, grożąc mu z zapałem, a na koniec wyrzucili z samochodu jak kawałek śmiecia. Harly nie będzie przy nim bezpieczna. Dopóki on nie załatwi skutecznie wszystkich swoich spraw, nikt nie będzie przy nim bezpieczny. Wcześniej nie musiał w ogóle zaprzątać sobie głowy tą kwestią, bo poza matką nie było przy nim nikogo, kogo bezpieczeństwo byłby zobowiązany brać pod uwagę w jakimkolwiek sensie, ale to się zmieniło. W tej chwili nic już nie jest takie samo, jak było przedwczoraj, a jego życie wskoczyło prawdopodobnie na najwyższy poziom hardkoru.
    Ale nie myślał na razie o tym, co będzie nazajutrz, mimo że powinien, skoro licho nie śpi. Wolał gubić się w odrealnionej rzeczywistości i sycić się tym, czego nie wyobrażał sobie mieć już nigdy więcej, mając równocześnie gdzieś fakt, że to, co wyprawili, nie miało nic wspólnego z rozsądkiem. Bo nie powinien doprowadzać do tej sytuacji i nie powinien dawać Harrie żadnych nadziei na to, że w tym popieprzonym świecie zdołają stworzyć coś, co zapewni jej chociaż minimalny spokój. To, co powinien, nie szło jednak w parze z tym, czego chciał, ponieważ dziś chciał jej i to w taki sposób, w jaki miał ją kiedyś, gdy tworzyli zgrany duet, dzielnie walczący z przeciwnościami losu. Nie zapomniał niczego: ani tego, jak się przy niej świetnie czuł, ani siły z jaką wdzierała się do jego głowy, przestawiając priorytety i siejąc tam prawdziwy zamęt. Zmiękczała nawet najbardziej zatwardziałe cząstki jego serca, chociaż wydawało mu się, że już dawno wszystkie trafił szlag. Czy mógł być jej? Pewnie tak. Czy chciał? Z pewnością. A czy mógł i powinien? W swojej beznadziejnej sytuacji absolutnie nie. Można było mu zarzucić brak ogłady, chamstwo, albo wypunktować masę zachowań, które udowadniały, że potrafi być książkowym dupkiem, ale nie jest pozbawiony człowieczeństwa, żeby narazić bliską osobę na życiową katastrofę tylko dlatego, żeby sobie przypomnieć, jak to fajnie było kiedyś tworzyć parę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było wręcz zajebiście, bo Harrie była najlepszym, co spotkało go w życiu, ale to skończyło się dziesięć lat temu, a w obecnej codzienności nie mogło się udać przede wszystkim dlatego, że jego własna to jeden wielki pierdolnik, którego nawet on sam nie jest w stanie na razie ujarzmić. Zrobi wszystko, żeby pozbyć się problemów, ale do tego potrzebuje czasu, no i głowy – całkowicie wolnej od obaw o kogokolwiek.
      Chciał jej odpowiedzieć, że mogą być swoi, chciał mieć ją dla siebie i być równocześnie dla niej, ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł wypowiedzieć głośno słów, których nie dotrzyma, a w tej chwili nie potrafił obiecać jej niczego, włącznie z tym, że może na niego liczyć zawsze, niezależnie od dnia, bo nie może. Będą takie momenty, w których nie będzie mogła na niego liczyć choćby chodziło o jedno pocieszające spojrzenie, kiedy to on będzie zmuszony trzymać ja na dystans, i Tanner doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Będąc tu i teraz, rozumiał, że jutro nic nie będzie wcale łatwiejsze. Ta piękna chwila jest niczym wytchnienie, ale rzeczywistość w końcu sprowadzi ich na ziemię – to pewne.
      Pokręcił nieznacznie głową, unosząc usta w rozbawionym uśmiechu, bo niecierpliwość Harly okazała się niezmiennie urocza, co przed laty, tylko że teraz dobrze wiedziała, co robić ze swoim ciałem, żeby dodawać tej niecierpliwości odpowiedniej dawki seksapilu. Przebiegł leniwym spojrzeniem po jej nagim ciele, jakby rozważał, czy warto ulec tym słodkim prośbom. Oczywiście, że było warto – nie miał najmniejszych wątpliwości, tym bardziej, że był ciekawy, do czego Harlow była zdolna w tym dojrzalszym wydaniu, ale chciał jeszcze troszkę zagrać na jej niecierpliwości. Milcząc, pochylił się raz jeszcze i złożył kilka pocałunków na jej brzuchu, a potem podciągnął się lekko, żeby sięgnąć ustami do jej warg i je też ucałował leniwie, ale zachęcająco. W międzyczasie, rozluźnił uścisk palców i zsunął dłonie z jej przedramion na materac, zwracając jej wolność, może tylko na chwilę, może na dłużej – grunt, że Harrie dostała szansę spełnić swoje zachcianki.
      — W takim razie rób, Harrie, weź mnie sobie tak jak chcesz — powiedział między pocałunkami, przelotnie zerkając w jej oczy, gdy zwisał nad nią, utrzymując na ramionach ciężar własnego ciała. Miał dziwne przeczucie, że Harlow zaraz naprawdę go zaskoczy.

      if you want to learn me, you can do it – I really want it ❣️😻
      Tanner Gentry

      Usuń
  41. Kiedyś z pewnością by to zrobił – jak na zawołanie uwierzyłby we wszystko, co z nimi związane, bo kiedyś Harlow była całym jego światem. Minęło jednak dziesięć lat, dziesięć ciężkich lat bez niej, bez jej obecności, bez jej wsparcia, czy chociaż jednego głupiego słowa, które czasami potrafiło rozjaśnić przed nim nawet najbardziej burzowy dzień. Minęło dziesięć lat samotności, dziesięć lat ciągłych wyjazdów i walkę na śmierć lub życie. Dziesięć lat wypruwania sobie żył tylko po to, żeby przez idiotyzmy ojca nie stracili z matką dorobku życia, który może nie był czymś pokaźnym, ale był jedynym, co mieli i co trzymało ich przy istnieniu w tej niesprawiedliwej rzeczywistości. To były setki dni i tysiące godzin, które zmieniały go kawałek po kawałku, gdy zarabiał cholernie ciężkie pieniądze na to, żeby matka mogła się leczyć i żyć bez bólu na tyle, na ile było to możliwe, a przy okazji spłacał sześciocyfrowe długi i odcinał ich od najgorszego rynsztoku. To prawda, że poświęcał wszystko, co miał, ale to nie dlatego, że takie było jego widzimisię – on po prostu musiał to zrobić, bo tak nakazywało mu człowieczeństwo, które jeszcze jak widać miał, skoro nie porzucił tego syfu na pastwę losu wraz z rodzicami i w dużej części wyprowadził ich z beznadziei, w której trwali latami. To nie było dziesięć lat, które przeżył, skupiony na dobrej zabawie, braniu z życia garściami, pielęgnowaniu uczuć, czy spełnianiu marzeń. To była zwykła walka o przetrwanie – wojna z problemami, którą musiał wygrać, żeby w ogóle zacząć myśleć o sobie i jakichkolwiek innych możliwościach. I ta wojna nadal trwa, z czego być może Harlow nie zdaje sobie sprawy. Wciąż wiszą nad nim sprawy, które w każdej chwili mogą obrócić cały jego dziesięcioletni zapierdol w proch, non stop dąży do tego, żeby definitywnie pozamykać ojcowskie układy i swoje własne, które musiał otworzyć, żeby najpierw poradzić sobie z tymi o większym kalibru. Ale biorąc pod uwagę to, co było a to, co jest, można powiedzieć, że trzy czwarte ma już za sobą. W porównaniu do sytuacji sprzed dziesięciu lat, gdy startował, w tej chwili był już bardzo blisko mety i zamierzał zrobić wszystko, żeby do niej dotrzeć. To, że nie uwzględniał w tych planach Harrie, wydawało się oczywiste – przecież dawno stracił wiarę w to, że ona jeszcze kiedykolwiek wróci do Mariesville po coś innego, niż na czyjś pogrzeb. W zasadzie to stracił wiarę we wszystko, w co wierzył w czasach, w których tworzyli jedność. Harlow co prawda powróciła, ale jego wiara nie, bo to nie jest coś, co można przywołać pstrykając placami.
    Ale to, co działo się między nimi teraz, było prawdziwe i szczere, bo czegoś takiego udawać się nie da, i akurat tego Tanner nie próbował nawet maskować. Żar w jego sercu wciąż się tli, a sentyment, którym ją darzy, nadal jest tak wielki, że przysłania mu zdolność zdrowego myślenia. Był w niej zakochany bez reszty i pewnie cały czas jest, skoro nie potrafił powstrzymać tego, co przemawiało przez niego, gdy tylko znaleźli się bliżej siebie. Wciąż uważał ją za swoją Harrie, tylko że to nie jest wcale takie łatwe wrócić do tego, co było, gdy jest się już zupełnie innym człowiekiem. To nie jest wcale łatwe uwierzyć w kogoś, gdy przez ostatnią dekadę trwało się w pustej samotności. Inaczej pewnie uwierzyłby w Tamarę, która próbowała swoich sił w otwieraniu go, czy w każdą inną chwilówkę, która starała się przebić gdzieś głębiej, poza powierzchowne zainteresowanie, które znikało jeszcze tej samej nocy. Ale Tanner stał się jeszcze bardziej niedostępnym emocjonalnie człowiekiem i zatrzasnął do siebie drzwi na wszystkie spusty, bo tylko to mogło go ochronić przed polegnięciem na osobistym froncie z tymi, przeciwko którym walczył. Nie wierzy w ludzi i nawet im nie ufa – od tych przeklętych dziesięciu lat, w ciągu których jego życie już nie jeden raz wywróciło się do góry nogami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzy jednak w to, że jest w stanie doprowadzić swoją sytuację do porządku, i chyba tylko to trzyma go jeszcze przy życiu. Gdyby teraz okazało się, że wszystko poszło na nic i zostało zaprzepaszczone, pewnie strzeliłby sobie kulkę w łeb, bo tak uparcie dąży do tego, żeby zaznać spokoju, że to stało się jego nadrzędnym celem. Jeśli go nie zrealizuje, nigdy nie poczuje się spełniony. Ale miał szansę to zrobić, dlatego szedł po to, wprawdzie powoli i małymi krokami, ale szedł – z determinacją, która zawsze była cechą dla niego charakterystyczną. I zamierzał dojść bez względu na wszystko.
      Teraz był jednak zainteresowany dochodzeniem w zgoła innym sensie i przekazał już pałeczkę na ręce Harlow, nie mając wątpliwości, że ona odpowiednio się tym zajmie. Nie był w stanie obiecać jej tego, czego od niego oczekiwała, skoro nie miał pojęcia, co z nim samym wydarzy się jutro, ale mógł przynajmniej się postarać, żeby zrozumiała, jak ważną osobą dla niego jest. Że tęsknił za nią, jak nienormalny, i że wciąż mu na niej zależy, nawet jeśli w taki właśnie pokręcony sposób. Jego rzeczywistość jest szczerze popieprzona, ale nigdy nie była oczywista, więc to żadna nowość. To tylko kwestia przyzwyczajenia się.
      Opadł swobodnie na plecy, zapadając się lekko w chłodnej pościeli, i zawiesił wzrok na sylwetce Harlow, obserwując ją w tych momentach, w których się nie całowali, albo gdy nie pobudzała go ustami przy wrażliwych częściach szyi. Rozchylił lekko wargi, kiedy zaczęła poruszać się na nim, mocno potęgując przyjemne napięcie, które cały czas mu towarzyszyło i wsparł się na łokciach, bo tak było zdecydowanie lepiej śledzić spojrzeniem jej idealne ciało. Patrzyła na niego z dołu, tak jak zawsze lubił, i już samo to dawało mu dużo rozkoszy.
      — Prosić? — Uśmiechnął się komicznie. Chciała niemożliwego. — Ja czekam na więcej, Harrie. Czekam na to, aż mnie weźmiesz i w pełni zadowolisz — rzucił znacząco, ubierając słowa w specjalnie wyzywający ton, jakby to rzeczywiście mu się należało bez proszenia. Wiedział, że Harly zadowoli go i bez tego wchodzenia na ambicje, ale nie szkodzi trochę jej podpuścić. I wiedział też, że go chciała – to akurat ze wzajemnością.
      Złączył chwilowo usta, gdy zeszła z niego, a potem znów opadł na plecy, gdy zmieniła ich pozycję. To już wchodziło na nieco wyższy etap szaleństwa, ale podobało mu się to, co Harrie sobie zaplanowała. Tylko, że miał pozostać przy tym grzeczny? Znowu chciała niemożliwego. Zwilżył wargi językiem, a potem zaczepnie przesunął nim po jej rozgrzanym udzie. Kiedy poczuł na sobie jej palce, a potem usta, którymi subtelnie go objęła, zrobił się twardy do granic możliwości. Przeszyła go fala potężnej przyjemności, która rozeszła się po nim aż do koniuszków palców. To było cwane zagranie z tym, że docisnęła jego ręce własnymi kolanami, ale na razie ich nie potrzebował, skoro miał do niej świetny dostęp. Jeżeli uzna, że są mu niezbędne, wyciągnie je spod jej kolan raczej bez większych przeszkód.
      — Oczywiście, będę grzeczny tak, jak ty — zapewnił i przesunął po niej językiem, dostosowując intensywność tej pieszczoty do tego, co sam czuł między własnymi nogami. Przeczuwał, że go zaskoczy i zaskoczyła, ale czy mógł się spodziewać czegoś innego? Jego Harrie zawsze była szalona. I to najwidoczniej też się nie zmieniło.

      you do it well as always my naughty girl 🔥😈
      Tanner Gentry

      Usuń
  42. Tak na dobrą sprawę, teraz wiedzieli się zaledwie drugi raz po niemalże dziesięciu latach całkowitego milczenia i zerwaniu kontaktu w mało przyjemnej atmosferze. To, że emocje, które trzymali gdzieś w głębi, nagle pod wpływem impulsu wydostały się na wierzch, to wydawało się zrozumiałe, bo ten przepełniony balon, gnieżdżący całą masę różnych uczuć, w końcu pękł, ale czy można powiedzieć, że oni zaczęli odnajdywać się na nowo? Bo czy ponowne odnajdywanie się jest im w ogóle pisane? Tanner na razie nie myślał o nich w kontekście przyszłości, bo do niego nie dotarła jeszcze teraźniejszość, mimo że obecność Harlow była w tej chwili w stu procentach namacalna i realna, a on doskonale czuł, że to co dzieje się z nim w danym momencie, to nie żaden kosmaty sen, ani bujna wyobraźnia. Nie był jednak w stanie wyobrazić sobie, co będzie z nimi za kilka godzin, a już tym bardziej, co będzie z nimi kiedyś tam w przyszłości, choć przeczuwał, że za tych kilka godzin wedrze się między nich lekka niezręczność, bo to, co ze sobą zrobili, było lekkomyślne i oboje na pewno zdadzą sobie z tego później sprawę, nawet jeśli wcale nie będą tego żałować. Powinni zacząć inaczej, jak na dorosłych ludzi przystało, może trochę pogadać i sprawdzić, czy to dobry pomysł zbliżać się do siebie po latach, które każdemu z nich przyniosły naręcze różnych doświadczeń, a nie doprowadzać się do szaleństwa tylko dlatego, że sprzyjała temu okazja i pokusa, trudna do ujarzmienia bez względu na sytuację. Ale tak było między nimi zawsze – ta jedna iskra wystarczała, żeby błyskawicznie rozniecić pożar, którego nie potrafił zatrzymać nikt, włącznie z nimi. Spalali się natychmiast, jak zimne ognie, a cały świat wokół nich tracił na znaczeniu, albo w ogóle przestawał istnieć. Ale tęsknota to takie podłe uczucie – zapina się na nodze niczym kajdan z ciężką kulą, która ciągnie się za człowiekiem bez przerwy, a czasem mu odbiera siły i sprowadza na samo dno. To, że Tanner tęsknił za Harlow, to był fakt. Nie spadł wprawdzie na dno, bo sobie na to nie pozwolił, ale to Harrie jako jedyna posiadała klucz, którym mogła wyswobodzić go z ciężaru tęsknoty. Tylko oni we dwoje mogli wzajemnie się uzdrowić i niewykluczone, że to, co działo się między nimi teraz, było jakąś częścią tego uzdrowienia, bo nie robili sobie krzywdy ani psychicznej ani fizycznej. Potrzebowali tej bliskości – zjednania się i złączenia w całość, wymieniając się dziesiątką uczuć, które chcieli sobie przekazać, a których nigdy nie przekazaliby odpowiednio za sprawą słów. A przy okazji mogli się trochę potorturować, bo Tanner nie zamierzał być uległy, choćby dla zasady. Uległość zawsze stała w opozycji do jego niesfornego usposobienia, więc wątpliwe, że Harrie doczeka się tego jednego słowa. Nie musiał jej go dać, żeby samemu wziąć sobie więcej. To, że była w tej chwili nad nim, to kwestia współpracy, bo gdyby chciał wykorzystać to, że mu się oddała, w dowolnym momencie mógłby ją z siebie zrzucić i zrobić to, czego chce.
    Zaczynał odczuwać lekkie zniecierpliwienie przez to, że Harrie zajmowała się nim tak opieszale, ale wiedział, że robiła to specjalnie. Chociaż nie widział jej twarzy, był sobie w stanie wyobrazić ten przebiegły uśmieszek, majaczący w kącikach jej ust, ale miał nadzieję, że brała pod uwagę to, że jak znów zamienią się miejscami, to on odpłaci jej się tym samym. Będą się dręczyć, aż w końcu oboje uschną ze zniecierpliwienia. Urocze, prawda?
    — Najlepiej jak potrafisz, Harrie — zaznaczył zupełnie tak, jakby to było oczywiste, że oczekuje od niej zadowolenia tylko na najwyższym poziomie. Droczył się teraz, ale też lubił ją prowokować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbował nawet unieść się i wsunąć głębiej w jej usta, tylko że Harly uniemożliwiła mu to, świadomie dociskając jego biodra do materaca. Cicho westchnął gdy się wyprostowała i zastąpiła usta palcami, ale nie narzekał, bo to jak przesuwała dłonią, pieszcząc go czule, też okazało się być niezwykle przyjemnym doznaniem. Pobudzała go stopniowo, rozpalając w nim ciche żądze.
      — Zamierzam skończyć w tobie — odparł, dając jej do zrozumienia, że będzie do tego dążył. — Ale chętnie skończę też w twoich ustach, albo na tobie, więc zastanów się, czy to na pewno dobry pomysł więzić mnie w tej pozycji — zauważył, unosząc usta w podstępnym uśmieszku. — Bo wtedy nawet nie poczujesz tego, co czuje właśnie twoja dłoń pod palcami, a to co najlepsze przypadnie jej — dopowiedział, zbliżając usta do jej uda. Delikatnie szczypnął jej skórę zębami i zaraz zassał ją, łagodnie przesuwając po niej koniuszkiem języka, żeby uśmierzyć to chwilowe pieczenie, które jej sprezentował.
      — Jeśli chcesz się dowiedzieć jak bardzo tęskniłem i jak bardzo cię pragnę, oddaj mi się, Harrie — zachęcił ją nieskromnie, powracając językiem do najczulszego miejsca na jej ciele i zaczął pieścić je żarliwie, żeby dać jej przedsmak tego, o czym mówił.

      imagine what awaits you when instead of begging, I please you... 🤩🍆💦
      Tanner Gentry

      Usuń